Bycie swingersem. Uprawianie całego mnóstwa bezwstydnego seksu brzmi świetnie, ale to tak nie działa. Trzeba poświęcić naprawdę sporo czasu na poszukiwanie ludzi, z którymi można się spiknąć. Nawiązać kontakt na tyle dobry, by zaplanować spotkanie. Po całym tym planowaniu następuje gówniany seks z nieznajomymi, którzy mogą, ale nie muszą ci się podobać. Niezręczne emocjonalne problemy, które musisz rozwiązać ze swoją partnerką, która notabene robi to z ludźmi, których możesz uznać za okropnych. Koniec końców wszystko sprowadza się do logistyki i żenujących sytuacji.
Seks w wannie lub jacuzzi.
Wszystko, co wiąże się z tłumami ludzi.
Wypożyczenie łódki z wiosłami. Widzisz je przy brzegu i myślisz sobie, że fajnie byłoby popływać, ale szybko zdajesz sobie sprawę z tego, że to bardzo nieefektywny napęd i 20 minut później wracasz na przystań.
Seks pod prysznicem. Raz czy dwa się przewróciłam.
Dorosłość.
Bycie łaskotanym.
Kiedy byłem mały, tata pracował w lokalnej knajpie, by trochę dorobić. Myślałem, że to najlepsza robota na świecie. Uwielbiałem przychodzić tam i patrzeć, jak pracuje. Robił kanapki i przygotowywał jedzenie na wynos, ale zawsze marzyłem sobie, że to właśnie praca, jaką chciałbym wykonywać kiedy dorosnę.
Cóż, kiedy tylko skończyłem 14 lat, jego szefowie zaproponowali mi robotę. Myślałem wtedy, że praca w restauracji to wspaniała sprawa... Dopóki się nie zatrudniłem i nie okazało się, że to najgorsze, co mogło mnie spotkać. Nie ma to jak praca przez wiele godzin za minimalną stawkę i zbieranie opierdolu od niemiłych i/lub wkurzonych klientów.
Chyba myślałem, że to taka fajna sprawa, bo ojciec z natury jest spokojny i uśmiechnięty. Przez to wydawało mi się, że trudna robota jest przyjemna. Z tego samego powodu mam do niego ogromny szacunek.
Mieszkanie w małej wiosce w górach. Każdy produkt jest strasznie drogi, a wszyscy wokół to alkoholicy.
Walki na jedzenie.
Któregoś lata rzucaliśmy się jedzeniem. Pięć minut zabawy, dwie godziny doprowadzania siebie i jadalni do porządku.
Witanie nowego roku na Times Square.
Praca, która wymaga ciągłych wyjazdów. Ludzie będą mówić: "Och, możesz zobaczyć tyle nowych miejsc!". Tak, ale nie będzie cię w domu, musisz nocować w hotelach i nawet nie możesz zrobić porządnych zakupów, bo w przyszłym tygodniu "mieszkasz" już gdzieś indziej. Strasznie męczące!
Bycie testerem gier. Sporo osób chciałoby pracować na moim stanowisku sądząc, że równa się to graniu całymi dniami. Świetny sposób na połączenie hobby z zarobkiem, prawda? Realia są jednak inne i wcale nie sprawia to jakiejkolwiek frajdy. Będziesz przechodził tę samą nudną część milion razy, a sama gra nie musi ci się przecież podobać. Po jakimś czasie wypalisz się i będziesz mieć uraz do jakichkolwiek gier.
La Tomatina.
Ogromna walka na pomidory w niewielkiej hiszpańskiej wiosce. 20 tysięcy uczestników w wąskiej uliczce, upakowanych jak sardynki. Wszyscy pijani, z pełnymi pęcherzami. Gwardziści monitorują co się dzieje, po czym wjeżdżają ciężarówkami i zrzucają pomidory, którymi masz rzucać się z innymi.
- Będziesz nadeptywany.
- Zostaniesz osikany lub będziesz musiał na kogoś nasikać.
- Będziesz mieć pomidory w każdej szparze.
- Ubrania do wyrzucenia.
Spędzenie całego dnia w łóżku. Raz na jakiś może być spoko, ale codziennie... wręcz przeciwnie.
Pobudka lodzikiem. Myślałem, że będzie mi się podobać, ale to było najgorsze doświadczenie w moim życiu. Już nigdy nie zasnę z otwartymi ustami na ławce w parku.