Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Azjaci chcą wlewać do baków amoniak

26 648  
152   83  
Przeszło rok temu głośno zrobiło się o Kalifornii, która wyznaczyła sobie jasny cel: zakaz sprzedaży nowych samochodów z napędem spalinowym po 2035 roku. Jedni pukali się w czoło, drudzy narzekali, że zmiana jest i tak zbyt zachowawcza, jeszcze inni zastanawiali się, czy to już czas, by rozglądać się za elektrykiem. Na salę wkroczyli jednak Azjaci, którzy z kapelusza wyciągnęli osobliwego królika: silnik na amoniak.


Gdyby za doniesieniami sprzed kilku miesięcy o 2-litrowym, ponad 160-konnym silniku dla osobówki stał zespół z jakiejś uczelni, nawet bardzo renomowanej, pewnie niewiele osób zwróciłoby na to uwagę. Projektem pochwaliła się jednak grupa GAC – jeden z największych producentów samochodów w Chinach. A partnerem w tym przedsięwzięciu była Toyota – największy koncern motoryzacyjny świata. Taki duet zasługuje na cytat z Tarantino: „You had my curiosity. But now you have my attention”.

Amoniak zielony, ale nie do końca

Nie trzeba być chemikiem, by wiedzieć, co to amoniak – związek azotu i wodoru jest powszechnie znany i stosowany na szeroką skalę. Głównie w rolnictwie, w którym pełni rolę bazy do produkcji nawozów sztucznych. Te ostatnie mogą z kolei posłużyć do produkcji materiałów wybuchowych, z czego doskonale zdają sobie sprawę terroryści. Wystarczy przypomnieć, że Anders Breivik przed masakrą na wyspie Utøya zaatakował w Oslo, a wykorzystał do tego bombę na bazie azotanu amonu. Ta sama substancja doprowadziła do gigantycznej eksplozji w porcie w Bejrucie w 2020 roku. Zdecydowanie nie ma zatem mowy o „nudnych” związkach chemicznych.

https://www.youtube.com/watch?v=oKFupx9x0-k
Amoniak zawiera wodór, który skupia na sobie coraz większą uwagę w branży energetycznej, ale jednocześnie nie znajdziecie w nim węgla. A przecież to spalanie tego pierwiastka ma być naszym biletem do klimatycznego piekła. Specjaliści z Toyoty i GAC kilka miesięcy temu stawiali sprawę jasno: nasz silnik na amoniak emituje 90 proc. mniej dwutlenku węgla niż jego odpowiednik zasilany benzyną.

Problem polega na tym, że dla celów przemysłowych amoniak wytwarza się w dość energochłonnym procesie. Jeśli odbywa się to w gospodarce napędzanej paliwami kopalnymi (np. polskiej), to pomysł wydaje się irracjonalny: do pozyskania zielonego paliwa spala się węgiel. Ten sam zarzut stawiany jest często w przypadku instalacji zasilanych wodorem. Aby móc określić te paliwa mianem „zielonych”, konieczne jest produkowanie ich przy wykorzystaniu energii odnawialnej. To jednak nie koniec kontrowersji.

https://www.youtube.com/watch?v=eLMfRZGagfE
Spalanie amoniaku nie prowadzi (bezpośrednio) do emisji dwutlenku węgla, ale tlenków azotu już tak. A jednym z najgroźniejszych gazów cieplarnianych, o czym mówi i pisze się dość rzadko, jest tlenek diazotu (podtlenek azotu). Szerzej znany jako np. nitro (przez fanów motoryzacji) albo gaz rozweselający, ale śmiechu wywoływać raczej nie powinien, bo w dłuższej perspektywie zapewni planecie (czyli i nam) imprezę z gatunku tych mniej pożądanych.

Lepiej uważać przy tankowaniu

Amoniak jest substancją toksyczną. W wysokim stężeniu nawet bardzo. W efekcie można zapomnieć o tankowaniu go niczym popularnego diesla. Pewnie bardziej przypominałoby to wizyty na stajach wodorowych, ale i wysoki poziom zabezpieczeń mógłby nie wystarczyć. Pierwszy wypadek śmiertelny spowodowany zetknięciem z tą substancją zapewne wywołałaby panikę, a fani popularnej 95 mieliby używanie. Już teraz dzieje się tak przecież w przypadku płonących samochodów elektrycznych, czemu zresztą trudno się dziwić.

Silnik pokazali, ale Ameryki nie odkryli

Niektórym może się wydawać, że silnik zaprezentowany rzez azjatyckich producentów aut to coś totalnie nowego. Sęk w tym, że amoniak jako paliwo w motoryzacji stosowany był już w zamierzchłej przeszłości. Podczas wojny zasilał autobusy w Belgii, bo diesel stał się towarem wysokodeficytowym. Japońsko-chiński zespół odświeżył stary pomysł i wprowadził usprawnienia, m.in. w kwestii spalania. Za powiew świeżości można też uznać skupienie się na rynku aut osobowych.

Jednocześnie trzeba wspomnieć, że od 2026 roku na europejskich wodach operować ma Yara Eyde – statek określany mianem pierwszego kontenerowca napędzanego amoniakiem. Za projekt ten odpowiada m.in. Yara Clean Ammonia – jeden z największych na świecie graczy na rynku amoniaku. Jednostka, która ma pływać na trasie Norwegia-Niemcy będzie oczywiście pełnić rolę środka transportu, ale to jednocześnie także wizytówka, wskazówka, że transport morski może się stać bardziej eko (bo obecnie jest z tym naprawdę kiepsko). Plany wyglądają pięknie i ambitnie, za kilka lat przekonamy się, jak przebiega zderzenie z rzeczywistością.



Z kolei australijska firma Aviation H2 w ubiegłym roku ogłosiła, że widzi w amoniaku alternatywę dla paliwa lotniczego. Samoloty mają służyć przez dekady, a wykorzystywanie do ich zasilania paliw dzisiaj stosowanych może się okazać niebawem problematyczne. Od dłuższego czasu mówi się o konieczności wprowadzenia na rynek samolotów korzystających z paliwa wodorowego, ale lepszym i tańszym rozwiązaniem ma być właśnie amoniak.

Warto zaznaczyć, że w sektorze lotniczym to paliwo również znane jest od dawna – wystarczy przywołać North American X-15. To jednostka wyprodukowana w zamierzchłych czasach zimnej wojny, którą dekady temu Amerykanie wykręcali kolejne rekordy wysokości i prędkości lotu. Oczywiście zastosowanie amoniaku na masową skalę w lotnictwie cywilnym byłoby wydarzeniem na zupełnie inną skalę.



Eksperymenty bez przyszłości

Czy samochody osobowe napędzane amoniakiem masowo wyjadą na drogę? Wydaje się to mało prawdopodobne. Obok kwestii środowiskowych (ewentualne korzyści są dyskusyjne) czy bezpieczeństwa, pojawia się bowiem wątek zużycia podzespołów: amoniak ma znacznie niższą gęstość energii niż paliwa powszechnie dzisiaj stosowane w motoryzacji. A to oznacza konieczność spalania większej ilości nośnika energii. Wracamy zatem do kwestii środowiskowych, do których dochodzi ekonomia.



Niektórym może się oczywiście wydawać, że im więcej rozwiązań alternatywnych dla paliw kopalnych, tym lepiej, ale producenci pojazdów widzą to inaczej: im więcej, tym drożej. Toyota przecież przez dobrych kilka lat próbowała przekonać świat do zasilanego wodorem modelu Mirai, lecz ta sztuka się nie udała, co przyznał niedawno przedstawiciel firmy. Koncern nie zamierza ponoć porzucać całkowicie tego pomysłu, ale akcenty mają już być stawiane inaczej. Tymczasem producent chce się przeprosić z elektrykami wyposażonymi w akumulatory, bo dzisiaj to ten pomysł wydaje się być najbardziej perspektywicznym.
2

Oglądany: 26648x | Komentarzy: 83 | Okejek: 152 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało