Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Sposób na niejadka, sąsiedzkie poświęcenie i inne anonimowe opowieści

51 170  
197   26  
Dziś przeczytacie także o uczeniu dzieci samodzielności, stalkowaniu byłej i smutnych konsekwencjach szukania czułości.


#1.

Mój tata pracował, a matka "zajmowała" się domem i nami. Zawsze to ona szykowała jedzenie, kąpała nas i tak dalej.
Miałam już prawie 12 lat i wciąż nie umiałam zrobić wielu rzeczy sama. Nie umiałam chociażby umyć głowy. Na dodatek panicznie bałam się wody i nienawidziłam kąpieli. Matka zawsze drapała nam głowy podczas mycia, bardzo bolało, szampon i woda leciały często na twarz i do oczu.
Bałam się jej, wydawało się, jakby podczas tego mycia rozładowywała emocje. Gdy miałam umyć głowę przy niej sama, bo o to poprosiłam, przerwała mi, bo uznała, że robię to źle.
Ale pewnego razu pojechała do rodziny, do innego miasta. Wtedy tato odkrył, że ja i rodzeństwo nie umiemy sami zrobić kanapki, herbaty, wody do kąpieli...

Miałam prawie 12 lat, gdy tata nauczył mnie, jak myć głowę. Nie bolało, oczy nie szczypały. Okazało się, że mogę zrobić to sama, że to całkiem miłe uczucie. Nie czułam się dziwnie, w końcu to mój tata. Na dodatek wydawał się zmartwiony tym stanem rzeczy, naszą całkowitą zależnością.

Później matka wydawała się zła. Gdy pytałam, czy ktoś chce do łazienki, bo idę się myć, kazała "zawołać się na głowę". Odpowiedziałam, że sama umyję, bo potrafię - tata nas uczył. Matka przez trzy dni nie odzywała się do taty, mijała go jak powietrze. Później, czasami, rzucała w naszą stronę teksty typu "idź się sama umyj, przecież potrafisz!", przesiąknięte jakimś takim gniewem.

Do dziś nie wiem, dlaczego tak się nad nami pastwiła i dlaczego tak bardzo nas uzależniła od swojej pomocy. Jestem też wdzięczna, że pojechała do tej rodziny i tato pomógł nam się trochę usamodzielnić. A dziś ta kobieta lubi chwalić się swoimi sukcesami w wychowywaniu i wspominać, jak wielu rzeczy nas nauczyła...

#2.

Od dobrej dekady mam ogromny problem z pryszczami. Będąc dwudziestopięcioletnią dziewczyną posiadam z tego powodu wielkie kompleksy. Wstydzę się chodzić na randki, a kiedy jestem w towarzystwie czuję się nieswojo. Jeszcze będąc w liceum unikałam zdjęć klasowych obawiając się, że moje pryszcze widoczne będą na fotografii. Właściwie całe moje życie podporządkowane jest wszelkim ograniczeniom stawianym przez mój zaszczuty przez parszywą cerę umysł.

Byłam już u wielu lekarzy, stosowałam specjalną dietę, maseczki, kremy itp. Nic nie pomagało.

Miesiąc temu skończyła się buteleczka jednego z toników, które to używam odkąd pamiętam. Jak na złość nie mogłam kupić nowego w żadnej aptece, ani drogerii. Załamałam się, oczami wyobraźni widząc, jak moja głowa, w wyniku braku kontaktu z preparatem, w ciągu nocy zamieni się w jeden, gigantyczny pryszcz, który w końcu pęknie, kończąc tym samym mój nędzny żywot…

Ale tak się nie stało. W ciągu kilku dni ilość czerwonych kropek na mojej twarzy zaczęła drastycznie się zmniejszać. Po dwóch tygodniach nie miałam już ani jednego pryszcza, a teraz patrząc w lustro widzę gładziutką, zdrową cerę.

Okazało się, że przez ostatnią dekadę stosowałam tonik, na którego jeden ze składników byłam silnie uczulona.

#3.

Temat złego traktowania zwierząt przewinął się tutaj wiele razy, ale chyba nigdy razem z tematem stalkowania.

Otóż rozstałem się z moją byłą jakieś 2 lata temu. Od tego czasu całkowicie zerwaliśmy kontakt i byliśmy dla siebie raczej wrogo nastawieni. Wiedziałem jedynie, że się przeprowadziła do dużego miasta na studia i przeszła na weganizm. Ja zostałem na miejscu i sobie spokojnie żyłem, aż do pewnego momentu.

Kilka dni temu musiałem przeprowadzić format dysku w komputerze, więc wszystkie dane zapisałem w "chmurze" i na zewnętrznym nośniku. Gdy próbowałem ponownie zalogować się do swojego konta Google, to zauważyłem, że mam do wyboru dwa konta: moje i mojej byłej (korzystała z mojego komputera, gdy mieszkaliśmy razem). Ciekawość była silniejsza i zalogowałem się do jej konta. Następnie udałem się do zakładki z jej aktywnością w internecie, a potem do zdjęć. Wiem, że to naruszanie prywatności i nie wolno tak robić, teraz się tego wstydzę, ale wtedy byłem wściekły na to, co tam znalazłem. Okazało się, że kupiła sobie rasowego psa - szczeniaka jakiegoś owczarka. Widziałem na zdjęciach i filmikach jaki żywy to pies i jak wspaniale się prezentuje. Z biegiem czasu jednak szczeniak był coraz bardziej osłabiony i coraz gorzej wyglądał. Karmiony był wyłącznie jedzeniem wegańskim. Samo tofu i inne wegańskie odpowiedniki. Z aktywności wynikało, że problem trwa już 3 miesiąc, a moja była nie widziała problemu w diecie, tylko zachowaniu psiaka i na wielu forach radziła się co z nim zrobić.

Nie mogłem tego tak zostawić, więc zdobyłem jej adres i nasłałem na nią ochronę zwierząt. Z tego co wiem, to psa jej odebrano, a ona musiała zapłacić jakieś pieniądze w ramach kary za znęcanie się. Po całej akcji usunąłem sobie dostęp do jej konta, ale byłem całkiem szczęśliwy. Co prawda gardzę stalkowaniem i naruszaniem prywatności, ale wtedy mi się to przydało.

#4.

Jako dziecko byłem potworem w ludzkiej skórze. Terroryzowałem rodzinę odmową jedzenia. Nie i już. Czasy głębokiego PRL-u, z jedzeniem ciężko, a ja wybrzydzałem. Mama stawała na głowie, by gotować mi to co lubię, bym przełknął chociaż dwa kęsy posiłku. Podawała jak królowi, a mnie wystarczył jeden krzywo pływający w pomidorowej klusek, żebym wylał ją na podłogę.

Chodziła ze mną po lekarzach, psychologach, byłem nawet u psychiatry. Nie pozwalała tacie na mnie krzyczeć ani mnie bić za moje wybryki. Niewiele pamiętam z tamtych czasów, ale pamiętam, że dosłownie karmiłem się terrorem sprowadzonym na rodzinę i poczuciem boskości, gdy niemal bili mi pokłony, gdy już zgodziłem się zjeść kilka kęsów. Byłem niedożywiony. Zamykano mnie w szpitalach, wysyłano na obozy, do dziadków, pozwalano mi się głodzić przez dwa tygodnie - nic nie pomagało.

Tutaj chcę zaznaczyć, że nie pochwalam metod opisanych poniżej i opisuję tutaj mój indywidualny, porąbany przypadek. A do tego jak to się skończyło, nigdy nikomu się nie przyznałem - poza Wami.

Po paru latach gehenny mama odpuściła bronienie mnie przed ojcem. Jedno i drugie tęgie lanie przekonało mnie, że warto trochę odpuścić. Każdy posiłek poprzedzony był urządzaniem przeze mnie cyrku i zmasakrowaniem mi dupska kablem od prodiża. Ale coś tam jadłem, skończyłem z wywalaniem jedzenia na podłogę. To jednak nie było rozwiązanie problemu, rodzice mnie kochali i niemal zwariowali z mojego powodu.

Pewnego dnia mama nie wytrzymała i zagroziła, że mi tę zupę przez tyłek wleje. Taty akurat nie było, więc urządziłem dziką awanturę, z biciem mamy włącznie. Akurat była u nas ciotka.
- Dawaj go tutaj - powiedziała do mojej mamy, po czym przywiązały mnie wypiętego do dębowej ławy. Zakneblowały i... spełniły groźbę. Mama wpompowała mi wystudzoną, płynną część zupy za pomocą gruchy do lewatywy prosto w tyłek.

Nikt poza mną i nimi nie wie, jak mnie "odczarowano". Gdy teraz sobie przypominam, jakim byłem gnojem, myślę sobie, że dobrze mi tak było. Chwilowy ból dupy był niczym w porównaniu do tego, który zadawałem rodzicom latami i do dziś mi wstyd. I za siebie, i na wspomnienie tamtej lewatywy.

#5.

Moja pierwsza, wielka miłość. Motylki w brzuchu, dreszcze na plecach, maślane oczy. Po dwóch miesiącach spotykania się, powiedział, że jego rodzice wyjechali na wakacje i żebym wpadła do niego na noc. Mój pierwszy seks. Przygotowałam się do tego wielkiego wydarzenia z wielkim pietyzmem.

Przytuleni do siebie, oglądaliśmy film. Zadrżałam, kiedy szepnął mi do ucha: „Chcesz się pobawić?”. Zarumieniłam się. „Och, taaaak. Bardzo” - odpowiedziałam najbardziej uwodzicielsko, jak tylko się dało. Wstał i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił niosąc ze sobą pudełko z elektryczną kolejką. „Dostałem ją od dziadka na piąte urodziny! Ciągle działa. Zobacz...”. Bawiliśmy się prawie całą noc. Nie żałuję.

Na seks byłam chyba jeszcze niezbyt gotowa. Za to pokochałam modelarstwo. Dziś sama mam kolekcję elektrycznych kolejek, którymi chętnie bawią się moje dzieci...

#6.

12 lat temu poślubiłem kobietę (A.), która miała syna z poprzedniego związku. Głównie łączył nas wspólny biznes, ale naprawdę zakochałem się w niej, a ona przyjęła moje oświadczyny. Była specyficzną osobą, ale moje doświadczenia życiowe sprawiły, że z dwojga złego wolałem w "tę" stronę. Przysposobiłem małego, szczerze pokochałem - on mnie również. W dniu naszego ślubu miał 9 lat.

Opiekowałem się nim jak własnym dzieckiem. Chłopiec bardzo cierpiał z braku ojca i przez "zimny chów" ze strony A., do tego był chorowity, miał poważne problemy z samym sobą, charakter wręcz chimeryczny. Ciągle szukał czułości, opieki, troski, próbował zwrócić na siebie uwagę. Robił sobie krzywdę, nie jadł, wymiotował i płakał bez powodu. Serce mi się krajało na widok jego cierpienia. Nie raz pracowałem przy komputerze do białego świtu, a on w gorączce spał mi na kolanach. W szkole był dręczony, bity, wyśmiewany. Poruszyłem niebo i ziemię, by mu pomóc. Lekarze, psychologowie, wszystko, by to dziecko ratować. Dzieliłem czas między niego, a pracę. On był najważniejszy. Samotny, cierpiący, nieszczęśliwy, chory.

Mojej żonie bardzo to pasowało. Mogłem łatwo uciec, wycofać się, odciąć, ale nie potrafiłem. Powiedziałem A, to trzeba było powiedzieć i B, a nawet C. Nie raz mniej lub bardziej delikatnie zwracałem jej uwagę, że młody przede wszystkim potrzebuje także jej. Rozumiałem na co się pisałem, ale z czasem zacząłem obserwować nadmiar czułości z jego strony. Dziwnej czułości. Stawał się nastolatkiem, młodym mężczyzną, a zachowywał się jak przedszkolak, na przemian z nastolatką podczas menstruacji. Co drugą noc spędzałem przysypiając przy jego łóżku, bo gorączkował, budził się z krzykiem, płakał, albo było ryzyko, że się okaleczy. Lekarze nic mu nie pomagali, nie chciał im nic mówić.

Gdy miał 15 lat, na ogólnodostępnym komputerze żona znalazła gejowskie porno, pt. "Tatusiek pieprzy pasierba". Awantura do mnie. Wiedziałem, kto to oglądał. Tym bardziej, że chłopak paradował przy mnie w samym ręczniku albo szczątkowej bieliźnie. Na uwagi reagował płaczem i histerią. Wyjaśniłem mu, że życie to nie porno, nie ma opcji, żebyśmy byli razem. Byłem przede wszystkim jego ojcem, ew. przyjacielem i na tym się kończyło.

Zamienił moje życie w piekło. Rozdarty między współczuciem, poczuciem obowiązku i własną normalnością, w końcu uciekłem za granicę. Nagrałem zachowania pasierba, jego propozycje, zaloty. Szybki rozwód, następnie kilkanaście spraw w sądzie, by nie robiono ze mnie pedofila i zboka, jak mnie nazwał pasierb.

Z jednej strony jestem wolny, nie mam się o co martwić, a z drugiej... wciąż mam przed oczyma cierpienie tego chłopca. Ból i nienawiść w jego oczach. Gdybym poznał go jako mężczyznę, nawet z tymi samymi problemami, może coś by z tego było. Ale dla mnie był synem.

#7.

Osiedlowa ulica. Po bokach bloki, parkingi, trochę zieleni, dwie pomniejsze uliczki wpadające w główną. Po chodniku z jednej strony ulicy idzie jedna z moich sąsiadek - matka z trzyletnim synem na rowerku. Po drugiej, naprzeciw niej, kuśtyka druga, jej rówieśniczka, z kulą z i zakupami z jednej ręce. Zza zakrętu bliżej pań wyjeżdża samochód. W tym samym momencie trzylatek ni z tego, ni z owego skręca na jezdnię, prosto pod koła.

Matka była dwa metry od dziecka, kulejąca sąsiadka mniej więcej dziesięć. Ja patrzyłem na to z drugiego końca tej ulicy. Chora sąsiadka rzuciła się dziecku na pomoc, upuściła zakupy, kulę, i jak zając skoczyła pod koła. W ostatniej chwili przerzuciła dziecko na przyuliczny trawnik. I ja, i ona z daleka widzieliśmy, co się dzieje, matka chłopca miała wzrok utkwiony w telefonie. Jak tylko zobaczyłem co się dzieje, wystartowałem w ich stronę, ale pani o kuli była dużo bliżej.

Kierowca dał po hamulcach, ale niestety stuknął ją zdrowo. Sąsiadka poleciała na asfalt, wyrżnęła głową. Zdążyłem dobiec, kierowca natychmiast wyskoczył z samochodu. Dziecko płakało, ale nic stało mu się nic, miało tylko ubrudzoną koszulkę. Udzielamy we dwóch pierwszej pomocy, bo pani krwawi, potłuczona, chora noga prawdopodobnie w drzazgach... i w tym momencie wkracza matka chłopca. Z ryjem od ucha do ucha i awanturą. Bo JEJ DZIECKO BABA GŁUPIA P*ZDA SZARPAŁA HURR DURR GŁUPIA K*RWA, A MY SOM CH*JE!!!

Sprawa trafiła na policję. Kierowca miał na szczęście kamerkę samochodową, akcję widziało kilka osób. Obecnie rozchodzi się głównie o niedopilnowanie dziecka, groźby karalne i kilka pomniejszych wykroczeń ze strony matki tego chłopca. Sąsiadka z kulą straciła efekty wielomiesięcznego leczenia, do tego doszło wstrząśnienie mózgu i szwy na połowie ogolonej głowy, problemy z kręgosłupem. Nie chciała iść do sądu, machnęła ręką na swoje potłuczone ciało i zakupy, bo jak mówi "to żadna cena za niewinne dziecko", chociaż, co zabawne, dzieci serdecznie nie znosi i ucieka na sam ich widok.

Niezmiernie szanuję tę kobietę i staram się pomagać jej jak tylko mogę. Jest to twarda, niesamowita osoba, która najmniej przejmuje się samą sobą. Ale co najbardziej mnie poruszyło, to że zatroszczyła się o cudzego dzieciaka bardziej niż jego własna matka, zniosła stek obelg, masę bólu i do nikogo nie miała o to żalu ani pretensji.

<<< W poprzednim odcinku m.in. uroki pracy nauczyciela oraz zagorzała feministka

18

Oglądany: 51170x | Komentarzy: 26 | Okejek: 197 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało