Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Była wziętą modelką - dziś opowiada na nasze pytania

46 684  
235   44  
Bojowniczka Noddy1410 postanowiła odpowiedzieć na najciekawsze pytania Bojowników i zrobiła to naprawdę porządnie! Zapraszamy.

Dzięki za wszystkie komentarze, zarówno te czepiające się każdej bzdurki (fakt, słowo „set” to jednak język branżowy, więc mogłam pomyśleć i przełożyć z modelkowego na nasze. To byłoby np. „plan” lub „scenografia”. Mam nadzieję, że pomogłam ;)), jak i te z Waszymi opiniami na temat opisywanego przeze mnie świata. No i oczywiście za wszystkie miłe słowa. Postaram się zatem dostarczyć wincyj ciekawostek i odpowiedzieć na parę pytań.


Na początku ponownie podkreślę, że nie jest (i poprzednio też nie było) to narzekanie na zepsuty rynek, na niewłaściwe zachowania niektórych osób z branży ani użalanie się nad tym, że już mnie tam nie ma. Cieszę się, że większość z Was to zauważyła.

Tak jak napisałam poprzednio - nie mam Instagrama, bo nie chcę, nie odnajduję się w świecie dzielenia się z obcymi swoją prywatnością, swoim życiem, chcę być dinozaurem. Rozumiem, że rynek idzie naprzód i że pojawiają się nowe wymogi.

Również tak jak pisałam - nie mam nawet wymiarów odpowiednich, by wracać do „wielkiego świata” i już nawet nie chcę walczyć o ich osiągnięcie. Moje życie potoczyło się dalej, mam pracę, różne zajęcia dodatkowe, realizuję się na innych płaszczyznach i czasem (może raz, a może kilka razy w miesiącu) jeszcze stanę przed obiektywem lub kamerą. Wszystkie wspomnienia są jak najbardziej pozytywne, był to niesamowity czas w moim życiu, który dał mi nie tylko jakieś pieniądze, ale i szansę na odbycie wielu ciekawych podróży i poznanie inspirujących osób.

Zaraz się pojawią komentarze, że „jasne, najłatwiej napisać, że się podjęło decyzję o pójściu dalej! Nie udało Ci się, przytyłaś, nie dostosowałaś się do wymogów rynku, więc tłumaczysz to teraz, jakby to była Twoja decyzja, kłamczuszku!”. Oczywiście, gdybym bezproblemowo potrafiła utrzymać ciało w niedowadze, na pewno bym to kontynuowała. Ba! Wycisnęłabym z rynku, ile tylko bym mogła! Niestety jeść lubię. I to nie tylko sałatki.

Otarłam się też o zaburzenia odżywiania, gdy jeszcze bardzo pragnęłam utrzymać pożądane wymiary. W pewnym momencie przyszło jednak opamiętanie i stwierdziłam, że zdrowie jest ważniejsze. Zaczęłam wtedy podchodzić do pracy inaczej - albo bierzecie mnie z kilkoma dodatkowymi centymetrami, albo w ogóle. Ponieważ w międzyczasie ciągle się kształciłam, robiłam studia i kursy, zdecydowałam się rozpocząć pracę zawodową w zupełnie odmiennej dziedzinie. Elastyczny grafik dawał możliwość „dorabiania sobie” zleceniami - odpadły jedynie dłuższe wyjazdy. Już nie wyjeżdżałam na kilka miesięcy, a najwyżej na 2 tygodnie.

Jak się czegoś chce, to można wszystko pogodzić.

Zdjęć swoich nie pokażę, nie mam takiej potrzeby. Chciałam się podzielić informacjami i ciekawostkami, a nie robić artykuł tylko o sobie - a trochę takim by się mój wpis stał, gdybym zilustrowała go swoimi zdjęciami. Nie jestem wystarczająco interesującą osobą, by odstawiać takie cyrki.

Przechodząc do tematów poruszanych w komentarzach, najpierw kilka słów o motywacji, czyli:

Co pcha dziewczyny do tego zawodu

(Swoją drogą także chłopaków, modele na świecie też osiągają sukcesy i zarabiają kasę)

Jak ktoś z Was zgrabnie to ujął, kasa, władza, prestiż. No, może trochę mniej władza w tym wypadku, ale reszta pasuje. Dorzuciłabym jeszcze trochę satysfakcji i połechtania ego. Jeśli wysoka i szczupła nastolatka ma w perspektywie liceum, opłacane przez rodziców studia, powiedzmy - rachunkowość, dorabianie sobie jako kelnerka wieczorami i w weekendy (znosząc gburowatych Januszy narzekających na czas oczekiwania na danie), a potem pracę w księgowości w korporacji za nie więcej niż średnią krajową, to możliwość odbycia przygody życia, która w najlepszym wypadku może się przekształcić w pracę zawodową na kilka/kilkanaście lat chyba jest godnym uwagi scenariuszem.

Własne pieniądze, czyli odciążenie rodziców, możliwość podjęcia studiów za granicą, zobaczenie swojej twarzy na billboardzie w Nowym Jorku lub przejście po wybiegu podczas Fashion Week wśród topowych nazwisk, modelek będących w danym momencie na szczycie - to właśnie ciągnie dziewczyny. Wiele z nich interesuje się też modą, co jest dodatkowym czynnikiem, fajna jest możliwość poznania tych wszystkich osób z branży, o których się czyta w magazynach modowych. Mnie to akurat nie ruszało, do dziś nie znam się na modzie i jej czasem absurdalnych trendach. Ale fajnie będzie kiedyś dzieciom pokazać swoje zdjęcia i powiedzieć „spójrzcie, mamusia kiedyś była młoda i szczupła i podróżowała po świecie”.


Ciekawostka kulturowa

Nie chcę w żadnym wypadku obrazić kogokolwiek i nie będę generalizowała, wrzucając całą grupę społeczną do jednego wora. Opierając się jednak o wypowiedzi niejednej koleżanki z Ukrainy (może też z Rosji, nie pamiętam, nie chcę skłamać), wiele młodziutkich dziewczyn jest tam szykowanych do tego, by jak najwcześniej wyjechać z wioski i robić karierę w modelingu. Wiele nastoletnich Ukrainek, z którymi miałam kontakt, miało ogromną presję na odniesienie sukcesu. Ledwo wiązały koniec z końcem, zapożyczały się w agencji na poczet przyszłych wynagrodzeń, ale ciągle siedziały za granicą, byleby tylko dalej próbować. I tu cele były dwa - albo odnieść sukces i zarobić tyle, by wyciągnąć rodzinę z ukraińskiej wiejskiej bidy, albo znaleźć starszego, bogatego faceta, za którego można wyjść za mąż. Co w zasadzie również miało skutkować dofinansowaniem rodziców i rodzeństwa dziewczyny. Wiele rodzin, które zdawały sobie sprawę z predyspozycji (wzrostu i urody) córki, inwestowało w jej wygląd, nawet kosztem podstawowych potrzeb rodziny, bo traktowane to było jako szansa na lepsze życie. Córka znajdzie bogatego męża lub zostanie modelką, to i rodzinie będzie się lepiej żyło.

Stały związek z modelką

Problemem są długie rozłąki, które są konieczne przy wielotygodniowych wyjazdach. Jednak nie jest to problem typowy jedynie dla modelingu. Marynarze, emigranci zarobkowi, wojskowi, czy nawet zawodowi kierowcy także wyjeżdżają na długo i muszą radzić sobie z rozłąką z najbliższymi. Niech żyje Skype i wszelkie wideorozmowy! Ja już nie wyjeżdżam na dłużej, więc nie mam takiego problemu. Jednak to długotrwała rozłąka z najbliższymi jest wymieniana wśród modelek jako jedna z największych niedogodności.

Nie rozumiem trochę zdziwienia autora jednego z komentarzy, że niby jakim cudem mogę mieć męża i związek, który trwa pomimo bycia modelką… Zwątpienie w możliwość zachowania wierności w takiej czy innej branży bierze się z Twojego podejścia do kwestii wierności i Twojego kodeksu moralnego (albo jego braku). Nie mi go oceniać.


Odniosę się też do zwrotu użytego w jednym komentarzu: „opieranie całej swojej przyszłości na ładnej buzi” - całe to założenie jest nieprawdziwe. Opiera się na postrzeganiu modelingu jako zajęcia dożywotniego lub całkowicie przekreślającego dalsze życie poza branżą. Tymczasem kariera trwa zazwyczaj kilka, czasem kilkanaście lat. Są wyjątki na skalę światową, takie np. Naomi Campbell czy Claudia Schiffer, ale pozostańmy bliżej ziemi. Weźmy pod uwagę, że np. dzieciaki w wieku szkolnym zaczynają grać w lokalnych ligach sportowych, dla których potrafią się poświęcać. Trenują codziennie, może mają ustaloną dietę, może rezygnują z niektórych kontaktów towarzyskich i trochę zaniedbują naukę - bo chcą coś osiągnąć, zarobić pieniądze na swojej pasji, próbują spełnić marzenia. Niektórzy przejdą do profesjonalnych drużyn dla dorosłych, a reszta skończy swoją karierę sportowca i zajmie się czymś innym. Tamci, którym się udało, też w końcu odejdą, zostaną trenerami, założą swoje biznesy i będą wiedli inne życie. Gwiazdami sportu zostanie tylko garstka.

Modelki pod koniec kariery też mają swoje firmy, może nawet agencję, produkują kosmetyki, projektują ubrania, biżuterię lub wchodzą w aktorstwo. Albo idą do „normalnej pracy”, zakładają rodziny i miło wspominają przeszłość.

Oprócz tego nic nie stoi na przeszkodzie, aby dziewczyna jednocześnie się uczyła, studiowała i rozwijała swoje pasje. Większość dziewczyn, które faktycznie coś osiągnęły, ma plan B, zaplecze pozwalające wykorzystać zdobyte doświadczenie, pieniądze i znajomości, by odpowiednio pokierować swoją ścieżką zawodową, gdy przejdą na modelingową emeryturę. Nie zaprzeczam jednak, są dziewczyny, w szczególności takie, które zaczęły pracować w bardzo młodym wieku i czerpały radość z możliwości niechodzenia do szkoły, które nie mają ani wykształcenia, ani pomysłu na przyszłość.

Nie wiem jak jest teraz, ale w moich czasach, wbrew temu, co się powszechnie uważa, trzeba było mieć coś w głowie, by utrzymać się na rynku. W tej branży, jak w każdej innej, gdzie praca polega na kontakcie z ludźmi, większą ma się ochotę na współpracę z osobą, która ma coś ciekawego do powiedzenia, która zrozumie zdanie podrzędnie złożone w obcym języku, która umili przerwę obiadową konwersacją na poziomie i może się pochwalić kulturą osobistą i obyciem. Taka dziewczyna może zostać nawet muzą jakiegoś projektanta czy fotografa, bo jest wielowymiarową osobowością. Natomiast najpiękniejsza dziewczyna, z którą nie da się porozmawiać na tematy inne niż moda czy uroda (teraz pewnie też social media), nie jest na tyle interesująca, by ktokolwiek chciał ją ponownie - uwaga, słowo branżowe - zabookować. No, chyba że ma dziesiątki, setki tysięcy followersów.


Inną sprawą jest postrzeganie modelek TYLKO I WYŁĄCZNIE przez pryzmat narzędzia ich pracy. Czyli, idąc tym tokiem rozumowania, mam dwie ręce, więc mogę zawodowo haftować i rysować komiksy, a to przecież jednocześnie oznacza, że nie mam nóg i nie mogę np. rozwozić przesyłek jako kurier na rowerze lub stepować, prawda? Założenie, że modelka ma tylko twarz i ciało opiera się o wąskie horyzonty wygłaszającego taką opinię. Jeśli ktoś ma zdolności plastyczne i jest niezłym rysownikiem/malarzem, to nie oznacza, że to jego jedyna umiejętność - może być jednocześnie doskonałym poetą, księgowym lub charyzmatycznym przywódcą narodu z wieloma podbojami na koncie.

Seks

Zgodnie z prośbą, poruszam ten temat, jednak zbyt dużo nie napiszę. Po prostu nie mam o czym. Droga kariery biegnąca przez łóżko może dotyczyć dowolnej branży, nie tylko modowej. Osobiście nie miałam żadnych konkretnych propozycji, nie znam też żadnej dziewczyny, która takie doświadczenia posiada.

(A może znam? Ale o tym nie wiem? Skądś się ta opinia wzięła, więc pewnie jest to jedna z możliwości, która faktycznie funkcjonuje. Czy jakoś specjalnie często wykorzystywana… Szczerze wątpię.)


Tu muszę dodać jedno - modeling „fashion” na poziomie światowym wygląda inaczej niż bardziej lokalna branża fotomodelek-hostess, dziewczyn aspirujących i robiących sobie sesje zdjęciowe na Instagrama, ale nie zarabiających w ten sposób, a także dziewczyn do towarzystwa. Nie mam wiedzy na temat tego, jak funkcjonuje to drugie, pewnie masz rację, Kolego z komentarzy, który byłeś partnerem dwóch fotomodelek - kolejny artykuł o tajnikach zawodu powinien dotyczyć fotomodelek i hostess, ja również chętnie się dowiem, jak to wygląda, jeśli zdecydujesz się to opisać.

Rynek, o którym ja się mogę wypowiedzieć, nie opiera się na klęczeniu przed kimkolwiek, więc i historyjek wypełnionych seksem nie mam. Już prędzej - tak myślę - mogły się zdarzyć sytuacje, w których dziewczyna poznaje faceta z okolic branży, ale nie bezpośrednio z niej. Zaczynają się spotykać, ona jest samotna za granicą, on czarujący, mają namiętny romans i nagle pojawia się nowa młoda i samotna, więc „stara” dziewczyna idzie w odstawkę. Takie odhaczanie kolejnych zaliczonych modelek jako udowodnienie swojej, ekhm, męskości. Nie mam jednak zbyt dużej wiedzy na ten temat, myślę, że takie zjawisko dało się zauważyć.

Jasne, zdarzyło mi się, że jakiś facet trochę przegiął, okazał mi brak szacunku, nie upilnował swoich rąk lub pozwalał sobie za zbytnią zażyłość, licząc na to, że jestem otwarta na wszystko, w końcu jestem modelką, więc pracuję ciałem. Czy jednak te sytuacje mogłyby się wydarzyć w innej branży? Oczywiście. Nie utożsamiam ich z konkretnie tą pracą, bo idiota nie mający szacunku do kobiet może się napatoczyć wszędzie. Z tą różnicą, że modelka może być postrzegana jako trochę bardziej atrakcyjne trofeum niż np. taka typowa koleżanka z biura.

Spotkałam się też z ofertami wyjazdu do Monte Carlo czy innej tego typu lokalizacji na np. tydzień lub dwa jako hostessa. Oczywiście tylko i wyłącznie promowanie produktu, 3 godziny dziennie, wieczorami, poza tym czas wolny i relaks w ekskluzywnym hotelu. Stawka podejrzanie wysoka, bo kilka-kilkanaście tysięcy euro za pobyt. Takie oferty, jeśli skierowane do dziewczyny z „poważnego” rynku, nie mają racji bytu. Nawet pomijając fakt, że nie każda dziewczyna ma ochotę płacić za zlecenia czy kontrakty w naturze, jest to zbyt duże ryzyko. Renomowane agencje modowe nie mogą być kojarzone ze stręczycielstwem, więc takiej działalności nie prowadzą, a dziewczyna, której się uda wybić i osiągnie naprawdę duży sukces i sławę może potem zostać ośmieszona, gdy wszystko wyjdzie na jaw.


Poza tym, w przypadku młodych dziewcząt, agencje zapewniają pewnego rodzaju opiekę - muszą to robić, by rodzice takiej nastolatki mogli jej zaufać i wysłać córkę na drugi koniec świata. Nie dopuszczą do sytuacji, by ich podopieczna, która się dobrze zapowiada, wpadła w tego typu „zlecenia”. No a z dziewczyny, która wybierze, nazwijmy to „inną drogę” lub się stoczy, popadając w nałóg imprezowania, nie będzie już pożytku. A co, jeśli znudzi się takiemu wpływowemu sponsorowi? Nagle przestanie dostawać propozycje pracy i nadejdzie koniec lukratywnych zleceń? Modelka ma przynosić zysk - musi więc być bezpieczna, zdrowa i zadbana. Oczywiście to zawsze jej decyzja, jeśli woli pójść drogą szybkiego zarobku jako dziewczyna do towarzystwa - pewnie jej się życie ułoży.

Z wielu lat swojej pracy widzę jednak, że w dyskursie społecznym istnieje modeling i „modeling”, niesłusznie używający tej nazwy biznes dziewczyn do towarzystwa - ten pierwszy jest niejednokrotnie mylony z tym drugim. Kiedyś mnie bolało, że ktoś mylił moją pracę z owym drugim biznesem, zestawiał dwie rzeczy razem, jakby obowiązkowo musiały współistnieć. Teraz uważam, że to nawet fascynujące - w końcu nasz tok rozumowania kształtowany jest przez środowisko, w którym się obracamy. Jeśli komuś nie mieści się w głowie, że branża modowa jest takim samym rynkiem pracy, jak każda inna (no, prawie), to jak bardzo zepsute musi być otoczenie takiej osoby, że nie widzi możliwości istnienia świata poza realiami nazywanymi błędnie „modelingiem”?

Agencja

Na początku kariery młodej dziewczyny agencja inwestuje w nią - opłaca samolot, mieszkanie, sesje zdjęciowe (tzw. „testy”), które można włożyć do Książki, by było w niej cokolwiek, co można pokazać klientom na castingach. Oczywiście całe pieniądze na początku idą na pokrycie tego długu, dopiero potem pojawia się pierwszy realny zarobek. Tu więc najlepiej widać, że dziewczyna musi się dobrze zapowiadać, być pracowita i dbać o siebie. Wszelkie przeciągające się imprezowanie albo praca w charakterze osoby do towarzystwa są zauważane przez agencję, która może z danej dziewczyny zrezygnować. Nie zerwie z nią współpracy - po prostu przestanie promować taką modelkę, przestanie w nią inwestować, bo cały potencjał, który na początku był widoczny, zostanie zmarnowany przez nieodpowiednie dbanie o siebie lub swój wizerunek.

To agent wpływa na to, czy dziewczyna będzie pracowała. Gdy klient poszukuje dziewczyn do swojej sesji zdjęciowej, to agent decyduje o tym, czyje zdjęcie wyśle w propozycjach do klienta.


Czyli jak dostaje się zlecenie?

Są dwie główne ścieżki - z agencją i bez agencji. Jeśli chce się pracować światowo, musi być agencja. Po jednej na każdą lokalizację, ja miałam kilkanaście agencji, z którymi współpracowałam jednocześnie.


Klient chce zrobić zdjęcia do kampanii, wysyła więc info do różnych agencji, że potrzebuje dziewczyn, powiedzmy śniadych brunetek z bardzo długimi włosami. Agencje wysyłają mu propozycje, jakie dziewczyny spełniają te wymagania. Może być tak, że szczególnie lubią jakiś swój nowy nabytek, więc wrzucają dopisek „a może, drogi kliencie, masz ochotę zobaczyć naszą nową topową dziewczynę, oto ona”. Bywa i tak, że klient prosi bezpośrednio o konkretną twarz, to jest standardem w przypadku dziewczyn już starszych, bardziej doświadczonych, rozpoznawalnych.

Klient po zapoznaniu się z propozycjami albo organizuje casting, na który zaprasza się dużo dziewczyn (często po wstępnej selekcji, czasem casting jest otwarty dla wszystkich), albo od razu wybiera grupę paru z nich, które mają „opcję” na daną pracę. To, że „mam opcję” oznacza, że jestem wśród kilku wybrańców, z których teraz będzie wybierana ta jedyna. „Opcja” ma na celu zarezerwowanie terminu w moim kalendarzu, żeby zapobiec sytuacji, że do czasu aż się klient zdecyduje, ktoś inny zdąży zająć mi ten dzień. Opcja pierwsza - jestem mocnym typem, pewnie są max 3 dziewczyny, między którymi rozgrywa się proces decyzyjny. Opcja druga - jestem brana pod uwagę, ale jednak wolą inne dziewczyny - jak one nie będą mogły lub zmieni się preferencja, to wtedy mam szansę na pracę. Można więc mieć kalendarz zapełniony opcjami i nie zrobić żadnej sesji. To jak ciągle zajmować 4 miejsce w zawodach - jesteś dobra, biorą cię pod uwagę, ale jednak sorry, nie tym razem.

Może być też tak, że klient zwraca się do fotografa lub producenta, aby ten wybrał modelkę do sesji. Oni mogą zwrócić się do agencji z zapytaniem takim samym jak klient lub pytają o konkretne dziewczyny, które już wcześniej widzieli podczas tzw go&see. Są to wizyty dziewczyn, podczas których pokazują one swoją Książkę, czasem robione są szybkie zdjęcia twarzy i sylwetki, aby fotograf mógł lepiej zapamiętać dziewczynę. Jeśli modelka się spodoba, może liczyć na to, że fotograf będzie polecał ją do różnych zleceń.

Ścieżka bez agencji zazwyczaj dotyczy rynku lokalnego i dziewczyn już doświadczonych, rozpoznawanych w branży oraz… rynku półprofesjonalnego. Stare dupy, takie jak ja, często dostają bezpośrednio informację od jakiegoś producenta, fotografa czy innej osoby z branży, które już mnie znają lub ktoś im mnie polecił. Wtedy podpisujemy umowę bezpośrednio na to jedno zlecenie, omijając agencję i jej prowizję (oszczędność dla klienta). W przypadku rynku półprofesjonalnego często odbywa się to na różnych grupach lub stronach tematycznych, na których można zamieszczać swoje portfolio, z których korzystają osoby, które nie dostały się do agencji (bo są za niskie, mają złe wymiary, nie spodobały się itp. itd.). Wystawiane jest np. ogłoszenie, że „klient szuka dziewczyn do kalendarza, zakres pozowania - bielizna, stawka do uzgodnienia”. Zgłaszają się dziewczyny, które są ofertą zainteresowane. Tam stawki są niższe i nie znajdzie się raczej dobrze pracujących modelek agencyjnych.

Kasa

Znów trochę rozczaruję… Odpowiedź jedyna zgodna z prawdą to „to zależy”. Nie ma tu stałych uśrednionych stawek, bo każdorazowo brane są pod uwagę różne czynniki:
  • rozpoznawalność i klasa modelki (w przypadku organizowania szerszych castingów podawana jest określona stawka i wtedy te kryterium nie ma zastosowania - każdy kto bierze udział w castingu zgadza się na oferowaną stawkę; nie dotyczy osób sławnych, one są zapraszane do takiego zlecenia i mają swoją ustaloną wyższą stawkę)
  • rozpoznawalność i wielkość firmy zlecającej, klienta (międzynarodowy koncern zapłaci więcej niż lokalny producent prowadzący sprzedaż z własnego garażu)
  • zakres wykorzystania powstałego materiału (czy tylko Internet, czy też kino i TV, czy billboardy, prasa itp. itd.)
  • okres, na który wykupowane są prawa do wizerunku
  • zakres terytorialny - są kraje droższe i tańsze, za rok udostępniania wizerunku w Stanach czy w Niemczech płaci się więcej niż za Łotwę i Czechy.
Przykłady? Sesja do magazynu w Polsce - ok. 300 zł. Niby dużo za jeden dzień pracy, ale jeśli modeling jest jedynym źródłem utrzymania, a nie pracuje się codziennie, to już nie bardzo. Sesje do bardziej renomowanych magazynów na świecie niejednokrotnie są niepłatne - jest to po prostu okazja do powiększenia swojego portfolio, pokazania swojej twarzy w znanym tytule wydawniczym i współpracy z ludźmi na wysokim poziomie, którzy mogą potem otworzyć nam drzwi do jakiegoś zlecenia komercyjnego.


Za sesję do katalogu czy lookbooka (coś jak katalog) można w Polsce dostać od kilkuset złotych do może nawet 2 tysięcy. Za „produktówkę” na stronę internetową mniej - zdjęcia wykorzystywane w sklepach internetowych z prosto stojącą modelką i w zbliżeniu na dany ciuch (czasem nawet bez wizerunku, bez twarzy) to zarobek zbliżony lub trochę większy od tego za magazyn. Kampanie reklamowe, czy to zdjęciowe (do prasy i na billboardy), czy filmowe (do TV), mogą się wahać od dwóch do kilkudziesięciu tysięcy złotych - widełki są zbyt duże, żebym cokolwiek konkretnego mogła tu napisać, odsyłam do listy czynników powyżej.

Za granicą stawki są podobne, tylko w tamtejszej walucie. Drobny katalog za dosyć niską stawkę w Polsce może być totalnie nieatrakcyjną fuchą, ale w ojro jest już fajnym zarobkiem. Katalog dużej, znanej na całym świecie firmy odzieżowej ze Stanów to kilka tysięcy dolców brutto (w Stanach, przynajmniej za moich czasów, dostawało się połowę - po odjęciu podatku i prowizji agencji. Nie wiem, jak wygląda kwestia tamtejszych podatków obecnie).

Za pokazy podczas fashion week’a albo nie ma kasy w ogóle (przejść po wybiegu znanego projektanta to prestiż), albo płacone jest w ubraniach, albo wynagrodzenie jest niewielkie (nie umiem przypomnieć sobie kwoty, więc nie chcę wymyślać).

Skoro już przy tym jesteśmy - prowizja agencji to 20% od modelki i 20% od klienta (przyjmuje się, że klient płaci łącznie 120%). Czyli prowizja dla agencji od klienta, który bierze od nich modelkę za stawkę x (dodatkowe 20% od kwoty x) oraz potem dodatkowa prowizja odciągana ze stawki modelki za znalezienie jej zlecenia. Jak się ma bagaż doświadczeń na karku, to negocjuje się z agencją warunki współpracy i można się nie zgodzić na podwójną prowizję, ale chyba żadne młode dziewczę nie wywalczy zniesienia takiego zapisu w kontrakcie już na starcie.

Jak się zarabia na wyjeździe?

Opcja pierwsza, gdy jedziesz na z góry określony czas, powiedzmy na 2 miesiące, i uzgadniasz kontrakt na prognozowaną kwotę, którą agencja uważa, że możesz zarobić. Ten model jest/był praktykowany w Azji, jak tak jeździłam do Japonii.
Wysokość kontaktu? Nie umiem odpowiedzieć, znów ogromne widełki. Od kilku do kilkudziesięciu tysięcy dolarów za cały pobyt, w zależności od poziomu dziewczyny. Im więcej zdjęć dla dobrych, renomowanych marek w jej portfolio, tym wyższe stawki.

Jeśli będziesz dobrze pracować, możesz oczywiście zarobić więcej, ale jeśli będzie szło nieźle, ale nie rewelacyjnie, to będzie to balansowanie wokół granicy tej kwoty gwarantowanej. Nawet jeśli wypracujesz troszkę mniej, kwota zawarta w kontrakcie jako gwarantowana może zostać ci wypłacona, oczywiście po odjęciu kosztów - lotów, mieszkania, kompozytek (to są takie duże wizytówki, często w formacie A5, z kilkoma zdjęciami modelki i podstawowymi informacjami, wymiarami itp.). Jeśli w ciągu np. dwóch/trzech pierwszych tygodni agencja, do której poleciałaś, widzi, że się nie zapowiadasz dobrze, kontrakt jest kończony i wracasz do domu bez jakiejkolwiek kasy - ale za to nie marnujesz czasu na siedzenie w rynku, gdzie cię nie chcą, możesz lecieć gdzieś indziej. Tak przynajmniej było kiedyś, nie wiem, czy się cokolwiek zmieniło.


Tam też raczej nie jeżdżą dziewczyny będące na szczycie - one nie pozwolą sobie na stratę całego miesiąca lub dwóch. One żyją w samolotach, lecą do Tokio na dwa zlecenia, następnego dnia są w Mediolanie, by po trzech kolejnych wrócić do swojego mieszkania w Nowym Jorku. Im wyższy poziom, tym wyższy status karty zbierającej mile za przeloty. Ja swoją pracę dzieliłam na kontynenty - albo siedziałam w Nowym Jorku (zdarzało się wyskakiwać do Europy na jakieś sesje, ale rzadko, raczej sesje na terenie Stanów), albo w Europie (tu już naprawdę nie robiło różnicy, czy byłam w Paryżu czy w Londynie, tutaj częste podróże są standardem), albo leciałam na miesiąc do Tokio i skupiałam się tylko na pracy tam.

Opcja druga - uzgadniasz kierunek z agencją-matką (agencja zazwyczaj z kraju pochodzenia modelki, która znajduje i później współpracuje z agencjami zagranicznymi w celu promowania modelki w różnych częściach świata; bierze swój procent z prowizji agencji zagranicznych pobranych od zleceń wykonanych na obczyźnie), załatwiacie lot i jakieś zakwaterowanie i… lecisz. Żadnych gwarancji, po prostu lecisz i siedzisz na miejscu, starając się o zlecenia. Każdy dzień wypełniają castingi i go&see, najpierw musisz pokazać się na tamtejszym rynku i powoli pojawiają się zlecenia. Ma to swoje plusy i minusy - niby większa swoboda i elastyczność, zawsze można wyskoczyć do innego kraju na bezpośrednie zlecenie, które w międzyczasie wpadło do kalendarza. Z drugiej strony jednak nie ma żadnej gwarancji, że się uda i zarobi się jakiekolwiek pieniądze.

Ta druga opcja jest bardziej zbliżona do normalnego życia i pracy w danym miejscu. Pierwsza jest typowo zadaniowa - jadę, bo chcę wrócić z pieniędzmi.


Znów wyszło długo, ale mam nadzieję, że w sposób jasny i... przyjazny opisałam kulisy tego zawodu :)

Zdecydowałam się rozszerzyć tematy chyba najbardziej interesujące wielu z Was, więc to, co było w planach na teraz (Japonia, ciekawostki kulturowe) poszło w odstawkę. Ewentualnie będzie musiało poczekać na kolejny odcinek. Myślę jednak, że tematy lekko kontrowersyjne, takie jak praca za seks, grube hajsy czy pogoń za karierą, możemy zaparkować tutaj. Jeśli pojawi się kolejna odsłona tematu, to już luźniejsza - o różnicach między krajami i kulturami, warunkach pracy itp. itd.

>>> Kto jeszcze nie czytał, tego zapraszamy do poprzedniego odcinka

15

Oglądany: 46684x | Komentarzy: 44 | Okejek: 235 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało