"Będąc młodą lekarką, poczłonkowaną tem wszystkiem, co się dokoła nas wyprawia, wszedł rezolutnie do mej przychodni pacjęt o wyglądzie Czarnka.
- Dzię dobry, pani doktór!
- Dzię dobry, co panu dolega?
- Dolega mię, pani doktór, niedobór wiedzy szkolnej, a stanowisko poważne objąłem i wykazywać się muszę nieustannie.
- Rozumię, że odsłuchuje pan od koleżanek z ławek ministerialnych albo sejmicznych opowieści niegodnych i prostolinijnych albo podsłuchuje pan na korytarzu szeptów do mediów na temat pańskiej niedouczoności?
- To też, ale bardziej niż o brak, czyli niedobór mej wiedzy rozchodzi mię się o wiarę, gender i nauczycieli niepokornie nastawionych. A w szczególności w szkołach, no bo gdzie indziej. I na ulicy jeszcze podczas protestowania.
- Aha. Nie owija pan do bawełny, tylko wali jak chory do wiadra, na ten przykład , że się w szkołach porobiło i dzieci uczą się teraz przedmiotów na bakier
- Takoż właśnie
Otwarłam ukradkowo szufladę, zerkłam do ęceklopedii pod hasło tłumok, zidętyfikowałam schorzenie i zaśmiałam się z daleko posuniętą ironią.
- Cha, cha, cha! Rozchodzi się panu o ogólne chorobe zwaną tępactwem, bo jest pan nieukiem, gdyż zgodnie z ojczyzną – polszczyzną nie jest to niedobór, tylko niedorozwój.
- No, no, proszę sobie nie pozwalać! Nieukiem to jest pani doktór, bo zamiast po rozum do głowy, sięga pani do szuflady po ściągaczkę. Takie właśnie są te wasze kasty naukowe, prawnicze i doktórskie. Zaraz mię tu porządek czynić… raz – dwa.
Rozgniewana, poderwałam się na wyrównane nogi i krzykłam:
- Jak pan się wyraża do osoby obdarzonej wiedzą medyczną i stanowiskiem?! Nie po tośmy walczyli gołą piersią z ustrojem, żeby mi tu taki prostacki pacjęt wyjeżdżał z upomnieniami.
Tu mię aż zatkało z oburzenia
Podbiegnęłam do bezczelnego pacjęta i ze wzburzenia kopłam go, gdzie popadło. Widać popadło dobrze, bo pacjęt najpierw zawrzasnął, potem chycił się za adekwatne miejsce, a następnie rozpromienił na twarzy.
Tak oto błysłam intuicją medyczną, ale nie mam pewności czy nauczyciele aby poradzą z tem durnem osobnikiem."
autor: Wojciech Rybka
- Dzię dobry, pani doktór!
- Dzię dobry, co panu dolega?
- Dolega mię, pani doktór, niedobór wiedzy szkolnej, a stanowisko poważne objąłem i wykazywać się muszę nieustannie.
- Rozumię, że odsłuchuje pan od koleżanek z ławek ministerialnych albo sejmicznych opowieści niegodnych i prostolinijnych albo podsłuchuje pan na korytarzu szeptów do mediów na temat pańskiej niedouczoności?
- To też, ale bardziej niż o brak, czyli niedobór mej wiedzy rozchodzi mię się o wiarę, gender i nauczycieli niepokornie nastawionych. A w szczególności w szkołach, no bo gdzie indziej. I na ulicy jeszcze podczas protestowania.
- Aha. Nie owija pan do bawełny, tylko wali jak chory do wiadra, na ten przykład , że się w szkołach porobiło i dzieci uczą się teraz przedmiotów na bakier
- Takoż właśnie
Otwarłam ukradkowo szufladę, zerkłam do ęceklopedii pod hasło tłumok, zidętyfikowałam schorzenie i zaśmiałam się z daleko posuniętą ironią.
- Cha, cha, cha! Rozchodzi się panu o ogólne chorobe zwaną tępactwem, bo jest pan nieukiem, gdyż zgodnie z ojczyzną – polszczyzną nie jest to niedobór, tylko niedorozwój.
- No, no, proszę sobie nie pozwalać! Nieukiem to jest pani doktór, bo zamiast po rozum do głowy, sięga pani do szuflady po ściągaczkę. Takie właśnie są te wasze kasty naukowe, prawnicze i doktórskie. Zaraz mię tu porządek czynić… raz – dwa.
Rozgniewana, poderwałam się na wyrównane nogi i krzykłam:
- Jak pan się wyraża do osoby obdarzonej wiedzą medyczną i stanowiskiem?! Nie po tośmy walczyli gołą piersią z ustrojem, żeby mi tu taki prostacki pacjęt wyjeżdżał z upomnieniami.
Tu mię aż zatkało z oburzenia
Podbiegnęłam do bezczelnego pacjęta i ze wzburzenia kopłam go, gdzie popadło. Widać popadło dobrze, bo pacjęt najpierw zawrzasnął, potem chycił się za adekwatne miejsce, a następnie rozpromienił na twarzy.
Tak oto błysłam intuicją medyczną, ale nie mam pewności czy nauczyciele aby poradzą z tem durnem osobnikiem."
autor: Wojciech Rybka
--
Tylko w bajkach i w marzeniach dziewczynek książę podjeżdża majestatycznie na białym koniu - w prawdziwym życiu koń albo się potknie, albo zes*ra