Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Piekielne autentyki LXV - biurowy pasożyt

51 822  
218   27  
Na pustym biurku, które stoi obok mojego, często leżą słodycze różne i różniste. Przywozimy je, mój zespół i ja, z wypadów za granicę - czy to osobistych, czy służbowych. Po kilka sztuk, tak do kawy, nie żeby jakieś góry cukru i kalorii się przewalały, ale zawsze jest coś aby poprawić humor w zły dzień.

Ten nasz skarbiec upodobał sobie jakiś czas temu kolega z biura - facet bezczelny, obleśny, nieprzyjemny w obyciu i traktujący wszystkich jak śmieci. Nie pracujemy z nim bezpośrednio, ba, jego biurko jest po drugiej stronie piętra, ale pasożyt jeden potrafi przeleźć kilometry, żeby się tylko napchać za darmo, czyimś kosztem. Potrafił wyżreć nam do cna wszystkie łakocie i jeszcze z pełnymi ustami nawrzucać nam co to za chłam przywozimy, my wsiury takie i owakie, i następnym razem to on chce widzieć jakieś markowe czekoladki i specjały z najwyższej półki.
Pewnego dnia pasożyt pojawił się przy naszych biurkach i wyczaił całkiem sporą, papierową torbę z bardzo popularnej cukierni. Torba stała na pustym biurku, w torbie ewidentnie coś było i pasożyt już się oblizywał na myśl o wyżerce. Ale torba jak stała, tak stoi, a żadne z nas się nie śpieszy to rozpakowania. Pasożyt posapał, połypał oczami i w miarę szybko skończyła mu się cierpliwość. Z wysyczanym "sharing is caring!" (kulawo przetłumaczone "dzielenie się z innymi jest wyrazem troski"), wpakował łapę do torby.

Sekundę później rozległo się wycie godne syreny przeciwmgielnej. Koledzy i koleżanki z zespołu rzucili się ratować pasożyta, ja rzuciłam się ratować torbę. Bo oczywiście nie było tam żadnych słodyczy - w torbie podróżowali Kevin, Bob i Stuart - moje kaktusy, które po pracy chciałam zabrać do koleżanki mieszkającej w domku z ogrodem, aby przesadzić ich do większych doniczek.

Pasożyta jak na razie od kilku dni nie widać, może się obraził.
Kevin, Bob i Stuart mają się dobrze, nie odnieśli większych obrażeń.

by LinaGreen

* * * * *


Jestem ratownikiem medycznym. Kolejna historia z wezwania.

Staza. To takie piękne urządzonko. Bardzo przydatne nawet. Jeżeli ktoś nie kojarzy to już spieszę z wyjaśnieniem - jest to taka śmieszna gumka z guziczkiem, która zakładają nam na rękę, np. przed pobraniem krwi. Jest również istną kopalnią pomysłów dla nieletnich pociech użytkowników naszych służb. Zazwyczaj noszę stazę przypiętą do kamizelki z przodu, aby mieć do niej łatwy dostęp.
Tego dnia pożałowałem, że to akurat w tym miejscu zawsze ją trzymam.

Dostaliśmy wezwanie do dziadunia. Wezwanie prawdziwe, żeby nie było. Na miejscu zajmujemy się panem, przygotowujemy go do zabrania do szpitala - bez pośpiechu, bo nie jest to sytuacja awaryjna acz wymagająca hospitalizacji. Na to podbiega wnuczek dziadunia. Przygląda się wszystkiemu uważnie, zagląda do plecaka, do walizki, ogląda sobie nasze kamizelki... I ciach. Chwycił stazę i naciągnął na calutką możliwą długość. Zdążyłem tylko pomyśleć "nie..." i bach! Młody puścił stazę.., która nie omieszkała z całej siły trzasnąć mnie tam gdzie bardzo nie chciałem. Zgiąłem się lekko i szepnąłem - jakby to większa część męskiej populacji w tym momencie zrobiła - "ku...a". Na to matka dziecka zaczyna:

- No kląć przy dziecku!? Jak tak można! Że co? Że się pobawić nie może? Pierwszy raz widzi to może!

Z racji zaciśniętych zębów przez najbliższe 30 sekund nie byłem w stanie nic odpowiedzieć, a później stwierdziłem, że nie warto. Choć pani bardzo chętnie ubliżała mi, aż do momentu kiedy zamknęły się za mną drzwi karetki (poleciała za mną pod karetkę, naprawdę).
Teraz dzieci na wszelki wypadek omijam jeśli nie są powodem wezwania.

by zaszczurzony

* * * * *


Mam zeza.

Zeza pewnie wielu już widziało, ale nie każdy wie, na czym on polega - Wikipedia wyjaśnia: "zez jest wadą oczu objawiającą się osłabieniem mięśni ocznych, co powoduje zmianę kąta patrzenia jednego oka względem drugiego. Efektem zeza jest zaburzenie widzenia stereoskopowego."

Czyli filmy 3D albo prawidłowe ocenianie odległości (kiedy w moim kierunku leci, na przykład, piłka) - cóż, nie ze mną te numery.

1. Okuliści mają takie fajne urządzenie - synoptofor. Ma takie dwie tuby, w które się zagląda i każde oko dostaje inny obrazek. Na przykład lwa i klatkę.
Zdrowa osoba powinna bez problemu zobaczyć lwa w klatce albo przynajmniej ustawić sobie to tak, żeby ten lew w tej klatce się znalazł.

Siedzę na badaniu, badają mi kąt zeza przed operacją.
Patrzę lewym, widzę lwa, patrzę prawym, widzę klatkę, a za cholerę nie mogę zobaczyć obu obrazków jednocześnie. Kombinuję, patrzę już tylko prawym (głównym), przesuwam, a klatka ciągle pusta. Pani pyta:

- Jest lew w klatce?
- Nie.
- A co widzi?
- Zależy którym okiem...
- OBOJGIEM MA PATRZEĆ!
- Ale ja właśnie w tej sprawie...
- Ale ma być lew w klatce!

Hm... W dzieciństwie mi się to faktycznie udawało po miesiącach wizyt i ćwiczeń i zakrapiania, ale przy mierzeniu kąta zeza - no nie wiem, jak ona sobie to wyobrażała :).

2. Nie lubię ludziom patrzeć w oczy, bo i nie lubię, żeby ktoś moją wadę widział. Teksty w stylu "Gdzie ty patrzysz?", "Patrz na mnie, jak ze mną rozmawiasz" były na porządku dziennym. Tłumaczenie, że po prostu mam zeza wywoływało zazwyczaj salwy śmiechu. (Z kameleonów się jakoś, kurczę, nikt nie śmieje :-))
No faktycznie śmieszne no.

3. Tak jak wspominałam na początku, ocenianie odległości... Na WF-ie prawdziwa porażka. Gry zespołowe. Szansa, że złapię/odbiję/kopnę piłkę, była jak trafienie w Totka - znikoma.
W LO moja nauczycielka stwierdziła, że jestem leniwa, stoję na tym boisku i nawet w piłkę trafić nie potrafię (tłumaczenia nic nie pomogły, a że naprawdę się starałam i serwy nie wychodziły wcale źle, jakoś jej umknęło) - wymyśliła więc, że za każdym razem, kiedy nie trafię w piłkę, będę biegać trzy okrążenia wokół boiska, bo mnie to może trochę zmotywuje.
Oj, pobiegałam!

4. Mój - na szczęście - były. Doskonale wiedział, że jestem zezowata (nie da się tego przeoczyć) i tłumaczyłam mu również, na czym to polega. To co robimy? Idziemy do kina na 3D! Mówiłam, że trochę niefajny pomysł, bo efektów nie zobaczę, a przez to, że ich nie widzę, obraz jest trochę niewyraźny i tylko mi się oczy męczą, ale nie - idziemy, bo przecież on córkę zabierze, a ja jestem wstrętna i chcę im zepsuć zabawę (zostanie w domu nie wchodziło w grę).
Co parę sekund/minut - To było super! Widziałaś?
Nie. Nie widziałam.

Cóż... Na pewno robię to specjalnie i udaję, bo przecież nie noszę okularów, tak naprawdę po prostu lubię robić ludziom na złość i widzieć ich niepewność, kiedy nie wiedzą, którym okiem patrzę i czy w ogóle na nich patrzę, a do tego nie lubię gier zespołowych i chętnie dostaję piłką w twarz :)

by Drzewo

* * * * *


Tak się nieszczęśliwie złożyło, że mój stary gruchocik w kształcie samochodu domagał się SPA u mechanika, więc jestem skazana na komunikację miejską. Wsiadam na pętli do pustego autobusu, po 5-6 przystankach już stoję, bo autobus mija pobliski rynek, gdzie wsiada sporo starszych osób, przychodnię, więc i matki z dziećmi dołączają, ustępuję miejsca i staję sobie w kącie autobusu (spory tłok).

Dziś stanęłam nieszczęśliwie koło chorej osoby, rozumiem, że nie każdy może sobie pozwolić na leżenie w łóżku podczas choroby, bo życie to nie bajka i pracować trzeba, ale do licha żeby kaszleć i kichać nie zasłaniając ust i nosa? Zwróciłam grzecznie Panu uwagę, że może jednak będzie dyskretniejszy ze swoimi zarazkami i co usłyszałam?
- Odczep się pani ode mnie, jak ja jestem chory, to niech i inni będą!

Piękne podsumowanie naszego społeczeństwa - ja mam sraczkę, niech wszyscy mają!

by kijek

* * * * *


Jak już wspominałem, od kilku lat pracuję jako ochroniarz. Dzisiaj kolejna piekielna sytuacja z czasów, gdy pracowałem ochraniając jeden ze sklepów dużej sieci dyskontów spożywczych.

Ten konkretnie sklep, na którym wydarzyła się przytaczana przeze mnie historia, znajdował się w jednej z najgorszych dzielnic miasta - mnóstwo tzw "starej patologii", bezdomnych alkoholików z pobliskiego dworca oraz młodocianych dresiarzy.

Na wspomnianym sklepie pracowało nas na zmianie dwóch, ja oraz kolega, na potrzeby historii nazwijmy go Andrzejem. Mieliśmy pozwolenie na pracę "w cywilu", czyli po prostu we własnym ubraniu - złodzieje zazwyczaj nie orientowali się, że obok nich stoi ochroniarz i kradli bezpośrednio przy nas. Nietrudno się domyślić, że mając podgląd z 30 kamer łatwo coś przeoczyć, więc pracownik ochrony, który nie rzucał się w oczy na hali sprzedaży wyłapywał często to, co umykało temu drugiemu na monitoringu.

W któryś weekend obserwowałem sytuację na sklepie poprzez monitoring, kolega Andrzej patrolował halę sprzedaży. Przyszedł do mnie i poprosił, żebym odtworzył nagranie sprzed chwili, ponieważ ma podejrzenie, że pewna para z dzieckiem chce ukraść parę butów.

Jak już wspominałem, sklep ten znajdował się w kiepskiej dzielnicy. Wspomniana para, czyli mężczyzna w wieku około 35-45 lat oraz kobieta w wieku podobnym (aczkolwiek mogli być nieco młodsi - byli tak przepici, że ciężko było określić ich wiek z większą dokładnością). Przyszli na zakupy z około dwuletnim dzieckiem. Wzięli makaron, ketchup, samochód plastikowy dla chłopczyka... Łącznie niecałe 40 zł wartości. Przy zabawkowych samochodach były wyłożone buty sportowe za 100 zł - kolega zauważył, że kobieta założyła jedną parę, swoje własne buty chowając do plecaka. Kod kreskowy od butów oderwała od kartonu i wzięła ze sobą.

Na taśmę kasową wyłożyli wspomniany makaron, ketchup oraz samochodzik, zaś kod kreskowy od butów kobieta schowała... w opakowaniu od zabawki. Kasjerka nie miała szans na znalezienie go i oczywiście nie nabiła na paragon butów. Zapłacili niecałe 40 złotych i odeszli od kasy.

Razem z kolegą wyszliśmy do nich i poprosiliśmy o udanie się z nami do pomieszczenia z monitoringiem. Odmówili, udając, że nie wiedzą o co chodzi, zaś kobiecie nagle się "przypomniało", że za buty nie zapłaciła. Powiedzieliśmy, że mieli swoją szansę, a teraz prosimy ich o udanie się z nami. Prośba została zignorowana, mężczyzna został z chłopcem, kobieta zaś wróciła do kolejki. Kasjerkę poinformowaliśmy o sytuacji i pouczyliśmy żeby nie liczyła pani za buty, sami zaś wezwaliśmy policję i czekaliśmy.

Kobieta po usłyszeniu odmowy kasjerki, wpadła w szał i próbowała wyjść ze sklepu. Andrzej złapał ją za ramię - i wtedy dopiero się zaczęło. Kobieta zaczęła się wyrywać i szarpać, krzycząc, że kolega ją szarpie - on zaś tylko stał i trzymał ją za ramię. Wtedy mężczyzna, który z nią przyszedł, rzucił się na Andrzeja z łapami. Kobieta się wyrwała, mężczyznę szybko spacyfikowaliśmy we dwóch, a że kawał chłopa był z niego, Andrzej jako silniejszy ode mnie został przytrzymać go na ziemi, ja zaś ruszyłem za kobietą.

Tu sprawy jeszcze bardziej się skomplikowały - kobieta zdążyła złapać dziecko, które widząc całą scenę popłakało się, i próbowało wyjść ze sklepu. Zastawiłem jej drogę, przecież nie będę się szarpał z kobietą mającą dziecko na rękach. Zaczęła krzyczeć, że ją uderzyłem, że uderzyłem dziecko, byle tylko zwrócić na siebie uwagę (przypominam, że byłem w ubraniu "cywilnym", więc jej próby mogły się dla mnie kiepsko skończyć, gdyby znalazł się jakiś "obrońca uciśnionych"). Ja jednak nadal stałem tylko z szeroko rozłożonymi rękami i blokowałem jej wyjście.

Akurat w tej chwili na miejsce dotarła wezwana wcześniej policja - kobieta w końcu przepchnęła się obok mnie i pobiegła w stronę radiowozu, trzymając dziecko za szyję i dusząc je, krzyczała do policjantów, że została napadnięta. Funkcjonariusze z tego patrolu jednak znali mnie już z wcześniejszych wezwań do naszego sklepu i zaprowadzili ją do środka, gdzie zebrali również z ziemi mężczyznę, który z nią przyszedł.

Oboje domagali się ukarania nas za "napaść" aresztowania, odgrażali się sądem, jednak nagranie z monitoringu pokazane funkcjonariuszom policji wyjaśniło wszystko. Państwo zostali również przebadani alkomatem - mężczyzna miał 1.5 promila, kobieta 1.1. Zostali zabrani na komendę, a dziecko przewiezione na izbę dziecka.

Do tej pory nie rozumiem, jakim bydlakiem trzeba być, żeby brać dziecko idąc do sklepu z zamiarem kradzieży, a potem się nim zasłaniać jak tarczą i robić takie sceny... Kiedy następnym razem spotkałem policjantów z tego patrolu, powiedzieli mi, że OPS już wcześniej interesował się tą "rodziną", a po tej sytuacji odebrano im dziecko. I tylko tego dziecka żal...

by Ochraniacz

* * * * *


1 listopad, czyli jak wyciągnąć kasę z ludzi. Koło mojego osiedla jest wielki park. Wzdłuż jego brzegów są chodniki, ścieżka rowerowa i długi parking miejski.

Jakież było moje zdziwienie, gdy na sporym odcinku były tasiemki i informacja parkowanie 5 zł (cmentarz 10 minut piechotą). Rewitalizacja zrobiona za kasę Unii, także nikt na tym zarobić nie może, ale prawdziwy Janusz Biznesu okazji nie przepuści.

Na szczęście gdy dałem znać policji, szybko parking był znowu darmowy.

by pidion

* * * * *


Ostatnimi czasy teściowie zmieniali miejsce zamieszkania. Teściowa zażądała od mojego męża aby zwolnił się z pracy i pomógł przy przenoszeniu mebli. Mąż odmówił, teściowa rozpętała piekło.

I tak przypomniała mi się historia z czasów gdy jeszcze mieszkaliśmy "wszyscy razem".

Miałam możliwość zamawiania próbek przeróżnych kosmetyków, z czego korzystałam. W pewnym momencie przesyłki przestały przychodzić. Mimo potwierdzeń ze strony nadawców. No cóż, może na poczcie komuś wpadły w oko moje paczuszki i sobie je przygarnął, cholera wie, nikogo za rękę nie złapałam, a paczki poleconymi nie były.

Co stało się po kilku miesiącach?
Winna sama się do mnie zgłosiła! Z pretensjami! Tak moi drodzy, teściowa wyciągała ze skrzynki moje przesyłki i sobie je przywłaszczała. A skąd pretensje? Bo przestały przychodzić, po tym jak się od teściów wyprowadziliśmy.

by shane

* * * * *

Historia jest zabawna i piekielna jednocześnie. Rzecz działa się kilka lat temu, kiedy zmarła moja babcia. Piekielne zdarzenie miało miejsce podczas pogrzebu.

Mieliśmy w parafii nowego księdza, facet BARDZO dziwny, bujał się na huśtawkach w parku, ogólnie - żył w swoim świecie. Na nasze (nie)szczęście to on odprawiał nabożeństwo pogrzebowe.
Jakoś znieśliśmy jego (co najmniej) dziwne śpiewanie i przemowę, którą wygłosił. Trumna w grobie, trąbka gra, ksiądz sobie coś śpiewa i nagle łuup! - Tak, ksiądz wpadł do grobu, na trumnę...

Sytuacja nabrała komizmu, kiedy ksiądz wyskoczył z grobu jak poparzony krzycząc "NIE, TO JESZCZE NIE CZAS NA MNIE!!!"
Wszyscy byliśmy w szoku, ogólnie nie wiadomo było czy się śmiać czy płakać...

by Andrin95

* * * * *


Długo się zastanawiałam czy to tu opisać, bo może być to trudne do uwierzenia, ale to się zdarzyło naprawdę. W szoku jestem do dziś.

Pracowałam w Centrali Banku, co wydaje się, że ludzie powinni być na poziomie i w jakikolwiek sposób ogarnięci. Nic bardziej mylnego.

Na porządku dziennym był syf w damskiej toalecie, niespuszczanie wody po 2, wyrzucanie podpasek do kibla. Niepojęte dla mnie rozmawianie przez komórkę siedząc na kiblu.

Ale szczytem była jedna sytuacja, która mnie spotkał. Powiem że nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać, bo dosłownie mnie zatkało.

Opiszę jak wyglądały u nas toalety:
-drzwi, za nimi przedsionek
-drzwi, za nimi umywalki
-drzwi, za nimi 3 kabiny.

Tak więc siedząc i kontemplując na 2, słyszę że ktoś wchodzi i z kimś rozmawia. Najpierw myślałam że to 2 osoby co było normą, że u nas w toalecie się omawiało ważne sprawy w części umywalek.

Niestety była to Paniusia rozmawiająca przez telefon i z niewiadomej przyczyny wlazła do ostatniego pomieszczenia, i to nie w celu wejścia do kabiny, tylko w celu przechadzania się tam i z powrotem, i rozmawiając w części kabinowej.
Wiadomo że jak czasami jest się na 2, może zdarzyć się że nasze ciało wyda jakieś dźwięki sugerujące naszą czynność.
Niestety mi się to wtedy przytrafiło, no ale w końcu od tego jest toaleta.

Wyobraźcie sobie moje WTF na twarzy, gdy po serii takich dźwięków usłyszałam:
- Może trochę ogłady, przecież ja tu przez telefon rozmawiam! - a do słuchawki - Ludzie, to są niewychowani...

No nie powiem zatkało mnie.
Naprawdę byłam tak niewychowana.

by zloneczko

<<< W poprzednim odcinku

7

Oglądany: 51822x | Komentarzy: 27 | Okejek: 218 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało