Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Najgorsze kosmiczne katastrofy w historii

96 194  
310   30  
"W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku" - brzmiało hasło promujące starcie Sigourney Weaver z galaktyczną paskudą. Historia podboju kosmosu pokazuje, że powodów do tego, by wydać tam z siebie rozdzierający krzyk nie brakuje. Wprawdzie nie mają one nic wspólnego z konfrontacją z "Alienem", ale mrożą krew żyłach bardziej niż ostatnie przygody Sandry Bullock na orbicie. Kosmiczne katastrofy i incydenty nie należą niestety do rzadkości.

#1. Katastrofa promu Challenger, czyli 73 sekundy do katastrofy

Zdjęcia z tej katastrofy przeszły już do historii. Tragedia, do jakiej doszło 28 stycznia 1986 r., dowiodła zaś, że nie da się sięgnąć gwiazd, nie ponosząc ofiar. Wyrok na siedmioro członków załogi misji STS-51-L zapadł już w pierwszej sekundzie lotu, kiedy w prawym silniku dodatkowej rakiety Challengera na paliwo stałe doszło do uszkodzenia uszczelki. Płomień, który pojawił się kilkadziesiąt sekund później, stale się powiększając, spowodował pojawienie się dziury w zbiorniku. Po chwili prom zaczął się rozpadać. W 73. sekundzie wahadłowiec rozleciał się na kawałki.

Dramat rozegrał się na oczach milionów Amerykanów, którzy śledzili telewizyjną transmisję. Co ciekawe, wśród widzów oglądających relację znajdowało się wiele dzieci. Jednym z członków załogi była bowiem nauczycielka Christy McAuliffe, która jako pierwszy belfer wzięła udział w programie "Nauczyciel w Kosmosie" i stamtąd miała prowadzić lekcje. Katastrofa Challengera spowodowała zawieszenie programu lotu wahadłowców na 32 miesiące. Wypadek z 1986 r. na długo pozostawił Amerykanów w głębokiej traumie.

#2. Katastrofa promu Columbia - bez powrotu



Człowiek się uczy na błędach? Nic z tych rzeczy. W przypadku promu Challenger ustalono, że przyczyną katastrofy były zaniedbania projektowe oraz błędy w procesie decyzyjnym, a tych nie ustrzeżono się także w 2003 r., gdy doszło do katastrofy promu Columbia. Tym razem zignorowano potencjalne uszkodzenia, jakie mogły powstać podczas startu wahadłowca, gdy kawałek materiału termicznego, znajdującego się na zewnętrznym zbiornika wahadłowca, uległ oderwaniu. Zaniedbanie to doprowadziło wkrótce do katastrofy - ten niewinny kawałek pianki uszkodził bowiem osłonę termiczną skrzydła, co spowodowało stopienie poszycia.

Cena zlekceważenia powstałej wcześniej usterki okazała się wysoka. W końcowej fazie misji STS-107, gdy wahadłowiec wchodził już w atmosferę ziemską, zaczął się rozpadać. Bilans: siedmiu astronautów zginęło. Jak przyznał potem inżynier NASA, Allan J. McDonald, nie ustrzeżono się tych samych błędów, które w 1986 r. poprzedziły katastrofę Challengera. Niedługo potem program załogowych lotów kosmicznych, realizowanych za pomocą wahadłowców, został zawieszony.

#3. Sojuz 1 - "Zabiliście mnie, dranie"



O ile o niepowodzeniach Amerykanów w realizacji snów o podboju kosmosu wiadomo dziś całkiem sporo, to Rosjanie już tak chętnie nie dzielili się informacjami na temat swoich klęsk - szczególnie tych, które ponieśli jeszcze w czasie zimnowojennych zmagań. Do dziś wiele pytań pojawia się wokół misji Sojuz 1, podczas której śmierć poniósł radziecki kosmonauta Władimir Komarow. Problemy wyszły na jaw tuż po starcie rakiety (23 kwietnia 1967 r.) - szybko okazało się, że nawaliły panele słoneczne i Komarow po upływie 24 godzin zmuszony był do rozpoczęcia procedury powrotu z orbity. Gdy był już bardzo blisko Ziemi, czekała na niego kolejna niespodzianka - nie otworzył się spadochron główny, a potem zapasowe, bo... blokował je ten główny. Po niespełna 27 godzinach lotu kapsuła z Komatowem na pokładzie roztrzaskała się.

To, co zrobili Sowieci podczas przygotowań do tamtej misji, zakrawało na kpinę i przypominało sabotaż. Jak ujawniono później, Komarow poleciał w swoją straceńczą misję, mimo że okraszona ona była setkami błędów. Oszacowano, że było ich około dwustu. Mimo to nie przerwano przygotowań. O wszystkim wiedziały władze. Mało tego, niedługo potem planowano wysłać misję Sojuz 2. W ten sposób Rosjanie chcieli wygrać z Amerykanami wyścig na Księżyc. Ale po katastrofie ktoś wreszcie poszedł po rozum do głowy i przygotowania do startu kolejnej rakiety przerwano.

Z ujawnionych potem raportów wynikało, że sposób przygotowania misji i problemy, jakie pojawiły się podczas lotu, przyprawił o białą gorączkę samego Komarowa, który podczas rozmów z centrum lotów kosmicznych głównie rzucał "kur..mi". "Zabiliście mnie, dranie" - miał krzyczeć tuż przed śmiercią. Choć marne to dla niego pocieszenie, kosmonauta został bohaterem Związku Radzieckiego.

#4. Sojuz 11 - pierwsza i dotąd jedyna śmierć w kosmosie



Historia Komarowa to jeden z wielu haniebnych epizodów w historii podboju kosmosu przez ZSRR. 29 czerwca 1971 r., po 23 rekordowych dniach spędzonych we wnętrzu stacji, Gieorgij Dobrowolski, Władisław Wołkow i Wiktor Pacajew rozpoczęli powrót ze stacji kosmicznej Salut 1 (pierwsza stacja kosmiczna na orbicie okołoziemskiej). W momencie, gdy ich statek znajdował się 170 kilometrów nad Ziemią, doszło do planowanego podziału statku na części. W tym momencie nastąpiła awaria systemu odpowiadającego za wyrównywanie ciśnienia - w ciągu niespełna dwóch minut ciśnienie wewnątrz statku spadło do 0 mm Hg.

Ok. 40 minut od wypadku kapsuła wylądowała poprawnie. Ekipa ratunkowa, która dotarła na miejsce, ujrzała przerażający widok - trzech kosmonautów siedziało na swoich miejscach. Na ich twarzach widać było ciemnoniebieskie plamy, a z ich nosów oraz uszu wyciekała krew. Śmierć nastąpiła, gdy znajdowali się na wysokości 168 kilometrów. Nie mieli skafandrów, więc jako pierwsi i jedyni dotąd ludzie zostali poddani działaniu próżni w kosmosie. Według wyliczeń NASA, w takich sytuacjach już po 11 sekundach następuje utrata przytomności, a po ok. dwóch minutach następuje śmierć mózgowa.

#5. Apollo 13 - "Houston, mamy problem"



Niewiele brakowało, a Dobrowolski, Wołkow i Pacajew nie byliby jedynymi naukowcami, którzy dokonali żywota w kosmosie. Wcześniej omal nie wyzionęli tam ducha Amerykanie.
Członkowie misji Apollo 13, nawet jeśli nie należeli do ludzi przesądnych, mieli prawo, by uwierzyć, że liczba "13" rzeczywiście jest pechowa. Podczas realizacji projektu, który miał zostać zwieńczony lądowaniem na Księżycu, wszystko ułożyło się przeciwko nim.

13 kwietnia 1970 r. - znów przeklęta "13" - doszło do eksplozji w module serwisowym. Załoga najpierw utraciła zbiorniki z tlenem, a potem cierpiała z powodu niedoboru energii elektrycznej. Wewnątrz statku było tak zimno, że trzej astronauci mogli się poczuć tak, jakby podróżowali lodówką. W dodatku brakowało im wody pitnej i omal nie wykończył ich nadmiar dwutlenku węgla. Udało im się zawrócić w kierunku Ziemi dzięki wykorzystaniu grawitacji Księżyca oraz silnika rakietowego modułu księżycowego.

Jakimś cudem 17 kwietnia James Lovell, John Swigert oraz Fred Haise powrócili na Ziemię.

#6. Apollo 1 - pożar w kokpicie



Tyle szczęścia nie miała natomiast załoga misji Apollo 1, która miała zainaugurować program załogowych lotów kosmicznych. 27 stycznia 1967 r., jeszcze przed oficjalnym startem, gdy Virgil Grissom, Edward H. White i Roger B. Chaffee brali udział w próbach, doszło do pożaru - ogień opanował moduł dowodzenia, który podczas testów został umieszczony na wyrzutni. Jak wykazało późniejsze śledztwo, trzech astronautów najpierw się udusiło, a potem ich ciała zostały spalone.

W czasie dochodzenia ustalono także przyczyny wypadku. Podobnie jak przy wielu podobnych zdarzeniach tego typu, kluczowe okazały się błędy, błędy i jeszcze raz błędy. W kabinie używano czystego tlenu, a niektóre z elementów wykorzystanych do wykończenia konstrukcji były łatwopalne. Członkowie załogi zdawali sobie podobno sprawę z niektórych zagrożeń. Katastrofa omal nie doprowadziła do zawieszenia programu Apollo. Ostatecznie wprowadzono poprawki konstrukcyjne i zmodyfikowano procedurę, by uniknąć podobnych wypadków w przyszłości. James Hansen, historyk z Auburn University, cytowany przez "The Huffington Post", uważa nawet, że dzięki tamtej tragedii oraz wymuszonych przez nią modyfikacjom człowiek w ogóle dotarł na Księżyc.

#7. Katastrofa samolotu rakietowego X-15



Maszyna, która weszła do eksploatacji w 1959 r., mogła się poszczycić imponującymi osiągnięciami. Prędkość sięgająca ponad 7 tysięcy kilometrów na godzinę oraz wysokość ponad 100 kilometrów, na jaką mogła się wznieść, sprawiły, że chętnie korzystała z niej NASA. Tego kosmicznego samolotu używali m.in. przyszli astronauci. Jeden z nich rozbił się tą właśnie jednostką w 1967 r.

Michael Adams przekroczył pułap 80 kilometrów, a potem jego samolot wpadł w korkociąg i rozpadł się jeszcze w powietrzu. Ze względu na wysokość, jaką udało mu się osiągnąć, zdarzenie zostało zakwalifikowane jako katastrofa kosmiczna, a Adams otrzymał pośmiertnie oznakę astronauty.

Oglądany: 96194x | Komentarzy: 30 | Okejek: 310 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

26.04

25.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało