Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Pomocna mama, żałuję, że się ożeniłem i inne anonimowe opowieści

48 366  
364   133  
Dziś przeczytacie m.in. o wpadce podczas szkolenia online, pułapkach „kulturalnego” wychowania, kompletnej szczerości i hipokryzji niektórych kobiet.

#1.


Miałam w pracy szkolenie online, na teamsach, które dodatkowo było nagrywane w celu zamieszczenia go na platformie szkoleniowej dla całej firmy. Około 20 uczestników, w tym wysocy managerowie, project managerowie itp. Po tym, jak się przywitaliśmy, większość z nas, w tym ja, wyłączyliśmy kamerki. Tego dnia miałam ciąg spotkań i zero czasu na pójście do toalety, więc uznałam to za idealny moment. Jednak, żeby nie tracić szkolenia, wzięłam laptop ze sobą. Usiadłam na klopie i laptop odłożyłam na podłogę, tak, żeby widzieć ekran. Po paru sekundach zalała mnie fala wiadomości „widać cię” i wtedy zorientowałam się, że kamera jest cały czas włączona i centralnie nakierowana na moje dolne partie i na kibel, na którym siedzę...
Chyba czas szukać nowej pracy, bo nie wiem jak ja spojrzę ludziom w poniedziałek w oczy...

#2.

Moja mama poszła do małego supermarketu w celu zakupienia mięsa. Stanęła w kolejce, wszystko fajnie. Nagle przed nią widzi człowieka, który po angielsku próbuje dogadać się z ekspedientką. Ta nic nie rozumie, pokazuje mu wszystko, co ma za ladą. Pan zmieszany, nie wie co powiedzieć. Nagle pada słowo KAŁ. Ekspedientka patrzy na niego dziwne, bo przecież wiadomo, co to słowo po polsku znaczy, ale nie MOJA MAMA! Moja mama, ze słomianym zapałem do nauki angielskiego, zrozumiała, że KAŁ to nic innego jak KROWA i pyta pana:
M: MUU?
P: MUU!

I tak oto moja mama pomogła panu kupić mięso :)

#3.

Nie potrafię zapamiętywać imion.
Czasem spotykam kogoś, wiem, że znam go, mówię mu „siema”, „co słychać” itd., gadka szmatka. Ale za cholerę nie wiem, jak nazywa się ta druga osoba, a głupio mi się do tego przyznać.

#4.

Pułapki „kulturalnego” wychowania.

Mam w rodzinie pewną Halinkę. Halinka kobieta pracująca, rodzinna, dobrze wychowana, nigdy nic od nikogo darmo nie biorąca. Halinka nieraz prosiła mnie o przysługę w postaci podwiezienia, co też zawsze w myśl porzekadła, że rodzinie należy pomagać, czyniłem. W pewnym momencie życia Halinka coraz częściej prosiła o podwózkę – bo dziś ma duże zakupy, to ciężko autobusem, a dziś późno kończy, a dziś nie ma po pracy autobusu itd. Muszę tu dodać, że Halinka zawsze łapała się za portfel, gotowa przysługę zrekompensować. Od rodziny pieniądze głupio było brać, toteż zawsze mówiłem, że nie trzeba. Moja partnerka tych przysług nigdy nie komentowała, aż do czasu, gdy w jej życiu nastąpił trudny zdrowotnie okres. Nie powiem, partnerka była wtedy bardzo nerwowa i akurat zadzwoniła Halinka z prośbą o podwózkę, bo oczywiście coś tam, a ona za podwiezienie zapłaci. Zgodziłem się, ale partnerka zrobiła mi awanturę, że chciała ze mną spędzić wieczór, że oszczędzamy każdy grosz na czym się da, a więcej wydajemy na wożenie Haliny niż na własne dojazdy do pracy, że kobieta cwana własną wypłatę oszczędza, bo pół rodziny wozi kobietę, która ma prawo jazdy, która ma świetne połączenie komunikacją publiczną, że nawet tygodnia spokoju nie ma. Pożarliśmy się strasznie, broniłem Halinki jak lew, że Halinka nigdy nic od nikogo za darmo nie chciała, że ona zawsze chce płacić i pojechałem podrzucić Halinkę, bo obiecałem. Pojechałem po Halinkę, po drodze nieco się uspokoiłem, wsiada kobieta do samochodu, ruszamy i ona mi jak zwykle dziękuje, portfel wyciąga i ona mi zapłaci. No to ja, żeby mojej własnej kobiecie udowodnić, jaka jest małostkowa i jak źle ocenia Halinkę, nagle mówię: „O! Ja akurat mam podjechać się zatankować, to ciocia jak chce, może mi się dorzucić do rachunku”. Halinkę jakby zatkało, a portfel zachwiał się w ręce:
– Ale ja nie mam przy sobie żadnych pieniędzy!
– No ale ciocia portfel wyjęła i sama mi proponowała...
– No ale ja nie spodziewałam się, że ty taki jesteś, żeby pieniądze od innych wyciągać!

W sumie Halince nic więcej nie powiedziałem, ona też nic nie rozwijała, ale wiecie co? Nigdy w życiu nie dzwoniła z prośbą o podwózkę. Do mnie, bo reszta rodziny wozi ją bez zmian. Partnerka niby nie skomentowała, ale ten uśmiech, gdy jej opowiadałem historię, jest nie do opisania...

#5.

Nie umiem kłamać i zawsze mówię prawdę, bo tak byłam uczona. Pomyślicie – „Wow. Kobieta idealna. Taka na pewno mnie nie okłamie/nie oszuka!”. No fakt. Ciężko będzie. Ale też przy okazji powie wszystkie twoje sekrety, jeśli tylko ktoś o nie zapyta. Nie umiem trzymać języka za zębami, gdy ktoś mnie o coś zapyta, a ja znam odpowiedź. Nawet jak próbuję się wykręcić, to od razu się gubię i stresuję i mówię całą prawdę.

#6.

Dotarłem do takiego momentu w życiu, że kiedy w końcu mówię kolegom, że żałuję, że się ożeniłem, że zmarnowałem życie dla toksycznej żony, nastaje milczenie, a po chwili „witaj w klubie”. I to nie jest żart, po którym wszyscy się śmieją, to słowa, po których nastaje chwila ciszy. Potem idziemy grać dalej w piłkę, zapominając na chwilę o zmarnowanych 15-20 latach życia, kiedy człowiekowi wydawało się, że ma męski obowiązek dbania o kobietę, starania, aby w jej oczach być ciągle godnym bycia jej partnerem, gdy w tym czasie ona już dawno nie była tą słodką dziewczyną z młodości, ale twoim oprawcą, który poniża, wyśmiewa, krytykuje, narzeka, niszczy. Teraz więcej gram, więcej jeżdżę z chłopakami w góry, więcej biegam, więcej spędzam czasu z dziećmi sam, a do domu wracam okrężną drogą. Okazuje się, że robię to samo co reszta kumpli i każdy wpadł na to sam.

#7.


Hipokryzja w postaci czystej, wersja damska.

Jestem w szczęśliwym związku od 10 lat. W szeroko rozumianym gronie naszych znajomych jest sporo par z dziećmi. Zwykle oboje rodziców zajmuje się nimi, z lekką przewagą kobiet. W kilku przypadkach kobieta zrezygnowała z pracy zawodowej na rzecz opieki nad potomstwem. Ogólnie oba modele są akceptowane, przy czym kobiety ciągle podkreślają, jak męcząca i zajmująca jest opieka nad maluchami. Przeliczanie tego na odpowiednik pracy zawodowej itd.. Zasadniczo zgadzam się z tym, choć moim zdaniem jest to praca stosunkowo prosta i nie męcząca na tyle, aby robić z siebie bohatera.

Pewnego razu moja żona stwierdziła dość zaskakująco dla mnie, że chce mieć dziecko. Im szybciej, tym lepiej. Ot, taki nagły, a ostry atak instynktu zachowania gatunku. Dziecko było już od dawna moim życzeniem, więc chętnie zaangażowałem się w jego realizację. Po udanym doprowadzeniu projektu do fazy końcowej, główna projektantka przekazała gotowy produkt w moje ręce. Wróciła do pracy i kontynuowała świetnie idącą karierę, przynoszącą dochody w wysokości 3-4 średnich krajowych plus nieregularne, acz wysokie premie.
Ja zasadniczo kontynuowałem mój przewód doktorski, choć wyraźnie wolniej ze względu na nowe obowiązki wobec nowego członka rodziny.

Model ten ustaliliśmy na wczesnym etapie projektu i spełnił on wszelkie pokładane w nim nadzieje i oczekiwania. Miał jednak mały efekt uboczny – sporo osób nie było w stanie wykazać dla niego zrozumienia. Szczególnie kobiety. Jak on może kazać dziewczynie harować i płacić za wszystko, a samemu siedzieć leniwie na dupie i bawić się z dzieckiem? Usłyszeć taki tekst od babek, które wcześniej wykazywały własny heroizm, robiąc ok. 50-70% tego co ja, było dość specyficznym przeżyciem. Jako mężczyznę stać mnie na więcej? Jeśli miałoby tak być, jak to się ma do równości płci? Czyżby facet być nim przestawał, jeśli przejmie historycznie tradycyjne obowiązki kobiety? A jeśli już to zrobi, to ma siedzieć cicho i się ukrywać?

Wszystko ma jednak swoje plusy, moja żona mocno zredukowała liczbę osób, z którymi chce się spotykać i dzięki temu ma więcej czasu dla mnie. No, właściwie dla nas.
3

Oglądany: 48366x | Komentarzy: 133 | Okejek: 364 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało