Język ewoluuje na naszych oczach. Jedne słowa umierają śmiercią
naturalną, inne rodzą się gdzieś na podwórkach, w młodzieżowym
slangu, a nawet w więzieniach, aby po latach krążenia w
nieformalnym obiegu ostatecznie trafić do słownika. Dziś weźmiemy
sobie pod lupę kilka potocznych wyrazów i powiemy sobie o ich,
często dość niecodziennym, pochodzeniu.
„Kitraj szluga!
Facetka idzie!” - zwykło się alarmować stłoczoną przy oknie
szkolnego kibla dzieciarnię, kiedy tylko na horyzoncie zamajaczył
kształt nauczycielki, która zwabiona gryzącym zapachem tanich
fajek energicznie zmierzała w stronę nieoficjalnej „palarni”.
Skąd przyszła facetka? Ano, od faceta – ma się rozumieć! A
„facet” to, oczywiście potoczne, odrobinę pejoratywne
określenie, anonimowego zazwyczaj, mężczyzny. Coś jak „typ”
(i jego żona – „typiara”).
Przykład z łódzkiego Centrum :)
Pierwotnie jednak wyraz ten był
nacechowany dość pozytywnie. Facetem nazywaliśmy gościa
dowcipnego, rubasznego, skłonnego do żartów, często
uśmiechającego się. Słowo to, prawdopodobnie, przywędrowało do
naszej mowy z łaciny, gdzie funkcjonowało określenie
„facetus”,
czyli po prostu „zabawny”. W wyniku częstego „facetowania”
na lewo i prawo, wyraz ten znacznie poszerzył swoje znaczenie i dziś
spokojnie można tym wyrazem ochrzcić nawet zmurszałego, absolutnie
nieskłonnego do żartów, wiecznie skacowanego, mrukliwego ciecia.
„Był gliniarzem i
sprawdził się w tym zawodzie. Ale zeznawał przeciw innemu
gliniarzowi, a to niewybaczalny grzech (…)” - takimi słowami
zaczynał się każdy odcinek „Renegata” – serialu, w którym
drewniany niczym Pinokio Lorenzo Lamas jeździł chopperem i tłukł
przestępców po mordach. Nie zastanawiało was, co ma wspólnego
plastyczna skała osadowa z funkcjonariuszem policji? Cóż, okazuje
się, że całkiem dużo. Zacznijmy jednak od tego, że słowo to
funkcjonuje w tym znaczeniu od ponad 70 lat!
Glina ma to do siebie,
że się do człowieka przykleja i trudno się jej pozbyć. Zupełnie
niczym policjant, który ma wobec ciebie jakieś podejrzenia. Ponadto
po kontakcie z tym materiałem na ubraniu zostają nam plamy, których
wcale nie jest łatwo się pozbyć. Mamy dosłownie „nasrane w
papierach”. Warto dodać, że w latach 60. funkcjonowało
jeszcze
jedno określenie stróża prawa – adam. Co to ma wspólnego z
gliną? Pierwszy człowiek – Adam – został przecież ulepiony z
tego materiału!
„Bileciki do
kontroli!” - w ten sposób przedstawia się przedstawiciel bodajże
najbardziej, zaraz obok komornika, znienawidzonego przez ludzi zawodu. Niewątpliwie kanarek,
sympatyczna ptaszyna, nie zasłużyła sobie na to, aby jego nazwą
określano pozbawionego empatii sukinsyna, który to ugania się po
środkach komunikacji publicznej za gapowiczami i wlepia im mandaty.
Niestety, ta mocno dziś nieaktualna nazwa na zawsze już
przyklejona będzie do kontrolera biletu i nie zmieni tego żaden
protest miłośników ornitologii. Wyraz ten zaczął funkcjonować
jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, a jego etymologia jest
dość prozaiczna.
Otóż w tamtym okresie funkcjonariusz kolei
odpowiedzialny za sprawdzanie biletów u pasażerów
nosił
specjalną czapkę z charakterystycznym żółtym otokiem. Kolor ten
kojarzył się z umaszczeniem kanarkowych piórek, więc skojarzenie
było oczywiste. Mimo że dziś kontrolerzy nie paradują w takim
nakryciu głowy, cień małego ptaszka ciągnie się za nimi do dziś.
Mylicie się, jeśli
uważacie, że słowo „menel” oznaczające bezdomnego, dziwnie
ubranego obdartusa, który to nigdy nie zaznał kąpieli, wywodzi
się z mitologii greckiej, gdzie w panteonie tamtejszych bogów
spotkać było można Menelaosa – patrona żebraków oraz żuli
proszących dostojnych Greków o pojarę albo poratowanie drachmą na
winko. Otóż nie. Potoczne określenie zapijaczonego obszczymura
wywodzi się z… Etiopii,
gdzie na przełomie XIX i XX wieku rządził
cesarz Menelik II. Władca ten miał wielką słabość do noszenia
dość dziwacznych, wielokolorowych szat. Polacy, widząc kogoś
ekscentrycznie ubranego, zaczęli stosować wobec takiej osoby słowa
„menelik” (a z czasem „menel”), które kojarzyło im się z
cudacznym, afrykańskim monarchą. Jako że noszenie na sobie
ufajdanych szmat często jest domeną wszelkiej maści kloszardów,
wyraz ten przylgnął do pijaczyn i niedbających o swoją prezencję
łachmaniarzy.
Lubię ten
wyraz. Z jakiegoś powodu bardzo dobrze sprawdza się on jako dość
wulgarne określenie podstarzałej kobiety, która uważa się za
atrakcyjną laskę, a znaki upływającego czasu stara się zakryć
pod grubą warstwą jaskrawego makijażu. Wyraz, używany w takim
znaczeniu, ma swoje źródło w przedwojennej gwarze warszawskiej,
jednak nietrudno też zauważyć, że słowo to pochodzi z języka
niemieckiego. Okazuje się, że pamięta on czasy,
kiedy uliczne
oświetlenie gwarantowały lampy naftowe! Lampenputzer był osobą
odpowiedzialną za konserwację i techniczną „obsługę” tych
urządzeń. A wbrew pozorom wymagało to trochę pracy – zbiorniki
na naftę należało regularnie czyścić, knoty trzeba było
przycinać, a klosze pucować szmatką, aby nie było na nich żadnych
smug, osmoleń czy innych, drażniących oko, zabrudzeń. Jako że
przed wojną w potocznej mowie „lampą” określano też ludzką
twarz, wyraz „lampucera” zaczął funkcjonować jako pejoratywne
przezwisko kobiety, która dosłownie pucuje swoją facjatę, aby
podobać się panom.
To jeden z tych
wyrazów, który często usłyszeć można z ust prawilnych
ulicznych chłopaków oraz czających się w bramach, śmierdzących
biedą i tanimi fajkami z bazaru, lumpów. Ciekawe jest to, że
powszechnie uważane za pogardliwe określenie człowieka
łatwowiernego pierwotnie nie miało pejoratywnego znaczenia. W
XV-wiecznej Polsce funkcjonowało niemieckojęzyczne słowo
„frejer” i używano go do nazwania wolnego („frei”, czyli
wolny) mężczyzny, kawalera, zalotnika.
Z tego też wyrazu pochodzą
inne wyrażenia: „fryjerz” i „fryjerka” oznaczające osoby
uprawiające wolną miłość, kotłujące się po krzakach,
jednostki rozpustne.
Współczesny, negatywnie nacechowany „frajer”
pojawił się na początku XX wieku w mowie przestępczej oraz
więziennej. Takim słowem nazywano nowicjuszy działających na
własną rękę, niezwiązanych z żadnym gangiem młodziaków,
którzy dopiero zaczynali swoją przygodę ze złodziejskim fachem i
łatwo ich było zdemaskować.
Źródła:
1,
2,
3,
4,
5
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą