Wczoraj siedzę sobie w kuchni; spokój, sielanka, na kuchence cicho bulgoce w garnkach obiadek, a matula się koło niego krząta. Nagle wielką drewnianą łychą degustuje strawę i stwierdza:
- To smakuje jak CH.G.W.
- To znaczy? - pytam
- Ch*j go wie!
- To smakuje jak CH.G.W.
- To znaczy? - pytam
- Ch*j go wie!