Niektóre wydarzenia, które zapisały się na kartach historii, są
tak nieprawdopodobne, że spokojnie można by je uznać za efekt
mocno wybujałej wyobraźni jakiegoś pisarza albo scenarzysty
filmowego. Tymczasem sytuacje, o których zaraz przeczytacie,
naprawdę miały miejsce i chociaż specjalnie nie wpłynęły na
losy świata, to są dla nas tym rodzajem intrygującej wiedzy
bezużytecznej, którą łykamy bez popitki.
Charles Manson to niesławny przywódca sekty religijnej „Rodzina”, której
członkowie przekonani byli o nadchodzącym Armageddonie i krwawej
rzezi białych obywateli przez czarnoskórych członków wielkiej
rewolty. Manson uważał, że to jego „Rodzina” powinna rozpocząć
nieuniknioną masakrę. Zanim jednak Charles został uduchowionym
świrem, komponował i nagrywał muzykę (nawet całkiem niezłą,
warto dodać), a także podejmował się pracy alfonsa oraz
pisał
filmowe scenariusze. Jeden z takich tekstów wysłał on wielkiej
gwieździe kina, jaką był Steve McQueen. Nie doczekawszy się
odpowiedzi, Manson dopadł aktora osobiście i zaczął dość
nachalnie domagać się jego uwagi. Steve, który znany był ze
swojej porywczości, nie czekał długo i strzelił namolnego
mężczyznę w twarz, łamiąc mu nos.
Przez ten niemiły
gest gwiazdor mocno podpadł Mansonowi, który wpisał go na listę
osób „do zlikwidowania”. Okazja pojawiła się, kiedy McQueen
został zaproszony na imprezę do swojej koleżanki po fachu –
Sharon Tate. Steve bardzo chciał się tam pojawić, ale w drodze na
spotkanie został okradziony z portfela. Przez następną godzinę
gwiazdor jeździł po ulicach Los Angeles i uzbrojony w naładowaną
broń szukał złodzieja. Ostatecznie dopadł go i odzyskał swoje
mienie. Zamiast od razu skierować się do domu Romana Polańskiego,
McQueen poszedł zrzucić z siebie emocje w ramionach prostytutki.
Zasiedział się trochę i ostatecznie nie dotarł na imprezę. Jak
wiadomo, podczas pamiętnego spotkania członkowie sekty Mansona
wdarli się do rezydencji i dokonali tam prawdziwej rzezi…
Człowiek z Cheddar
– tak nazwano kości człowieka, które to w 1903 roku zostały
wydobyte z angielskiej jaskini Cheddar Gorge. Jako że mężczyzna
ten żył w okolicach 7150 roku p.n.e., szczątki te uznaje się za
najstarszego trupa w Anglii! Krótko po tym odkryciu leciwy
kościotrup trafił do Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. 90 lat
później uczeni pobrali z trzonowego zęba umarlaka próbkę DNA i
postanowili porównać ją z materiałem genetycznym osób z okolic
Cheddar, aby zobaczyć, czy ktoś nie jest może spokrewniony z
nieboszczykiem, który 9000 lat wcześniej żył na tych ziemiach.
Czystym przypadkiem natrafiono na jego bezpośredniego potomka! Żeby
było jeszcze ciekawiej, Adrian Targett, bo tak się nazywa daleki
wnuk (to „oddalenie” wynosi jakieś 300 pokoleń!) człowieka z
Cheddar,
mieszka niecałe 800 metrów od jaskini, w której znaleziono szczątki nestora jego rodu!
Znacie to uczucie,
kiedy szukacie drobnych w kurtce i przypadkiem, na samym dnie
kieszeni, natrafiacie na zmięty banknot 100-złotowy, który leży
tam od zeszłego sezonu? No, to pomyślcie jak poczuł się facet,
który szukał młotka, a znalazł bezcenny skarb! Eric Lawes
pożyczył młotek swojemu sąsiadowi, a ten wziął i zgubił go
gdzieś na polu. Eric nie zamierzał iść do sklepu, by kupić sobie
nowe narzędzie, tylko mieląc pod nosem obelżywości, chwycił za
swój wykrywacz metalu i ruszył na poszukiwania swego ulubionego
młotka.
Nie znalazł go jednak, ale za to natrafił na jakąś starą
skrzynię pamiętającą czasy panowania Imperium Rzymskiego.
Wewnątrz znajdowały się tysiące monet z cennego kruszcu, piękna
złota biżuteria, bransolety, łańcuchy, pierścienie…
Archeolodzy, którzy przybyli na miejsce, ze zdumienia przecierali
oczy.
Liczący sobie 1500 lat skarb był najcenniejszym, jak dotąd,
znaleziskiem, na jakie natrafiono w Wielkiej Brytanii!
Była to doba
informacja dla Lawesa – zgodnie z brytyjskim prawem, w takiej
sytuacji państwo ma obowiązek „odkupić” skarb od osoby, która
go odkryła. W ten sposób rolnik dostał 1,75 miliona funtów. Za
taką kwotę mógł kupić sobie nieprawdopodobną wręcz liczbę
młotków. Eric pieniądze przyjął, ale młotka nie kupił i dalej
szukał swej zguby. Na szczęście nie trwało to długo i zagubione
narzędzie w końcu znalazł!
Mało kto wie, że
Michał Anioł był nie tylko wielkim rzeźbiarzem i malarzem, ale
także i całkiem nieźle sobie radził jako wrażliwy poeta. A
wrażliwy był szczególnie na męskie wdzięki. Konkretnie na
wdzięki Tommaso de' Cavalieriego, włoskiego arystokraty, którego
57-letni artysta poznał, gdy tamten liczył sobie zaledwie 23
wiosny. Większość miłosnych wierszy dotyczyło uczucia, którym
Michał Anioł darzył swego młodego kochanka. Wiele z tych dzieł
zostało upublicznionych na początku XVII wieku za sprawą bratanka
artysty. Ten jednak nie chciał, aby jego wujek uchodził za
„zboczeńca”, więc postanowił wprowadzić do tekstu parę
korekt.
Polegały one głównie na zmianie niektórych zaimków i
usuwaniu z tekstu pewnych słów.
We fragmentach, których nie dało się taką
metodą ocenzurować, bratanek Michała Anioła robił adnotacje z
informacją, że poezji nie należy traktować dosłownie, a raczej
patrzeć na nią jako na filozoficzną metaforę niż na utwór
skierowany bezpośrednio do jakiejś osoby. Dopiero w połowie XIX
wieku historycy badający zagadnienie homoseksualizmu wśród
renesansowych artystów rzucili „nowe” światło na dzieła
autora fresków z Kaplicy Sykstyńskiej.
Kto liznął trochę
historii II Wojny Światowej, ten wie do jakiej chorej, sadystycznej
perfekcji posuwali się członkowie Gestapo, odpowiedzialni za
wydobywanie od przesłuchiwanych więźniów cennych dla Rzeszy
informacji. Na tle wyspecjalizowanych w niezwykle kreatywnym
okrucieństwie nazistów, Hanns Scharff zasłynął jako prawdziwy
mistrz w swoim fachu. Głównie dlatego, że całkowicie zrezygnował
on ze stosowania przemocy wobec więźniów. W żadnym jednak wypadku
nie oznacza to, że uprzejmy i bardzo kulturalny członek Luftwaffe
miał słabe wyniki w swojej robocie. Wręcz przeciwnie! Scharff
bardzo szybko zdobywał zaufanie przesłuchiwanych, uchodząc w ich
oczach za jedynego godnego zaufania Niemca, a wręcz przyjaciela,
który chce im pomóc. Pięknie mówiący po angielsku Hanns miał w
zwyczaju żartować, opowiadać dowcipy,
częstować smakołykami, a
nawet przemycać ze sobą flaszki z „czymś mocniejszym”. Jeńcy,
ku zdziwieniu gestapowców stosujących „standardowe” metody,
bardzo chętnie dzielili się z Scharffem interesującymi go informacjami.
Po wojnie Hanns
wyemigrował do USA, gdzie wreszcie mógł rozwijać swój artystyczny talent.
Tworzył bardzo efektowne mozaiki, które z miejsca znalazły
miłośników wśród mieszkańców Stanów Zjednoczonych, a Scharff stał się znanym
specjalistą w tej dziedzinie. Na początku lat 70. były członek
Luftwaffe zatrudniony został przez włodarzy studia Walta Disneya i
wykonał kawał detalicznej pracy przy budowie zamku Kopciuszka w
Disney Worldzie!
Źródła:
1,
2,
3,
4,
5,
6
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą