Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wszyscy na weselu widzieli moje atuty, dobro wraca i inne anonimowe opowieści

52 462  
345   103  
Dziś przeczytacie m.in. o niespodziewanym pokazie na weselu, dobrych uczynkach, poznacie pomocnego Leszka oraz zobaczycie, jak wygląda praca w domu z perspektywy pewnego ojca i męża.

#1.

Historia opowiedziana przez moją 92-letnią babcię.

Babcia jest emerytowaną panią doktor. We wczesnym paleolicie chodziła na medyczne studia i ostatnio zebrało jej się na wspominki z tych czasów.
Wśród wielu nauczycieli i wykładowców był sobie jeden surowy, żylasty profesor, który słynął z wyjątkowo ekscentrycznych metod egzaminowania studentów. Każdy wchodził do sali na ustne zaliczenie jego przedmiotu. Po serii pytań, kiedy trzeba było wystawić ocenę, często zdarzało się tak, że egzaminujący wahał się. Wiadomo - różnica między 3+ a 4- nie jest wielka, ale zawsze lepiej w indeksie prezentuje się czwórka "na szynach" niż trójczyna z choćby pięcioma plusami...


Profesor wymyślił więc sposób, który pomagał mu podejmować decyzję. Otwierał okno w sali i wyrzucał indeks delikwenta. Następnie mówił: "Za 45 sekund indeks ma być na moim biurku. Jeśli zdążysz, to masz czwórkę". Studencina zapierdzielała ile sił w kopytach, po drodze gubiąc buty i wywracając przypadkowych przechodniów. Czasem się udawało. Częściej jednak nie.
Kiedy wszyscy uczniowie zorientowali się, jak wygląda egzamin u starego profesora, szybko połączyli swoje siły. Długi czas minął zanim wykładowca zorientował się, że indeks nie ląduje na ziemi tylko w dłoniach czekającego już na dole studenta, który szybko przekazywał go dalej. Kilkunastu uczniów, systemem sztafetowym podawało sobie tę "przesyłkę". W chwili kiedy egzaminowany wychodził z sali, ostatni ze studentów przekazywał mu przechwycony chwilę wcześniej indeks.
Dla pozoru trzeba było jeszcze kilka sekund poczekać przed drzwiami, zwichrzyć sobie włos i sapiąc ciężko, wycierając pot z czoła, ponownie wkroczyć do sali z trofeum w dłoniach. Profesor, pełen podziwu, wpisywał czwóreczkę, a student cieszył się, że oszukał system.

#2.

Pewnego dnia znajomy poprosił mnie, żebym poszła z nim na wesele. Uwielbiam imprezy tego typu, więc zgodziłam się bez zastanowienia.
Wesele było tydzień później, zabawa trwała, goście pili, bawili się, ogółem super. Mój partner natomiast wolał spędzić zabawę przy stole, ponieważ ani nie lubił, ani nie umiał tańczyć (czego dowiedziałam się w trakcie zabawy). Tak czy inaczej ja bawiłam się wspaniale, pozostali mężczyźni widzieli, że ciągnie mnie na parkiet, tak że często ktoś podchodził i prosił do tańca, trochę było tańców w kółeczku, wszystko fajnie (do czasu).

Im zabawa dłużej trwała, tym ja coraz bardziej czułam się jak królowa parkietu.
Przyszedł czas na oczepiny! No to wiadomo, nie może mnie to ominąć, wszystkie konkursy moje. W końcu konkurs taneczny, a że mój partner zapowiedział, że nie ma opcji, to do konkursu wzięłam jego kolegę, który przyszedł sam. Konkurs trwa, pary odpadają, aż zostajemy my i jeszcze jedna para.

Ostatni utwór ma być decydujący, także trzeba zaszaleć, kolega stwierdził, że mnie podniesie. Ekstra pomysł! Ponieważ był baaardzo silny, bez problemu podniósł mnie nad głowę, ja rozłożyłam ręce na boki i czułam się jak prawdziwa gwiazda! Po paru sekundach (dla mnie ciągnęły się w nieskończoność), zauważyłam, ze moja sukienka zahaczyła o pasek kolegi i zsunęła mi się z piersi. Pod sukienką oczywiście nic nie miałam.... Cała sala gości zobaczyła moje piersi w pełnej okazałości.

P.S. Wygraliśmy!

#3.

W liceum miałam nadwagę. Zaczęłam ćwiczyć i zmieniłam dietę. Żeby zobaczyć rezultaty i bardziej się zmotywować, robiłam sobie codziennie zdjęcie (tylko w majtach) i potem chciałam zrobić z tego gifa. Różnica była zauważalna, ale nie o tym chcę napisać.
Po kąpieli zrobiłam sobie standardowo kolejne zdjęcie i poszłam do swojego pokoju. Zauważyłam, że napisał do mnie chłopak z równoległej klasy z zapytaniem, jakie pytania na sprawdzian dała nauczycielka od jakiegoś tam przedmiotu. Miałam zdjęcie tego testu, więc zaczęłam szperać w galerii, palec mi się omsknął i wysłałam mu moje zdjęcie, na którym świeciłam bebzonem i cyckami. Ja przerażona, a wtedy wywiązał się taki dialog:

- ...spokojnie, tego nie było. Nie wyślę tego dalej.
- Jasne, tylko tak mówisz.
I wtedy typ wysłał mi swoje nagie zdjęcie w bardzo kompromitującej pozie.
- Ty masz haka na mnie, ja mam haka na ciebie. Oboje milczymy.

Byłam w szoku. Ciekawie wyszedł z sytuacji, nie powiem. Potem zaczęliśmy gadać na przerwach mimo tego incydentu i tak to się dalej potoczyło :)

#4.

Chciałabym się podzielić z wami historią, w której uczestniczyła cała moja rodzina, a najbardziej mój tato.

31 grudnia, całą rodziną wybraliśmy się do centrum miasta, by zjeść jakiś obiad w restauracji, ja szłam do znajomych, a moi rodzice na jakieś przyjęcie. A wiadomo, że na pusty żołądek pić nie można. Obiad był dobry, wróciliśmy do domu i dopiero gdy do niego weszliśmy, tata pokazał nam, że znalazł portfel i że go wziął ze sobą. Były w nim wszystkie dokumenty, ale ktoś miał go wcześniej, to pieniędzy już nie było. Prawo jazdy, dowód, jakieś karty członkowskie, imienne. Po danych osobowych okazało się, że zguba należy do pana, który mieszkał 40 km od naszej miejscowości. Znalazłam go na Facebooku i napisałam, że chciałabym mu zwrócić jego własność. On bardzo się ucieszył. Postanowiłam, że sama kupię mu kopertę i zapłacę za polecony. Kilka dni później dostaję zapytanie od pana o numer konta, bo chciałby oddać za kopertę i list. Finalnie dostałam 50 zł, z czego się ucieszyłam.
Dobro powraca? To jeszcze nie koniec ;)

Dwa miesiące później byłam na pewnym szkoleniu, z którego przywiózł mnie tata, pytałam się, czy coś ciekawego się działo, on standardowo powiedział, że nie.
Skubany mnie okłamał.


Okazało się, że pod blokiem zgubił 20 tys. zł, za które miał kupić auto. Zgubił i panicznie zaczął szukać (a kto by nie szukał takiej kasy?).
Wyszedł przed blok, a tu młody chłopak pyta się:
- Nie zgubił pan czegoś?
- Zgubiłem pieniądze, dużo.
I w tym momencie chłopak pokazuje zgubioną kopertę z gotówką. Jak się chwilę później okazało, chłopak zdążył zawiadomić policję o swoim znalezisku. Tatę uratowało to, że w kopercie była jego pieczątka z imieniem i nazwiskiem. Oczywiście uczciwy znalazca dostał pokaźne znaleźne.

Opowiadam tę historię każdemu kto wątpi w to, że dobre uczynki wracają do nas ze zdwojoną siłą :)

#5.

To był normalny dzień w mojej pracy. Siedziałam sobie w biurze i korzystałam z wolnej chwili, aby na szybko wszamać kanapkę z keczupem. Miałam parę chwil luzu, więc pomyślałam, że skoczę do automatu po kawę. Wyszłam więc z mojego pomieszczenia i pognałam do strefy z boksami. Wiecie - takimi stanowiskami komputerowymi. Olbrzymia sala wypełniona kilkudziesięcioma miejscami pracy grafików komputerowych. Tam zawsze jest młyn, krzyk, śmiechy i głośna muzyka. Tam też jest automat z kawą oraz... Leszek.

Leszek to czołowy żartowniś, urwipołeć i dusza towarzystwa. Wspaniały przyjaciel każdego pracownika naszej firmy.
No i weszłam w to źródło chaosu, dzierżąc mój kubeczek od kawy i mając nadzieję, że uda mi się wrócić do biura w miarę bezpiecznie. Tego dnia odziana byłam na biało, więc troszkę obawiałam się, że w zamieszaniu ktoś mi wyleje kawunię na kiecę.
Zbliżam się więc do automatu, a tu nagle czuję, że ktoś mnie chwyta silnym uściskiem od tyłu i mocno trzyma. Leszek. Przysuwa usta do mojego ucha i szepcze: "Masz problem. Zaufaj mi i nie stawiaj oporu. Zaraz z tego wybrniemy..."
Co jest? No, nic. Leszkowi się ufa, Leszkowi się nie odmawia. Wiwat Leszek!
Tymczasem oczy wszystkich siedzących za komputerami nerdów zwróciły się ku mojej osobie będącej w uścisku radosnego Lechosława. Ten rozpromienił się i ciągle trzymając mnie w pozycji jaskiniowo-kopulacyjnej, ryknął:
- Patrzcie! Wymyśliliśmy nowy taniec!
... i zaczął w rytm dudniącej muzyki potrącać mój zadek swoim okazałym podbrzuszem, jednocześnie robiąc malutkie kroczki do przodu. Cała sala w śmiech, a ja czerwona niczym Ferrari Wojewódzkiego, podążam za grą Leszka, w myślach planując zrobienie mu krzywdy, kiedy tylko znajdziemy się poza zasięgiem wzroku reszty.

Lech wepchnął mnie do mojego biura, zamknął drzwi i mówi:
- Słuchaj, Grażyna. Chciałem ci oszczędzić przypału. Okres ci się zaczął. I to chyba taki w ch#j obfity, bo twoje dupsko przypomina flagę Japonii.
Patrzę w lustro. Kurczę, faktycznie - sukienka biała, a zad promieniście czerwony. Ale zaraz. Przecież nie mam okresu. To nie mój czas! Zerkam na moje krzesło, a tam plama. Co jest? Wącham siedzisko. Pachnie octem, pomidorami i bazylią. Keczup!
Nie wiem jakim cudem zamiast w całości wylądować na kanapce, przylepił mi się do zadka, ale był to ostatni raz kiedy jadłam śniadanie w pracy.

Leszek - jesteś moim bohaterem. Gdybyś nie odwalił swojego kopulacyjnego densu, to chyba bym się pod ziemię zapadła.

#6.

Częścią mojej pracy jest odwiedzanie ludzi w domach i organizowanie im opieki, jeśli tego potrzebują.


Czasy przedcovidowe. Rozmawiam z 87-letnim staruszkiem, jego córka i zięć również są na miejscu i służą informacjami. Ustaliliśmy jakiej opieki mu potrzeba i ile godzin w tygodniu, więc zbieram się powoli do wyjścia, a on do mnie mówi, że jedzie teraz odwiedzić swoją matkę. No to usiadłam od razu, bo przy tak zaawansowanej demencji to jednak może inny typ opieki byłby potrzebny. Tymczasem córka potwierdza - jadą odwiedzić babcię, 100-letnią, mieszka sama, nie ma żadnej zorganizowanej opieki, radzi sobie, tylko zakupy jej robią.
Powiedzieć, że byłam zaskoczona, to nic nie powiedzieć ;)
Pomijając fakt, że 13-latka z dzieckiem to nawet w tamtych czasach był dziw, nie spotkałam nigdy nikogo, a pracuję wiele lat, kto nie otrzymywałby żadnej pomocy od państwa w tym wieku. I zawsze pamiętam, żeby słuchać uważnie pacjentów, bo mogą mówić prawdę, nawet jak się wydaje nieprawdopodobna.

#7.

Moja żona nie pracuje - moja pensja wystarcza na nas oboje. Gdy wracam do domu, wiecznie słyszę narzekanie, od mojej drugiej połówki, jaka to nie jest zapracowana opieką nad dwójką dzieci, gotowaniem, sprzątaniem itd. Nieraz wracając do domu, musiałem sam sobie robić na szybko jakieś danie, bo na pytanie czy jest obiad, otrzymywałem dosyć nieprzyjemną wiązankę, z której wynikało jednoznacznie, że moja Weronika nie miała czasu na jego zrobienie. Nie narzekałem z tego powodu, może nieco się dziwiłem, że w domu jest tyle do roboty.

Rok temu dostałem w pracy obowiązkowy płatny dwutygodniowy urlop. Moja kobieta słysząc to, od razu postanowiła, że znajdzie sobie jakąś pracę i zostawi mi dom na głowie, żebym się przekonał jak to jest być nią. Jak powiedziała tak zrobiła, na szybko załatwiła sobie poprzez koleżankę pracę w sklepie odzieżowym i gdy przyszedł czas mojego urlopu zamieniliśmy się rolami.
Pewnie teraz wszystkie czytające ''internetowe mamy'' czekają na końcówkę. Końcówkę, w której się okaże jak to sobie nie radzę, czekam na Weronikę aż tylko wróci z pracy, jak to nie mam czasu dla siebie i zaczyna mnie boleć od tego głowa, przez co muszę małżonce odmówić wieczornego seksu i ogólnie aż zacznę stękać i kwiczeć od nadmiaru obowiązków.
Otóż nie.

Po raz pierwszy moje dzieci były tak wcześnie w szkole, mimo że zawsze był z nimi problem i się spóźniały. O dziwo wystarczyło zabrać im telefony i powiedzieć, że dostaną je pod szkołą. Równo o 7:50 były przed salą, w plecaku zamiast drożdżówek miały kanapki zrobione przeze mnie. Tak, znalazłem na to czas. Prawdę mówiąc miałem go tyle, że zdążyłem rano odpowiedzieć na kilka maili. Po powrocie do domu, zrobieniu prania, ugotowaniu zupy z przepisu z internetu (naprawdę takie to ciężkie?), wyrzuceniu śmieci, umyciu naczyń i zrobieniu reszty obowiązków z listy, którą zrobiłem dzień wcześniej, nareszcie miałem czas na pogranie trochę w najnowszego Wiedźmina. Mimo że pracuję jako programista, nie mam czasu na gierki, czego nie bardzo rozumie moja Weronika.


Po powrocie dzieciaków ze szkoły obiecałem im, że pogramy w planszówkę jak tylko odrobią lekcje. Tak też było, w czasie gdy spędzałem czas z dziećmi, wróciła moja małżonka. Ponarzekała, że pewnie cały dzień siedzę i się obijam, i poszła z koleżankami na miasto. Cóż...
Podobnie spędziłem następne dwa tygodnie wolnego. Dawno nie byłem tak zrelaksowany. Przeciwnie Weronika, dziesiątego dnia zrezygnowała z powodu ''okropnych warunków''. Oczywiście dowiedziałem się o tym po moim urlopie.

Puenta? Kobiety, skończcie marudzić, siedzenie w domu to naprawdę mało w porównaniu do pracy waszych facetów. A zapracowanie wynika z waszego braku organizacji.

Bonus: Przyjechała w odwiedziny teściowa i powiedziała do córki, że nareszcie dom nie wygląda jak burdel. Najlepsza pochwała jaką otrzymałem w życiu. :)
14

Oglądany: 52462x | Komentarzy: 103 | Okejek: 345 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało