dzień
wszystkim umęczonym
Iluzja
Do naszego miasteczka przyjechał mistrz iluzji. Na salę dostaliśmy przez okno, bo pan bileter, z powodu braku miejsc i tłoku, zrzucał schodów wszystkich, bez względu na to, czy mieli bilet, czy nie. Pomiędzy nogami widzów przeczołgaliśmy się do przodu i spoczęliśmy na podłodze przed sceną.
Siedzący za nami, pozbawiony owłosienia pan, z ulgą ulokował oblepione błotem trzewiki na ramionach taty. Jego sąsiadka oparła pękatą siatkę o moją głowę. Chyba miała w tej siatce homogenizowane mleko, bo ciągle ściekało mi coś zimnego po karku.
Mistrz iluzji ubrany był na czarno i nosił cylinder. Z daleka mógł przypominać królewskiego pingwina.
- Patrz dobrze na jego ręce - powiedział szeptem tato. - Z takim to nigdy nic nie wiadomo.
Pan iluzjonista pomachał czarnym patykiem i wyciągnął z kapelusza zmiętego gołębia. Następnie zaprezentował kilka sztuczek z talią kart i związanymi ze sobą chusteczkami, które wyjmował z butelki. Potem butelka znikła.
- Wsadził ją do rękawa - skomentował głos z końca sali.
Mistrz iluzji pokazał zgromadzonym oba rękawy. Były puste.
- Już ją ma za pazuchą - kontynuował głos.
- Albo w nogawce - dorzucił inny.
Pan iluzjonista wzruszył ramionami i wydobył z kapelusza następnego gołębia. Gołąb wydawał się być zadowolony z takiego obrotu sprawy.
- Sadysta, zwierzęta męczy - powiedział ktoś za nami.
- Niech wyciągnie z kapelusza krowę, jak taki mądry - dodał ktoś inny.
- Albo samochód - uzupełnił jeszcze ktoś inny.
Mistrz iluzji uciszył widzów gestem ręki i znów machnął patykiem. Tym razem gołąb zniknął. Zgromadzeni podnosili się z miejsc.
- Widziałam, jak go wkładał do spodni - zawołała siedząca za nami pani, stawiając na mojej głowie drugą siatkę. - Zboczeniec!
Pan iluzjonista rozpostarł zmiętą gazetę i wydobył z niej bukiet sztucznych kwiatów.
- On jest tym wszystkim nafaszerowanyjak prosiak! - wrzasnęła pani z siatkami. - Nie chcemy, żeby nam mydlił oczy!
- Nie chcemy! - podchwyciła połowa widowni.
Mistrz iluzji popatrzył na nas zaskoczony.
- Rozbieraj się, bubku! - huknął pan pozbawiony owłosienia, tupiąc tacie po ramionach. - Chcemy wiedzieć, jak jest!
- Musimy poznać prawdę! - dodała druga połowa widowni.
Ojciec szturchnął mnie łokciem.
- Pryskamy - syknął. - Zaczyna być gorąco.
Rozpoczęliśmy odwrót. Mistrz iluzji szykował się do ucieczki. Widzowie wstali.
- Pokaż, co chowasz w zanadrzu! - ryknęli zgodnie.
Kiedy ześlizgiwałem się z parapetu okna, ujrzałem jeszcze kłąb postaci na scenie i porządkowych wkraczających do sali.
- Nie ma się czemu dziwić -powiedział tato w drodze do domu. - Nasze społeczeństwo nie lubi mistyfikacji i jest mocno zakorzenione we współczesnej rzeczywistości.
Żaden mistrz iluzji więcej do naszego miasteczka nie przyjechał. Niektórzy mówią, że szkoda. Tato jest innego zdania. Ja także.
by Sawaszkiewicz
wszystkim umęczonym
Iluzja
Do naszego miasteczka przyjechał mistrz iluzji. Na salę dostaliśmy przez okno, bo pan bileter, z powodu braku miejsc i tłoku, zrzucał schodów wszystkich, bez względu na to, czy mieli bilet, czy nie. Pomiędzy nogami widzów przeczołgaliśmy się do przodu i spoczęliśmy na podłodze przed sceną.
Siedzący za nami, pozbawiony owłosienia pan, z ulgą ulokował oblepione błotem trzewiki na ramionach taty. Jego sąsiadka oparła pękatą siatkę o moją głowę. Chyba miała w tej siatce homogenizowane mleko, bo ciągle ściekało mi coś zimnego po karku.
Mistrz iluzji ubrany był na czarno i nosił cylinder. Z daleka mógł przypominać królewskiego pingwina.
- Patrz dobrze na jego ręce - powiedział szeptem tato. - Z takim to nigdy nic nie wiadomo.
Pan iluzjonista pomachał czarnym patykiem i wyciągnął z kapelusza zmiętego gołębia. Następnie zaprezentował kilka sztuczek z talią kart i związanymi ze sobą chusteczkami, które wyjmował z butelki. Potem butelka znikła.
- Wsadził ją do rękawa - skomentował głos z końca sali.
Mistrz iluzji pokazał zgromadzonym oba rękawy. Były puste.
- Już ją ma za pazuchą - kontynuował głos.
- Albo w nogawce - dorzucił inny.
Pan iluzjonista wzruszył ramionami i wydobył z kapelusza następnego gołębia. Gołąb wydawał się być zadowolony z takiego obrotu sprawy.
- Sadysta, zwierzęta męczy - powiedział ktoś za nami.
- Niech wyciągnie z kapelusza krowę, jak taki mądry - dodał ktoś inny.
- Albo samochód - uzupełnił jeszcze ktoś inny.
Mistrz iluzji uciszył widzów gestem ręki i znów machnął patykiem. Tym razem gołąb zniknął. Zgromadzeni podnosili się z miejsc.
- Widziałam, jak go wkładał do spodni - zawołała siedząca za nami pani, stawiając na mojej głowie drugą siatkę. - Zboczeniec!
Pan iluzjonista rozpostarł zmiętą gazetę i wydobył z niej bukiet sztucznych kwiatów.
- On jest tym wszystkim nafaszerowanyjak prosiak! - wrzasnęła pani z siatkami. - Nie chcemy, żeby nam mydlił oczy!
- Nie chcemy! - podchwyciła połowa widowni.
Mistrz iluzji popatrzył na nas zaskoczony.
- Rozbieraj się, bubku! - huknął pan pozbawiony owłosienia, tupiąc tacie po ramionach. - Chcemy wiedzieć, jak jest!
- Musimy poznać prawdę! - dodała druga połowa widowni.
Ojciec szturchnął mnie łokciem.
- Pryskamy - syknął. - Zaczyna być gorąco.
Rozpoczęliśmy odwrót. Mistrz iluzji szykował się do ucieczki. Widzowie wstali.
- Pokaż, co chowasz w zanadrzu! - ryknęli zgodnie.
Kiedy ześlizgiwałem się z parapetu okna, ujrzałem jeszcze kłąb postaci na scenie i porządkowych wkraczających do sali.
- Nie ma się czemu dziwić -powiedział tato w drodze do domu. - Nasze społeczeństwo nie lubi mistyfikacji i jest mocno zakorzenione we współczesnej rzeczywistości.
Żaden mistrz iluzji więcej do naszego miasteczka nie przyjechał. Niektórzy mówią, że szkoda. Tato jest innego zdania. Ja także.
by Sawaszkiewicz
--