Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Nic nie znacząca żona, harcerz nie pali i inne anonimowe opowieści

61 086  
262   102  
Dziś między innymi dowiecie się jak można spławić faceta, poznacie niezwykłego ochroniarza dbającego o młodzież, przekonacie się, że i bliźniaczki można rozróżniać na dwa sposoby oraz poznacie babcię, fankę pewnego serialu.

#1.


W życiu słyszałem już niezliczoną ilość wymówek od dziewczyn, którym proponowałem „spotykanie się”. Cóż, nie zawsze przecież podryw musi się udać. Rok temu dostałem jednak chyba najbardziej żenującego kosza, jakiego można dostać.

Dziewczyna, z którą poszedłem na piwo, powiedziała mi, cytuję: „Słuchaj, jest zima. Nie chce mi się teraz golić nóg ani okolic bikini dla jakiegoś faceta. A latem jadę na Majorkę, więc też nie licz na jakieś romanse...”.

#2.

Gdy miałem jakieś 16 lat i zaczynałem dopiero poznawać przyjemności płynące ze zbliżeń damsko-męskich, byłem zbyt nieśmiały, aby kupować prezerwatywy. Słabo robiło mi się na samą myśl o tym, że wykładam gumki na taśmę w supermarkecie i tym samym skazuję się na osądzające spojrzenie pani kasjerki. Więc ja, głupi gołowąs, regularnie kradłem kondomy z pobliskiego centrum handlowego. Zakładałem na siebie bluzę o dwa numery na mnie za dużą (co w tamtym czasie, kiedy królowała „skejtowa” moda, nie było czymś niespotykanym) i szlajałem się między sklepowymi alejkami, czyhając moment, kiedy w zasięgu wzroku nie będzie żadnego człowieka. W odpowiednim momencie szybko łapałem kilka opakowań Durexów i chowałem pod ubranie.

Proceder ten trwał parę miesięcy, aż pewnego dnia zostałem złapany przez ochroniarza. Gość wziął mnie do pokoju z monitoringiem i kazał wyjąć moje łupy. Blady, dygocząc ze strachu, wyrzuciłem na stół trzy pudełka z gumkami. Facet pewnie się tego nie spodziewał, bo przez chwilę, nieco zakłopotany, patrzył na blat, drapiąc się po głowie. Ja w tym czasie, niemalże płacząc, tłumaczyłem, że mam dziewczynę, że pieniądze na gumki też posiadam i że tak bardzo stresują mnie tego typu zakupy, że chyba zapadłbym się pod ziemię, gdybym miał wyjąć ten produkt przy kasie.

Ochroniarz westchnął ciężko i powiedział: „Słuchaj, młody. Tym razem ci daruję i nie wezwę policji ani twoich rodziców. Ja tu pracuję we wtorki, czwartki i soboty. Zróbmy tak. Jak będziesz następnym potrzebował gumek, to odlicz kasę, zapukaj do tego pokoju, a ja pójdę do kasy i ci je kupię, rozumiesz?”.

Od tego czasu praktycznie co tydzień wpadałem do sklepu, a Marcin (tak się ochroniarz nazywał) kupował mi prezerwatywy. Okazał się naprawdę fajnym gościem. W sumie to dzięki niemu w końcu przełamałem nieśmiałość i przestałem go angażować w swoje „zakupy”.
Ta historia przypomniała mi się, bo wczoraj, idąc z synem na plac zabaw, spotkałem tam Marcina z jego dzieciakami.

#3.

Identical Twin Sisters Battle Breast Cancer Together - Cancer Health

Mam siostrę bliźniaczkę. Jesteśmy identyczne. W każdym razie ja tak zawsze sądziłam. Wczoraj dowiedziałam się, że nasi znajomi rozróżniają nas jako „ta brzydka” i „ta ładna”. Zgadnijcie, która to ja...

#4.

Czuję się niewidzialna i niedoceniana. Jestem już dorosłą kobietą, po studiach, z dobrą pracą, jednak czuję się często pomijana i po prostu głupia.

Mam męża, kochanego faceta i do tego bardzo mądrego. Po doktoracie z fizyki, z wielkimi grantami i projektami oraz sporym dorobkiem naukowym.

Z pozoru to żaden problem, dogadujemy się wspaniale, ale przy nim już mnie nikt nie dostrzega. Wszyscy pytają się mojego Marcina o opinie, nawet jeśli dotyczy ona pielęgnacji kwiatów (a na tym się znam). Gdy planujemy wakacje wszyscy mówią, że jak to dobrze, że możemy jeździć, skoro Marcin zna języki. Ja też znam, ale nikt o tym nie pamięta. Tego typu teksty są na porządku dziennym. Nie wiem dlaczego, ale wszyscy wychodzą z założenia, że mój mąż to alfa i omega, a ja w porównaniu z nim to niedorozwój. Sam Marcin się nie wywyższa i nie pokazuje jaką ma wiedzę, można z nim pogadać o wszystkim.

Zanim go poznałam, to inni nie traktowali mnie w ten sposób. Teraz czuję się niewidzialna i po prostu głupia. Nawet nasi znajomi tylko jego pytają o opinię albo zapominają, że ja też coś potrafię. Kolega kiedyś z tłumaczeniem z języka włoskiego na polski przyszedł właśnie do Marcina, a nie do mnie, choć sama uczyłam tego języka swojego męża.

Jest mi po prostu po ludzku przykro, że przy swoim mężu nic nie znaczę. Jakbym była tylko ozdobą, jakąś rzeczą, którą wiecznie nosi przy sobie. Źle mi z tym.

#5.


Moja babcia była wielką fanką serialu "Moda na sukces". Oglądała każdy odcinek, a potem przychodziły sąsiadki, jej koleżanki, i omawiały z przejęciem co się wydarzyło w serialu. Babcia wierzyła, że to co ogląda jest prawdą. Gdy w jednym z odcinków Brooke i Taylor się kłóciły, szarpały, babcia głośno komentowała "Ty suczko, ty suczko" - kierując te słowa do Taylor, gdyż kibicowała Brook.

W kolejnym z odcinków główny aktor Ridge wpadł do jakiegoś pieca w ogień. Jak babcia przeżywała, że umarł, że się spalił... Ja, 10-letnie dziecko, miałam z tego trochę ubaw i postanowiłam wykorzystać sytuację. Powiedziałam babci, że to główny aktor i niemożliwe żeby go uśmiercili i że pewnie zaraz po 2-3 odcinkach cudownie się odnajdzie. Babcia oczywiście lamentowała dalej, łzy w oczach i upierała się, że on już nie żyje. "No to się załóżmy o 100 zł - jak się okaże, że żyje, ty mi dajesz stówę, a jak przez 10 odcinków go nie będzie, to ja ci dam" - tak powiedziałam do babci, a ona z rozpaczą w oczach zakład przyjęła i dodała, że zapłaci mi więcej, oby tylko się odnalazł zdrowy.

Oczywiście było tak jak mówiłam. Po około 2-3 odcinkach Ridge się pojawił, ponoć z tego pieca wyszedł popielnikiem. Babcia uradowana, bo Ridge żyje. Nawet nie musiałam przypominać jej o tym zakładzie, bo po skończeniu się odcinka przyniosła mi 200 zł...

#6.

W czasie pandemii dostałam paczkę, co prawda z moim adresem wysyłkowym, ale nie moimi danymi. Paczkę przyjęłam nie sprawdzając danych, bo czekałam na prezent urodzinowy dla męża. Ponieważ na etykiecie był podany numer telefonu Pani Olusi (tak, ktoś wpisywał tak swoje imię), zadzwoniłam i poinformowałam, że pomyliła adresy i proszę o odbiór paczki. Olusia stwierdziła, że nie ma czasu na jej odbiór i żebym jej tę paczkę przyniosła po 16.00, bo tak wraca z pracy. Odmówiłam, bo nie będę nikomu nosić paczek. Po trzech dniach przysłała swojego męża. O sprawie bym zapomniała, gdyby nie fakt, że w następnym tygodniu dostałam kolejną paczkę, której przyjęcia odmówiłam. Następnego dnia przyszedł do mnie wspomniany mąż po odbiór paczki. Poinformowałam go przez domofon, że odmówiłam przyjęcia paczki i żeby skontaktował się z pocztą, i że żadnych ich paczek nie będę odbierać. Nie dość, że wirus, to jeszcze tak roszczeniowa Olusia.
Paczek pojawiło się około 5, systematycznie odmawiałam przyjęcia każdej z nich.

Po paru tygodniach, gdy już zapomniałam o tej sytuacji, do moich drzwi zapukała policja. Okazało się, że Olusia oskarża mnie o kradzież jej rzeczy. Musiałam iść na komisariat i tłumaczyć się, że nie jestem złodziejem. To była zemsta Olusi, bo jej zakupy wróciły do nadawców i musiała ponownie płacić za transport.

Do tej pory nie wiem, dlaczego ta kobieta kazała wysyłać te rzeczy na mój adres, a nie na swój. Sprawa na policji została umorzona, a ja nawet nie usłyszałam słowa przepraszam.

#7.

Moja przybrana siostra świętuje w tym roku dziesięciolecie abstynencji po przebytym uzależnieniu. Rodzina nie może zrozumieć, że na imprezie nie będzie alkoholu.

#8.

girl and boy standing on green grass field

Mój dwa lata starszy brat jest chory psychicznie. Widzi osoby, których nie ma, czasami z nimi rozmawia, ale ogólnie to jest coś w stylu, że opisują mu one różne rzeczy, sytuacje i tak dalej.
Nigdy nie próbowały go namawiać do złych czy dziwnych rzeczy (kilku lekarzy próbowało przypisywać mu leki, ale jest on na naprawdę wiele rzeczy uczulony, a takie, które akurat może brać działają tylko negatywnie na jego ciało i nie sprawiają, że wymyśleni ludzie znikają).

Teraz, kiedy jest już starszy, nauczył się odróżniać "wymyślonych ludzi" od tych prawdziwych, ale kiedy był dzieckiem, szło mu z tym znacznie ciężej.

Ogólnie chorobę zdiagnozowano u niego w pierwszej klasie podstawówki. Wcześniej rodzice myśleli po prostu, że ma bardzo dużą wyobraźnię. W każdym razie po tym, jak okazało się, że jest chory, rodzice przenieśli go do szkoły prywatnej ze względu na to, że w pierwszej szkole nauczyciele traktowali go bardzo źle. Wyzywali i zakazywali innym dzieciom z nim rozmawiać, mówiąc, że je "pozaraża" swoim świrostwem (co oczywiście było zupełnie niemożliwe, ale co z tego).

Na mnie samą jego choroba nie miała żadnego większego wpływu, jako dziecko uważałam ją za coś zabawnego.

To była chyba jego druga klasa podstawówki, kiedy przyprowadził do domu koleżankę z klasy. Rodzice byli akurat w pracy, a ja siedziałam większość czasu w swoim pokoju, bo oglądałam bajki, wyszłam tylko kilka razy do łazienki i chyba raz do kuchni po jakieś ciasteczka (brat z koleżanką siedzieli w salonie, który połączony był właśnie z kuchnią).
Nie wiem co strzeliło mi do głowy, ale postanowiłam sobie z mojego brata zażartować.

Kiedy ta koleżanka wyszła, zapytałam go z kim dzisiaj rozmawiał, jak to miałam w zwyczaju, gdy widziałam, że mówi "do siebie".

Do dziś pamiętam, jak stanął jak wryty, a potem spojrzał na mnie z czystym szokiem w oczach.

#9.

Jestem opiekunem drużyny harcerskiej. Kilka lat temu byliśmy na biwaku o kilka miejscowości oddalonej od naszego przysiółka. Wyjazd bardzo udany, ale późnym wieczorem dwie zuchenki zgłosiły, że z pokoju kadry przybocznej dochodzi smród papierosowego dymu.
Nie mogłam zlekceważyć tego faktu, ale wiedziałam też, że w pokoju tym są sami prawie pełnoletni ludzie.

Zapukałam kulturalnie i mówię, że czuję dym. Proszę o to, żeby za 5 minut osoba paląca zgłosiła się do mnie, w przeciwnym wypadku wszyscy zostaną wydaleni z obozu.

I pojawił się jeden delikwent z paczką papierosów i skruchą w oczach. Żal mi go było, ale jakieś konsekwencje wypadało wyciągnąć. Kazałam mu się spakować i udawałam, że dzwonię po rodziców. Prosiłam, żeby "zgłosili się po syna z powodu niewłaściwego zachowania".
Później urządziłam 3-kilometrowy bieg przez las - do głównej drogi, tłumacząc, że starsi nie dojadą po niego do harcówki przez las w środku nocy. Na poboczu w "oczekiwaniu" na nadjeżdżających rodziców wykonał chyba 100 pompek i przysiadów.
Pokutnik był załamany, bo ojca miał surowego i wydalenie z obozu wiązałoby się z ogromną karą.
Pomimo zmęczenia wykonywał jednak wszystkie polecenia.
W końcu przyznałam się, że to był tylko blef i że mam nadzieję, że jest to dla niego nauczka. Takiego szczęśliwego człowieka, jeszcze nie widziałam. Dziękował mi, że nie zadzwoniłam po rodziców. Z plecaka wyjął jeszcze dwie paczki papierosów i powiedział: "Druhna to weźmie, bo ja już sam sobie nie ufam".
Całą drogę do harcówki dziękował i przepraszał. A do dziś z daleka wita się ze mną, jak mnie widzi.

Nawet nie wie, że jest to jedno z najmilszych wspomnień z całej pracy z młodzieżą, jakie kiedykolwiek miałam.

W poprzednim odcinku

8

Oglądany: 61086x | Komentarzy: 102 | Okejek: 262 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało