Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Sportowa arena > Boks - stary, męski sport
Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
... jakoś zaniedbany na tym forum, nie wiedzieć czemu.

W ostatnich tygodniach odbyły się dwie walki mające jeden wspólny mianownik: młodość zderzyła się z doświadczeniem.

Antonio Tarver vs Chad Dawson
Tarver, 39 lat, 26 zwycięstw (19 KO), 4 porażki - wyłącznie z najlepszymi. Legenda - jeden z niewielu ludzi, którym udało się znokautować Roya Jonesa Jr. Duże doświadczenie, mocny cios. Leworęczny.
Chad Dawson, 26 lat, 26 zwycięstw (17 KO) - pogromca Tomka Adamka, szybkość, siła i jak do tej walki twierdziło wielu - mimo rekordu - szczęka ze szkła. Również leworęczny.

Dawson dał profesorowi szkołę boksu - po raz kolejny udowodnił, jakie znaczenie ma szybkość w boksie, niesłychanie efektowny styl walki - czasem nawet 5, 6 ciosów w kombinacjach.
Tarver nie zagroził mu ani razu.

Druga walka - z soboty:
Bernard Hopkins vs Kelly Pavlik
Hopkins - niemal 44 lata! - 48 zwycięstw (32 KO), 5 porażek (w tym dwie - z Jermainem Taylorem, z którym Pavlik dwukrotnie po porywających walkach wygrywał). Ewenement - człowiek w tym wieku nie może tak wyglądać i mieć takiej wytrzymałości! Walki Hopkinsa raczej nie są widowiskowe - umiejętności defensywne, dopasowania sposobu boksowania do konkretnego rywala - mógł z nim rywalizować jedynie Mayweather Jr.
Pavlik - 26 lat - 34 zwycięstwa (30 KO). Niepokonany. Człowiek - czołg - styl walki oparty na ciągłej presji i mocnym ciosie. Pseudo "Duch" trochę mylące - facet lubi się bić i w każdej walce sporo przyjmuje - nie jest nieuchwytny.

Co 44-letni Hopkins dobitnie udowodnił, nie dając się poważnie ani razu trafić, świetnie pracując na nogach, wyprzedzając akcje rywala i - co szczególnie dziwne - będąc również aktywniejszym w ofensywie. Wygrał każdą rundę, deklasując młodszego rywala.

Do końca roku z ciekawszych walk - Joe Calzaghe z Royem Jonesem, 08.11. Dzień wcześniej - Gołota w Chinach z Rayem Austinem, w grudniu - Adamek z Cunninghamem.

TheGreatSouthernTrendkill
jak to jest z boksem, że każdy zawodnik ma dużo więcej walk wygranych, niż przegranych? gdzię są ci, z którymi ci, o których się mówi, przegrali? zawsze mnie to zastanawiało...

--
Każde uogólnienie jest niebezpieczne. To również.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
adryjan - Superbojownik · przed dinozaurami
Statystyki nabili sobie wcześniej zanim ich w TV zaczeli pokazywać a potem jest jedna walka na rok czy kilka lat więc nawet jeśli wszystko przegrywają to i tak podczas całej kariery którą widzimy w TV nie popsują sobie tego bilansu. Tak jak nasz Endrju, jak walczył pierwszy raz o pas miał chyba 37:0:1 a teraz ma 39:1:5. Statystyki przybliżone bo nie chce mi sie sprawdzać więc prosze się nie czepiać

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Nie każdy :trendkill.
Na świecie tysiące ludzi boksuje zawodowo. Znanych (co za tym idzie - dobrze zarabiających) jest kilkudziesięciu.
Żeby w tej grupie się znaleźć musisz mieć talent, harować jak wół - no i mieć dobrego promotora, który ma siłę przebicia i pieniądze, żeby zorganizować Ci walkę z rywalem, za która obejrzenie jakaś tv będzie chciała zapłacić pieniądze większe niż promotor wyłożył.
Przydaje się też nieco charyzmy.
Karierę młodego, obiecującego pięściarza trzeba budować powoli - zaczynając od słabych rywali, wynajmowanych za kilkaset euro, od 4-6 rundowych pojedynków. Dopiero po kilku latach konsekwentnego prowadzenia i tworzenia przekonującego rekordu - zawodnik jest rzucany na głębsze wody - dłuższe walki, lepsi rywale, większe pieniądze postępujące wprost proporcjonalnie do awansów w rankingach.
Niestety - w coraz większym stopniu jest to biznes, nie zaś sport.
Oscar de la Hoya, który zgarnia największe gaże nie ma od dawna żadnego pasa i o pasy nie walczy - wybiera tylko największe nazwiska, walcząc o kilkadziesiąt milionów dolarów w umownych kategoriach wagowych.

robadlo
robadlo - Fotoreporter JM · przed dinozaurami
Z takimi się poprawia statystyki


--
...rano do pracy, gówno co dzień...

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
No to obfity w wydarzenia weekend mamy za sobą.

Piątek. Smutny koniec Andrzeja. Stary człowiek już więcej jednak nie mógł. Dechy w 2 sekundzie, tradycyjne spięcie, po chwili kontuzja i koniec.
Od kilku lat cień boksera, w którego wierzyliśmy - coraz gorsza praca nóg, lewy prosty - kiedyś jego specjalność - pchany, nie zaś bity.
Wbrew faktom wielu (w tym ja) miało nadzieję, czy też raczej bardzo chciało, by jednak zdobył ten pas.
Ale i tak - podziękowania za nie zawsze piękne - ale zawsze emocjonujące chwile.

Sobota.
Albert Sosnowski walczy z Danny Williamsem - człowiekiem, który swego czasu znokautował Tysona. Tysona nieco zardzewiałego - ale jeszcze nie tak zardzewiałego jak z walki z Lewisem.
W opinii prawie wszystkich Albert to bokser bez perspektyw - nadmuchany do granic możliwości rekord ale każde starcie z przyzwoitym pięściarzem - porażka.
Ostatnio przegrał z Zuri Lawrencem - niezłym bokserem, który nigdy nie skalał się wygraną przez nokaut
Zuriemu walkę zaproponowano tydzień przed terminem - przyjął ją i praktycznie bez przygotowania wypunktował Alberta jak dzieciaka.
" Mogłem go znokautować, ale nie chciałem sobie psuć rekordu" - powiedział po walce.
Wszyscy na Albercie postawili krzyżyk.
A ten w 8 rundzie znokautował faworyzowanego Williamsa
Walki jeszcze nie widziałem - ale ponoć Albert był całkiem dobry.
Zobaczymy, czy coś z niego jeszcze będzie. Póki co – dalej po wpisaniu „Albert Sosnowski” na youtube – możemy obejrzeć, jak bierze prysznic w domu wielkiego brata…

Sobota cd.
Artur Abraham, Niemiec z Armenii broni pasa IBF w średniej z Marquezem. Perfekcyjna obrona gardą. A gdy zza niej wychodził - kopał jak koń. W 7 rundzie Marquez miał dosyć i się poddał.
Abraham zdecydowanie jest już gotowy - także mentalnie - do wielkich walk za oceanem. Być może w styczniu - pojedynek unifikacyjny z Pavlikiem. To będzie coś!

No i wreszcie wisienka na torcie: Joe Calzaghe – Roy Jones Junior.
Pożegnalna (wg zapowiedzi) walka 36- letniego demona szybkości z Walii z żywą legendą, bokserem niegdyś kompletnym, ale dziś – 40 – letnim. Druga walka Calzaghe poza Europą. W pierwszej, po wyrównanym pojedynku pokonał na punkty wspomnianego wyżej Hopkinsa. Pierwsza runda – Roy kładzie prawym Calzaghe na deski. Joe uruchamia swój wiatrak – facet potrafi w ciągu sekundy wyprowadzić 9 ciosów! Roy spokojnie czeka za gardą, czasem punktuje, próbując złapać Calzaghe lewym sierpem.
W drugiej rundzie – Roy jeszcze nadąża za wiatrakiem i punktuje. Od trzeciej rundy – absolutna dominacja Walijczyka. Wgniótł legendę w ziemię (nie dosłownie, nie było knockdownu). Bawił się z nim tak, jak Roy zwykł się bawić ze swoimi przeciwnikami w prime. Zupełnie odsłonięty, zaglądał Jonesowi w oczy przez jego gardę. A Jones bał się uderzyć, bo wiedział, że może zostać skarcony.
Mam wrażenie, że Calzaghe nie znokautował Jonesa tylko dlatego, że nie chciał odbierać mu do reszty szacunku kibiców. Wg sędziów wygrał każdą rundę, poza pierwszą. Ja dałbym Jonesowi jeszcze drugą. Tak czy owak – absolutna dominacja. Calzaghe udowodnił, że nie jest tylko europejskim mistrzem – dokonał to, co z różnych przyczyn nie udało się Michalczewskiemu – poleciał za ocean i pokonał Roya Jonesa.
Zapowiedział koniec kariery. Teraz może odejść w chwale. Może też przyjmować wyzwania młodych wilków – Dawson, Pavlik – mogliby mu teraz zagrozić. W końcu któryś z tych młodych wilków go pokona. I legenda zacznie być rozmieniana na drobne. Ale z drugiej strony – chciałbym, żeby jeszcze powalczył.
Świetnie się go ogląda.
Cdn

hagartheviking
całkowicie zgadzam się z przedmówca w kazdym aspekcie wywodu. Gołoty szkoda, tez na niego liczyłem, mimo wszystko.

--
Hannibal ante portas!

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Krótkie podsumowanie ostatniego weekendu.
Najpierw waga ciężka.
Pojedynek o być albo nie być dla 37-letniego Luana Krasinqui, Albańczyka walczącego dla Niemiec, brązowego medalisty z Atlanty. Swego czasu Przemek Saleta odebrał mu pas EBU (mistrz Europy). Próba zdobycia pasa światowego - nieudana - mimo świetnej walki z Brewsterem - spuchł kondycyjnie i przegrał. Po dwóch zwycięstwach z nieco słabszymi rywalami - znów spróbował z mocniejszym (Tony Thompson) i przegrał.
Naprzeciw niego stanął Aleksander Dimitrenko, 26-letni, ponad dwumetrowy Ukrainiec, póki co - niepokononany. Notowany w trójce wszystkich ważnych rankingów - ale moim zdaniem - bez papierów na mistrza.
Obaj walczą dla tego samego promotora - wszystko wskazywało na to, że Luan został rzucony na pożarcie młodemu, perspektywicznemu Saszy. Ale Luan nie chciał tanio sprzedawać skóry.
Pierwsze dwie rundy - to jego przewaga, był dużo aktywniejszy i trafiał. Dimitrenko - praktycznie ograniczał się do lewych prostych, w drugiej włączał nieco prawy. Trzecia runda - Krasniqui dalej atakuje, ale widać już, że z coraz mniejszym przekonaniem, robi się coraz wolniejszy. Potężny lewy na wątrobę wyprowadzony przez Ukraińca, po sekundzie Kraniqui się skrzywia, przyklęka i daje się wyliczyć. Koniec walki - a także kariery całkiem przyzwoitego boksera.
W sumie dobrze, że walka trwała tak krótko - bo zdążyłem od początku na walkę David Haye - Monte Barret.
David Haye - 28 lat, zdominował wagę cruiser i zapowiedział, że zrobi to samo w ciężkiej. Bardzo efektowny bokser, bije mocno i z reguły szybko kończy walki. Silny, szybki - ale z obroną już gorzej - albo inaczej - obrona bazuje na refleksie i unikach, mniej na blokach, pojęcie gardy jest mu niemal obce. Siedział na dupie w walce z Lolenga Mockiem (na codzień - superśrednia), przegrał przez knockout z Carlem Thompsonem. Wszystko to powodowało pytania - co się stanie, jak trafi go naprawdę silny, ważący ponad 100 kg bokser?
Bokser bardzo medialny - świetna sylwetka, przystojny, w miarę elokwentny. Obecna waga ciężka przeżywa straszny kryzys - na tronie bracia Kliczko - boksujący mało efektownie oraz Mutant Wałujew, który tak naprawdę bokserem jest słabym.
Jeśli odgrzewa się takie kotlety jak 46-letni Holyfield, czy Gołota w kontekście walki o pas - to świadczy, w jakiej kondycji jest dzisiejsza HW.
Haye zapowiada, że to zmieni.
Naprzeciw - Monte Barret - solidny pięściarz, opromieniony niedawnym szybkim zwycięstwem nad tyleż dużym, co przereklamowanym Tye Fieldsem. Przegrywał tylko z najlepszymi.
Ale znów - 37 lat... Sceptycy twierdzili jednak, że pokaże Haye, co to znaczy zabawa z dużymi chłopcami.
No nie pokazał...
Haye od początku był szybszy, szybko się rozluźnił. Dopiero w drugiej rundzie Barret go nieco postraszył silnymi ciosami.
Trzecia runda - Barret dwa razy na deskach.
Czwarta runda - Barret dwa razy na deskach - pełna dominacja...
W piątej - Barret ma odjęty punkt za cios po komendzie stop, w klęczącego po poślizgnięciu Haye. Nie ma to znaczenia - chwilę później Haye znów kładzie Barreta na deski i sędzia kończy walkę.
Na Kliczków jeszcze za mało - ale jest nadzieja, że coś się zacznie dziać
Wreszcie - najciekawszy moim zdaniem pojedynek.
Waga superśrednia, dwóch byłych mistrzów świata - Jermaine Taylor - Jeff Lacy.
Lacy - stracił tytuł z Joe Calzaghe. Mało tego - łomot który dostał załamał mu niemal karierę - wrócił jako zupełnie inny, mniej przekonuywujący bokser. Dwa wymęczone zwycięstwa i kolejny poważny sprawdzian - były posiadacz 4 pasów kategorii średniej. Wygrywał z najlepszymi - Hopkins, Wright. Dwukrotnie pokonany przez Kelly Pavlika, raz przez knockout.
Pojedynek był eliminatorem do pasa WBC w superśredniej.
Znów - szybkość - kluczowy element.
Lacy całą walkę atakował. Taylor całą walkę nie dawał się trafiać i przepięknie kontrował. Rzadko ogląda się, żeby ktoś będąc cały czas na " wstecznym" równocześnie tak był w stanie zdominować rywala. Świetna walka.
Oczywiście - cdn

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
I kto powiedział, że trzeba być superbojownikiem, żeby blog prowadzić?

Krótkie resume wczorajszej gali w Katowicach:


Niedawny pretendent do tytułu mistrza świata Konecny - klasa. Ale wytrzymałość Węgra - imponująca. Nie chodzi mi tylko o to, że ustał do końca - on cały czas ruszał się na nogach - do ostatniej rundy - mimo, że już nie miał sił oddawać.
- Hutkowski - z tej mąki chleba nie będzie. Węgier chyba pali paczkę fajek na dzień - spuchł już w drugiej rundzie. Boksersko wcale nie ustępował Hutkowskiemu (póki miał siły).
- Najman - pseudobokser, poszukiwacz zaginionych koników Joli Rutowicz. Najlepszym podsumowaniem tej walki były spadające gacie Słowaka w ostatniej rundzie Kurwa, łysiejący dziadek z brzuszkiem, gdyby się bardziej przyłożył, to by Najmana stłukł... Choć trzeba przyznać, że Najman popracował nad techniką - ciosy wyprowadza znacznie lepiej niż kiedyś.
- Bonin - Wawrzyk.
Tomasz Bonin, choć rekord równie nadmuchany jak Sosnowskiego, nie wiadomo dlaczego - nigdy nie był wyśmiewany na forach bokserskich. Pewnie dlatego, że jedyne dwie porażki odnotował z naprawdę dobrymi pięściarzami. Ale po kilku ładnych latach kariery zawodowej - została już tylko ambicja. Wawrzyk - jak sobie uświadamiam, że ma 21 lat - ja pierdolę.. Da nam jeszcze sporo radości. EBU na pewno, czy więcej - kto wie?
- Szpilka - druga walka zawodowa młodego cruisera. Walczy odważnie, na granicy ryzyka. Z przyzwoitym rywalem - póki co polegnie. Ale na razie dostaje kelnerów do obijania - zbliżenie na twarz rywala tuż przed walką powiedziało mi, jak się ona skończy. I tak było.

No i walka wieczoru, o mistrzostwo Europy: Rafał Jackiewicz - Jan Zaveck.
Rafał był świetny w obronie. Zaveck ani razu mu nie zagroził. Owszem - był dużo aktywniejszy - ale na zasadzie "para w gwizdek". Rafał kilka spraw musi jednak przemyśleć - boksując z defensywy na terenie rywala nie wygrasz. Nawet trafiając więcej czystych ciosów.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Adamek - Cunn. Pas IBF w cruiserwieght.

I runda.
Tomek agresywny, ale za łatwo wchodzą lewe Cunna - 10:9 dla USS.
II runda.
Biją się! Mocne wymiany. Końcówka dla Tomka - świetny prawy - lewy. Cunn na deskach - 10 -8 dla Tomka. 19:18 w walce. Kulej robi szoł - powtórkę traktuje jak następną rundę: "Cunn znów na deskach" ))))
III runda.
Cunn wrócił. Dokładniejszy, nie daje się trafić, sam częściej trafia. Runda dla niego. 28-28.
IV runda.
Zmiana tempa. Ostry atak Cunna. Tomek w kryzysie. Ale kontruje. Prawy sierp - Cunn znów na dechach. Kulej znowu robi szoł Przewaga w rundzie dla Cunna - knockdown dla Tomka - 10-9. W podsumowaniu: 38-27.
V runda.
Tomek próbuje skończyć i za bardzo się podpala - Cunn dokładniejszy., Runda dla niego. Po pięciu - 47-47.
VI runda.
Tomek wreszcie się rozluźnił - wreszcie szybszy w obronie, dokładniejszy. 57-56 dla Tomka po VI rundach.
VII runda.
Spokojne wymiany. Dobre prawe Cunna, końcówka zdecydowanie dla Tomka. 67-64 po VII rundach.
Runda VIII.
Początek - zdecydowanie dla Steva. Ale Tomek wraca. Znów knockdown po lewym! 77-73.
IX runda.
Steve próbuje i jest aktywniejszy. Ale bez rezultatu. Końcówka rundy - wymiana - ja pierdolę - Tomek MA twardą szczękę. 87-82.
X runda.
Świetna runda. Cunn aktywniejszy, bardzo dobre wymiany. 96-93.
XI runda.Cunn w natarciu. Alę świetny lewy Tomka. I znowu - znakomity lewy kontrujący. Końcówka - Tomek. 106-102.
XII runda.
Znowu wojna. Steve wie, że przegrywa. Atakuje. Nie robi krzywdy Tomkowi. Tym niemniej - runda dla Steva.
115-113 u mnie.
Kurwa, jestem szczęśliwy )))
Forum > Sportowa arena > Boks - stary, męski sport
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj