Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Logotypy, za którymi kryją się wyjątkowo intrygujące historie

100 850  
369   12  
Każda marka potrzebuje symbolu. Najlepiej takiego, który, niczym stempel, odciśnie się na umyśle klienta i już zawsze będzie budził u niego odpowiednie skojarzenia. Wymyślając logotyp, jego twórcy nie zawsze zdają sobie sprawę, że firma osiągnie gigantyczny sukces, a graficzny znaczek zostanie z nią już do końca.

#1. Domino’s Pizza – „problem” z kropkami

To jedna z najbardziej znanych sieciówek serwujących pizzę. Pierwsza restauracja powstała w 1960 roku w amerykańskim mieście Ypsi. Wówczas to Dominick DeVarti, właściciel istniejącej już knajpy, i jego kolega Tom Monaghan utworzyli spółkę, a swój biznes nazwali „DomiNick’s” – od imienia DeVartiego. Kiedy pięć lat później Tom kupił dwa kolejne lokale i chciał w nich otworzyć nowe oddziały pizzerii, nieoczekiwanie jego wspólnik zabronił mu posługiwania się tą samą nazwą. Z pomocą przyszedł jeden z zatrudnionych przez Monaghana kumpli i zasugerował stworzenie nowej marki – „Domino’s”. W tym też czasie powstało logo firmy – klocek domina z trzema kropkami.


Tom planował dodawanie nowych kropek za każdym otworzeniem kolejnego lokalu. To był całkiem niezły pomysł, ale niestety zupełnie nierealny, jeśli weźmie się pod uwagę to, że do 1978 roku restauracji było już 200, a obecnie jest ich prawie 11 tysięcy. Widział ktoś klocek domino z taką ilością kropek?

#2. Toblerone – ukryty szwajcarski miś

Tę czekoladę znają wszyscy i zapewne też wszystkim kojarzy się ona z… lotniskiem i ze sklepami bezcłowymi. Ta produkowana od 1908 roku czekolada powstała w fabryce założonej przez dwóch Szwajcarów - Emila Baumanna i Theodora Toblera. I tutaj od razu warto podzielić się pewną małą ciekawostką – pierwsze reklamy Toblerone pojawiały się w materiałach do nauki esperanto! Theodor Tobler był bowiem wielkim entuzjastą promowania tego stworzonego przez Ludwika Zamenhofa języka. Według szwajcarskiego przedsiębiorcy zunifikowanie mowy miało bowiem ułatwić rozwój wolnego, międzynarodowego handlu.


Wróćmy jednak do samej czekolady oraz jej logotypu. Czemu właściwie zdecydowano się na tak niecodzienny kształt tej słodkości? Najbardziej znana teoria mówi, że natchnieniem był tu jeden z alpejskich szczytów – prawdopodobnie góry Matterhorn.


Innego zdania są jednak synowie Toblera, którzy uważają, że inspiracją była tu raczej skomplikowana konstrukcja, którą z własnych ciał układali akrobaci występujący na deskach paryskiego Folies Bergère. Theodor miał kilkukrotnie widzieć ich występ i był ponoć pod jego olbrzymim wrażeniem. Tak czy inaczej – na logotypie tego produktu widnieje kontur wspomnianej góry Matterhorn. Jest jednak coś jeszcze. Na tle górskiego kształtu sprytnie ukryty jest… niedźwiedź.


Skąd on? Ano z herbu szlacheckiego Toblera. Niedźwiedź widnieje w znaku rodowym Theodora od XIII wieku. Jest jeszcze jeden element łączący czekoladę z misiem. Jak wiadomo, nazwa tej czekolady to efekt gry słów polegającej na połączeniu nazwiska jej twórcy z wyrazem „torrone” – włoskiego określenia popularnego deseru orzechowego. Tymczasem kolejny niedźwiedź kryje się w słowie TOBLERONE. Bern, czyli Berno – czwarte co do wielkości miasto w Szwajcarii – swoją nazwę zawdzięcza niedźwiedziowi (niem. bär), którego to założyciel tej miejscowości, książę Berthold V, miał tamże ubić.

#3. Chupa Chups – logo stworzone na szybko w czasie lunchu

Lizaki Chupa Chups zawojowały hiszpańskie sklepy spożywcze w latach 50. ubiegłego wieku, natomiast charakterystyczny znak firmowy miał premierę dopiero w roku 1969. Enric Bernat – założyciel przedsiębiorstwa – spotkał się wówczas ze swoim kumplem, niejakim Salvadorem Dalim, na lunchu. Podczas luźnej konwersacji Dali został poproszony o zaprojektowanie jakiegoś chwytliwego logotypu, którym można by się pochwalić na opakowaniu lizaków. Ekscentryczny artysta, prawdopodobnie gdzieś w przerwie pomiędzy kęsami ciasta, naszkicował swojemu przyjacielowi rysunek, który niemalże z miejsca został zaaprobowany przez Bernata. Mało tego – początkowo Enric pragnął umieścić logo na boku folijki, w którą owinięty był lizak, jednak dzieło Salvadora tak bardzo mu się podobało, że kazał je przesunąć na górę.


#4. Starbucks – cycki nie przejdą!

Pierwszy lokal obecnie największej na świecie sieci kawiarni otworzony został w 1971 roku. Obecnie ten amerykański koncern posiada ok. 28 tysięcy knajp! Charakterystyczny logotyp Starbucks na początku wyglądał nieco inaczej niż obecnie. Aby zrozumieć rodowód tego symbolu, trzeba najpierw przyjrzeć się samej nazwie. Założyciele kawiarni najwyraźniej byli wielkimi miłośnikami powieści „Moby Dick”, bo swój biznes ochrzcili na cześć Starbucka – oficera i istotnego członka załogi statku wielorybniczego kapitana Ahaba.


Marinistyczny rodowód nazwy knajpy musiał więc mieć zbliżony klimatem logotyp. Grafik, któremu zlecono to dzieło, spędził sporo czasu nurkując w starych archiwach i księgach, aby znaleźć jakąś inspirację. I znalazł! Był to wizerunek dwuogonowej syreny z XV-wiecznego nordyckiego drzeworytu. I to właśnie ta dama znalazła się na pierwszym znaku firmowym.


Po latach zasłonięto piersi syreny jej długimi włosami, a sam znaczek tak przeskalowywano, że morska dama nie przypomina już wyjątkowo wygimnastykowanej, gotowej do „pracy” morskiej prostytutki. Takie właśnie skojarzenia budziło bowiem to logo, kiedy pod koniec pierwszej dekady XXI wieku firma na krótki czas przywróciła je w swojej pierwotnej formie…

#5. Lacoste – krokodylowy fetysz

Malutki, umieszczony na piersi znaczek przedstawiający krokodyla – ten symbol trudno pomylić z jakimkolwiek innym. Jeszcze długo przed tym, jak powstała firma Lacoste, jej późniejszy założyciel René Lacoste miał pewną słabość do tych gadów. Mała ciekawostka – krokodyle są z nami od 85 milionów lat, czyli od czasów późnej kredy, a ich najbliższymi krewnymi są… ptaki.
René Lacoste był szalenie popularnym tenisistą i wielokrotnym zdobywcą pucharów. Uznawano go za pracoholika. Jeszcze w okresie swej sportowej kariery zaprojektował on maszynę, która strzelała piłkami w różnych kierunkach i z jej pomocą ćwiczył przed kolejnymi meczami.


Historia mówi, że kiedyś René zobaczył gdzieś walizkę z krokodylej skóry i bardzo zapragnął wejść w jej posiadanie. Jako że produkt ten był bardzo drogi, Lacoste zaproponował kapitanowi drużyny French Davis Cup mały zakład – jeśli René wygrałby mecz, kapitan zobligowany by był do sprezentowania mu wymarzonego gadżetu. Niestety, tym razem nie udało się. Lacoste walizki nie dostał, a zamiast tego otrzymał coś znacznie cenniejszego – ksywkę „Krokodyl”.

René nie tylko polubił ten nowy pseudonim, ale i poprosił swego przyjaciela o zaprojektowanie ładnego wizerunku krokodyla, który to później wyhaftował sobie na swojej szytej z francuskiej bawełny białej koszuli. W niej to występował na korcie. Z czasem ten element ubioru stał się jego znakiem rozpoznawczym.


Po przejściu na emeryturę, nie mogący wytrzymać bez pracy Lacoste założył ze swoim kumplem firmę odzieżową. Jej logiem nie mogło zostać nic innego niż wyszczerzona gadzina od lat kojarzona z René!

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
5

Oglądany: 100850x | Komentarzy: 12 | Okejek: 369 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało