Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Jaka NASA pilnuje, by misja kosmiczna nie miała cech przejażdżki szambiarką (w zbiorniku)

18 197  
115   14  
Wszystkie przygotowania dopięte na ostatni guzik? Oby tak było – bo w tym akurat przypadku o odwrocie nie może być mowy. I trzeba pomyśleć nawet o tym, o czym na co dzień zbytnio się nie myśli.


Na Ziemi wystarczy otworzyć okno, a problem prędzej czy później się rozejdzie.

Można też, przynajmniej na jakiś czas, zmienić pomieszczenie, a jeśli problem okaże się naprawdę cuchnący, choćby i się wyprowadzić.

Tyle na Ziemi, bo w przestrzeni kosmicznej sytuacja wygląda zupełnie inaczej.

Po prostu otwórz okno… a nie, jednak nie



W kontekście misji kosmicznych – a zwłaszcza w kwestii zapachów – większość osób zastanawia się, jak pachnie kosmos. Tyle że na to pytanie nie sposób odpowiedzieć wprost. Być może potrzebny jest ktoś, kto nie wie, że się nie da i po prostu poleci i powącha… Żarty na bok. Dla ścisłości – astronauci, którzy przebywali w przestrzeni kosmicznej, opisywali później to, co „osiadło” na ich kombinezonach jako zapach metaliczny, przypominający opary ze spawania. Proch strzelniczy, przypalony stek, orzechy – całkiem sporo całkiem różnych porównań.

Wróćmy jednak do środka.

Zapach kosmosu z pewnością jest interesującym zagadnieniem – ale wcale nie tym, które spędzałoby inżynierom i naukowcom sen z powiek. Z punktu widzenia pracowników NASA ważniejsze niż to, co pachnie wokół statku kosmicznego jest to, co pachnie lub nie w nim.

Nie można już liczyć na to, że problem – ot tak – rozwieje się. Wystarczy otworzyć okno, przewietrzyć i po sprawie. Takiej opcji nie ma. Na szczęście z pomocą przychodzi George Aldrich.

Specjalista do spraw nie zawsze pachnących



Zapach w statku kosmicznym to kwestia nie tylko komfortu jego załogi. To również poważny aspekt bezpieczeństwa. Pojawienie się nieoczekiwanego zapachu może sygnalizować problem z oprzyrządowaniem – wyciek płynu, przegrzewanie elementów, wreszcie pojawienie się ognia. Każdy problem musi zostać natychmiast wykryty – bo margines błędu, np. na wysokości ok. 400 km nad Ziemią, gdzie znajduje się Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, jest o wiele, wiele mniejszy.

Dlatego George Aldrich doskonale zdaje sobie sprawę z wagi swojego zadania – a także z tego, że jego praca wielu mogłaby wydać się dziwna. Oficjalnie zatrudniony jest w NASA jako Chemist Specialist, choć bardziej pasuje określenie Chief Sniffer. W luźnym tłumaczeniu – główny wąchacz.

Nieformalny tytuł najkrócej – i przy tym bardzo trafnie – opisuje pracę Aldricha.

Człowiek, przez którego nos przechodzi wszystko, co trafi na statek kosmiczny

Do NASA dołączył niemal czterdzieści lat temu, nie mając chemicznego wykształcenia, prosto po liceum. Od pracującego w White Sands ojca dowiedział się, że agencja poszukuje pięciu „tymczasowych”. Początkowo zajmował się bezpieczeństwem pożarowym, szybko jednak uznano, że młody i zdrowy chłopak przyda się gdzie indziej. To wtedy George miał pierwszą styczność z wąchaniem. Przynajmniej zawodowym.

Używam węchu, by chronić astronautów przed ohydnymi zapachami w przestrzeni kosmicznej” – tłumaczył kilka lat temu w wywiadzie dla Science Channel.

Aldrich i jego współpracownicy wąchają wszystko, co znajdzie się wewnątrz kosmicznego pojazdu. I dopóty, dopóki chodzi np. o powąchanie wkrętaka czy szuflady, nie ma większego problemu. Tyle że wąchać trzeba też zdecydowanie mniej przyjemne rzeczy…

Warto wiedzieć, że nie można tak po prostu przyjść, powąchać i wyjść, zostawiając krótką recenzję. Specjaliści mają obowiązek przechodzenia rygorystycznych testów raz na kilka miesięcy – by mieć pewność, że sprawność ich węchów pozostaje na wystarczającym poziomie.

To, czego nikt nie chce wąchać – ale ktoś musi



Kilkoro dorosłych zamkniętych w ciasnym pomieszczeniu na miesiąc – ze wszystkim, co ludzkie i nie jest im obce. Jeśli ktoś wyczuwałby tu jakieś wyzwanie, to… najzupełniej słusznie. Przypomnijmy raz jeszcze, że awaryjne otwarcie okna i wywietrzenie problemu nie wchodzi w grę.

Byłyby to co najwyżej żarty na poziomie gimnazjalnym, gdyby rzecz nie okazała się całkiem istotna – i to zupełnie niedawno, bo w związku z misjami Artemis (pierwszy start – po dużych opóźnieniach – odbył się 16 listopada 2022). Jedną z przeszkód, na jakie natrafili konstruktorzy, okazała się nowa toaleta. Krótko mówiąc, nie gwarantowała, że to, co dzieje się w toalecie, zostaje w toalecie.

Najpiękniej wyzwanie opisał Jason Hutt, główny inżynier zajmujący się projektem nowej toalety czy też – jak głosi oficjalna nazwa – Uniwersalnym Systemem Zarządzania Odpadami (Universal Waste Management System, UWMS).

Jeśli chcielibyście odtworzyć sobie zapach używanego statku kosmicznego, weźcie kilka brudnych pieluch, trochę opakowań po żarciu z mikrofalówki, zużytą torbę na pawia i kilka przepoconych ręczników, to wszystko zamknijcie w metalowym koszu na śmieci i wystawcie na słońce na 10 dni. Po tym czasie zdejmijcie pokrywę i dobrze się zaciągnijcie.

Brzmi wspaniale, prawda?

Przyziemność w kosmosie



Na pomoc grawitacji nie ma co liczyć – „dzieło” nie odpłynie samo w dół kanalizacji. Trzeba mu dopomóc i stąd specjalne wentylatory zasysające do środka produkty egzystencji astronautów.

UWMS tylko częściowo ma różnić się od wcześniej stosowanych rozwiązań. Jeśli chodzi o tzw. dwójkę, tu nie ma większego wyboru. Ten klocek w układance trzeba po prostu przechować i przywieźć z powrotem na Ziemię. Na przechowywanie moczu nie ma miejsca – a jeśli chodzi o misje Artemis, mowa o czterech dorosłych osobach mających spędzić w zamknięciu dobry miesiąc.

Na system filtrujący, umożliwiający odzyskanie wody z moczu, w kapsule statku Orion nie ma miejsca. Nie pozostaje więc nic innego, jak jednak otworzyć okienko – nie dosłownie, rzecz jasna – i pozbyć się moczu na miejscu. To rozwiązanie było praktykowane już wcześniej… i jak to zwykle bywa w przypadku pionierskich wyzwań, nie obyło się bez komplikacji. Zamiast podryfować w nieznane, mocz zamarzał w przewodach zanim zdążył opuścić statek. Tym razem ma być jednak inaczej – bo zainstalowano specjalne podgrzewacze moczu.

Jeśli ktoś myślałby, że praca w NASA to wyłącznie „sięganie gwiazd”, zapewne właśnie został sprowadzony na ziemię.

Problem na bardzo ograniczonej przestrzeni



To prawda, akurat w kosmosie na brak przestrzeni nie powinno się narzekać. Co innego wewnątrz kapsuły Orion, która ma zaledwie 5 metrów średnicy i 3 wysokości. Wymusza to daleko idące zmiany w stosunku do wcześniej stosowanych technologii. Mniejszy rozmiar i mniejszy ciężar to najważniejsze aspekty, które znajdują odzwierciedlenie właśnie w takich przypadkach jak nowa kosmiczna toaleta. I to kolejne wyzwanie dla ludzi takich jak wspomniany wcześniej George Aldrich.

Po każdorazowym użyciu – jeszcze w laboratorium – muszą „na własny nos” przekonać się, że toaleta, a właściwie cały UWMS jest wystarczająco szczelny. Wietrzenie nie wchodzi w grę, odświeżacza powietrza nie można ze sobą zabrać (ze względu na ryzyko chemicznego skażenia czy wybuchu pojemnika). Najlepszą opcją – przynajmniej na tym etapie – wydaje się aktywny węgiel.

To on sprawia, że praca wąchaczy NASA staje się nieco bardziej znośna. I to on daje nadzieję, że astronauci misji Artemis nie ugotują się we własnym smrodzie.

2

Oglądany: 18197x | Komentarzy: 14 | Okejek: 115 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

09.05

08.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało