Na początek prezentujemy prawdopodobnie jedną z pierwszych gier, która wywołała medialną burzę i rozpoczęła, niekończącą się od dekad, falę bełkotu na temat wpływu komputerowej rozrywki na umysły małoletnich graczy.
Ach, lata 80. W Polsce to czas pierwszych szeleszczących dresów, klapek Kubota, kapiszonów kupowanych na odpustach i ostatnich telewizorów typu Rubin. Kto miał zamożnych rodziców, ten mógł naciągnąć ich na wizytę w Peweksie i zakup 8-bitowego szmelcu, który w tamtych czasach nosił miano "komputera" *. Już wtedy powstawały gry, w które lepiej było nie grać przy rodzicach. Taka grą była na przykład produkcja o nazwie "Custer's Revenge".
Jest to, można by powiedzieć, dzieło o wartościach historycznych. Wcielamy się w postać generała George'a Custera - autentycznej postaci - człowieka, który na kartach historii zapisał się jako zacietrzewiony, wyjątkowo brutalny wróg Indian, ochlejmorda i półgłówek czerpiący radość z polowań na bizony. W grze "Custer's Revenge" musimy pomóc nagiemu generałowi (z pindolem w stanie erekcji) w dotarciu do indiańskiej piękności przywiązanej do słupa.
W rozgrywce przeszkadza morze strzał wysyłanych w kierunku bohatera. Gdy już nam się uda dotrzeć do zniewolonej kobiety, możemy popatrzeć sobie na kłębowisko pięciu pikseli, które w zamierzeniu autorów gry miały być alegorią okrutnego gwałtu.
"Cluster's Revenge" uznana została za jedną z najbardziej rasistowskich gier jakie kiedykolwiek powstały, a jej twórcy postawieni zostali przed sąd.
* Z całym szacunkiem dla poczciwych spektrumków, komódek i atarynek - mimo że te maszyny zabrały nam pół dzieciństwa, to w dzisiejszych czasach większą moc obliczeniową mają nawet dekle od Tico.
Gierka miała swoją premierę na większości 8-bitowców, jednak najlepszą frajdę czerpali z niej posiadacze Nintendo NES - "Chiller" wykorzystywał bowiem świetlny pistolet (ten sam, którym strzelało się do kaczek w "Duck Hunt").
W "Chillerze" wchodziliśmy w skórę niewidzialnego kata, który przechadzając się po średniowiecznych salach tortur ma za zadanie okaleczać, poniżać i mordować czekające na wyrok ofiary. Tryskające zewsząd czerwone piksele rozjuszyły obrońców moralności i np. w Wielkiej Brytanii "Chiller" dostał prezent w postaci bana wiekuistego.
No, dobra - o ile torturowanie średniowiecznych rzezimieszków wydaje się jeszcze całkiem sensowną rozrywką, to już sam pomysł stworzenia symulatora nazistowskiego obozu zagłady jest po prostu niesmaczny.
W tym przypadku gracz, jako manager obozu zagłady dla Żydów, Turków i Cyganów, musi zadbać o codzienne dostawy Cyklonu B, regularne egzekucje i przychylną opinię społeczną... Tak, chcielibyśmy żeby ta gra była tylko niewybrednym żartem jakiegoś neofaszystowskiego dupka, ale niestety - "KZ” Menager" to prawdziwa produkcja skierowana dla posiadaczy większości komputerowych platform.
W pewnym momencie ewolucja gier video gwałtownie przyspieszyła i dosłownie w ciągu kilku lat paskudne piksele przepoczwarzyły się w całkiem przyjemne dla oka twory. Przyjemniejsze dla oka stało się też wypruwanie flaków i mordowanie... Nową erę wirtualnego mordobicia otworzył "Mortal Kombat", gra która szokowała brutalnością i realizmem (po raz pierwszy wykorzystano tu prawdziwych aktorów).
Klasyk gatunku (aż trudno uwierzyć, że "Doom" ma już 20 lat...) wydaje się na tle innych tu przemontowanych produkcji całkiem niewinną rozrywką. Jednak gra spotkała się z dość dużą falą krytyki. A wszystko to przez przemoc w stylu gore, satanistyczną symbolikę i możliwość grania z wykorzystaniem hełmów wirtualnej rzeczywistości (ktoś jeszcze pamięta ten całkiem nieudany wynalazek?)
W tym samym roku wyszedł też "Carmageddon" oraz pierwsza odsłona "GTA", ale uznaliśmy, że "Postal" jest znacznie większą pożywką dla psychopatów niż kolejna gra o wariacie rozjeżdżającym nieuważnych przechodniów.
W latach 80. i 90. doszło do serii incydentów, w których sfrustrowani pracownicy poczty sięgali za broń i urządzali regularną masakrę. Od tego czasu zwrot "going postal" to określenie aktu przemocy, której dokonuje osoba w miejscu swojej pracy. W grze "Postal" mamy do czynienia z takim właśnie zdesperowanym bohaterem, który sieje zniszczenie wszędzie gdzie się da. Gra nie ma konkretnej fabuły - chodzi tylko o masakrę, pożogę, fruwające mięcho... czyli jednym słowem - uroczo spędzony czas. Gra była tak zła, że jej ekranizacją zajął się sam Uwe Boll.
Przyszłość Białej Rasy wisi na włosku. A wszystko to przez kebaby, murzynów, multi-kulti i chińskich przemytników ryżu. Jakiś sfrustrowany "kolorowymi" obywatelami programista urodził twór o nazwie sugerującej rasowe porządki. Naszym zadaniem jest wyrżnięcie w pień wszystkich czarnoskórych oraz latynoskich przechodniów. Czasem też możemy dla odmiany odstrzelić sobie Żyda... Brzmi zabawnie? Niestety, nie jest to satyra na stereotypowych, rasistowskich mieszkańców Teksasu - gierka została wydana przez Resistance Records - firmę fonograficzną zajmująca się wydawaniem neonazistowskiej "białej" muzyki. Producenci nie tylko nie trafili za to do więzienia dla skazanych za gwałt czarnoskórych, homoseksualnych kulturystów, ale i bez problemu wydali kolejną część gry.
W 2004 roku z okazji 41. rocznicy zabójstwa J.F.Kennedy'ego wydano grę, w której samemu możemy posłać kulkę w łeb prezydenta, a następnie rozkoszować się powtórką w zwolnionym tempie.
Oczywiście "JFK Reloaded" znalazł się na celowniku obrońców moralności, ale nie przeszkodziło to w dystrybucji gry (a wręcz przeciwnie), a jej twórcy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Swoją drogą - gdyby ktoś wydał w Polsce symulator morderców księdza Popiełuszki, sprawa skończyłaby się prawdopodobnie publicznym linczem...
Symulator gwałciciela mógł powstać w tylko jednym kraju. Nie powiemy w jakim, bo pewnie już wiecie, że chodzi nam o Japonię...;) W "RapeLay" wcielamy się w postać zboczeńca, który śledzi kobietę i jej dwie córki. Celem jest oczywiście seksualny atak na każdą z nich.
Gra została zakazana w wielu krajach. Producenci na swoja obronę tłumaczyli, że w porównaniu z grami, których celem jest torturowanie bądź mordowanie, niewinny gwałt nie jest przecież niczym strasznym.
Skoro o gwałtach, Japonii i przemocy mowa, to warto przypomnieć jeszcze "cudo" z 2002 roku, czyli mordobicie o tytule "Battle Raper". W tej podobnej do "SoulCalibura" napierdzielance, gwoździem każdego pojedynku była możliwość seksualnego wykorzystania poległej przeciwniczki...
Tak, wiemy - w tym zestawieniu zabrakło takich smaczków jak "GTA", "Manhunt", "Bully", "Muslim Massacre" czy setek innych kontrowersyjnych produkcji. Właściwie to temat skandali związanych z komputerowymi grami jest tak głęboki, że spokojnie można by skompilować z niego opasłą encyklopedię.
Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą