Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Półmisek Literata > [Mój pierwszy wypadek na Słowacji]
Gulliwer
Więcej wypadków nie mam i mieć nie zamierzam...


Wyruszyliśmy na parę dni na Słowację w towarzystwie mieszanym, nie przewidując bynajmniej, że konsekwencje tego wyjazdu będą mnie prześladować przez kilka miesięcy. Towarzystwo mieszane to byłem ja, mój kumpel Zdzichu, jego partner w interesach Jędrzej, jego siostrzeniec Piotrek, młodszy od nas jakieś 20 lat no i Suchy, nasz kumpel z czasów młodości.
Mieszkalimy w Novej Lesnej, gospodarz sie Peter Skwaridlow nazywał, ulica Tatranska 243. On nas już znał z zeszłego roku. Następnego dnia pojechaliśmy na taki fajny stoczek, po drodze między Nowa Lesną a Smokowcem. Stoczek się nazywał Ski Club Michał Kondrik, nudny jak cholera ale oni wszyscy się uczyli i nie byli zbyt zaawansowani, poświęcić się musiałem, niestety. No i tak jeździliśmy, młody, czyli Piotrek ćwiczył snowboarda, my byliśmy boazeryjni. Dużo kobitek tam było, jak raz Okres Rużomberok miał ferie, kobitki ze szkoły pielęgniarskiej narty uprawiały, Piotrek ćwiczył rwanie, myśmy wiedzieli, że na wyciskanie to raczej szans nie mamy, więc spokojnie waliliśmy piwa. Wieczorem namówiłem ich na narty w Tatranskiej Łomnicy, tam mają stok oświetlony, się nazywa Jamy. Narty przypinamy i wjeżdżamy na górę. To znaczy, ja wjeżdżam, skutecznie, zjeżdżam na dół, wjeżdżam jeszcze raz, i widzę, że chłopaki równo jak ulęgałki wzdłuż stoku się walają. To prawda, że górka jest niezła, w połowie ścianka taka stroma, a wyciąg jest szybki bardzo i wylodzony. Krótko mówiąc, pojeździć mi nie dali i po pół godzinie wracać do chałupy musiałem. Zawadziliśmy o Poprad, bo tam na stacji benzynowej Becherowkę i sok pomarańczowy można kupić, wróciliśmy na kwaterę i oddaliśmy się konsumpcji zakupów i grze w kości. Łatwo można było przewidzieć, że nie byliśmy myślącymi istotami, bo kupiliśmy tylko jedna flaszkę, dużą co prawda, ale ilość była niewystarczająca. Wraz ze Zdzichem stwierdziliśmy, że poprawić trzeba i podjęliśmy decyzję, iż należy udać się do baru Sony i przed zaśnięciem zasilić organizm kilkoma piwami. Zdzich sugerował przejście dystansu pieszo. Mnie natomiast po jeździe na nartach nie chciało się chodzić i stwierdziłem, że tylko samochodem. Więc wyruszyliśmy. Do jazdy było wszystkiego 200 metrów. Ukształtowanie terenu odgrało dużą rolę. Należy wyobrazić sobie literę T, my jedziemy od dołu i skręcamy w prawo. Bar Sony jest akurat w prawym rogu litery T. Z prawej górnej poprzeczki widzę nagle światła, hamuję, ale jest za późno, niestety. Jakaś stara Skodzianka, nadjeżdżająca z prawej strony się nie wyrabia no i jest zderzenie. Wychodzimy i ustalamy fakty… Ci w Skodziance są tutejsi, w sensie że z Bratysławy. Już po pierwszych zdaniach ustaliliśmy, że i oni i my, konkretnie ja, jesteśmy w stanie, wskazującym na spożycie, przy czym ja trzymałem się lepiej. Po krótkiej dyskusji, bo zaraz bar zamykali, zabrałem im prawo jazdy i dokumenty samochodu, powiedziałem, gdzie mieszkamy i umówiłem się na jutro, że do nas przyjdą. Byli potulni jak baranki, powaliło im ten samochód bardziej niż mnie, u mnie siadł lewy reflektor w sensie szkła, bo światła działały i miałem wgięty lewy pas maski silnika. Im oberwało cały lewy pas, światła lewe i wgniotło drzwi. My ze Zdzichem natychmiast polecieliśmy do baru, nabyliśmy tych kilka piw niezbędnych do przetrwania nocy i odjechaliśmy na kwaterę, czyli te 200 metrów dalej. Byłem dosyć nonszalancki, ale z perspektywy czasu widzę, że miałem do tego prawo. Na trzeźwo byłoby tak samo, problem polegał na tym, że nic nie powinno jechać z prawej strony, bo to ulica jednokierunkowa była, kurdę, no!!!! To znaczy, że jadąc z dołu skręcam w prawo i luźny jestem, bo nikt z przeciwka nie jedzie. A ten dupek chciał sobie drogę skrócić, co zresztą tłumaczy jego ustępliwość. Ale stało się, wróciliśmy na kwaterę, zaparkowaliśmy samochód, zabraliśmy piwa. Dalszy kawałek relacji znam z opowieści Zdzicha, bo zdaje się że dopiero wtedy naprawdę do mnie dotarło, co się zdarzyło. Na pewno walnąłem piwo. Według relacji naocznego świadka, czyli Zdzicha, potem waliłem głową w maskę silnika, mówiąc: (brzydkie słowa zastąpione przez XXX) Nowa Lesna…XXXXXXXXXXXXXXX No 2000 tysiące mieszkańców… XXXXXXXXXXXXXXXXXXX godzina 22.30 XXXXXXXXXX
dwa samochody… XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
no i XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX, kurwa!
Zdzichu potem twierdził, że moje walenie głową w maskę spowodowało większe szkody, niż wypadek, ale chyba przesadzał. Rano obudziłem się z bólem głowy, właśnie przyszli sprawcy wypadku. Po dwóch kawach zaczęło do mnie docierać, że trzeba jechać do Popradu. Pojechaliśmy. Poszliśmy do dealera Opla. Sam reflektor kosztował 36.000 koron, co było sumą znacznie przewyższającą możliwości studenta z Bratysławy. I tutaj wtrącił się Jędrzej, chwała mu za to. Powiedział, że tylko wypadek daje szansę uzyskania ubezpieczenia i załatwienia tej sprawy normalnie. Nie było innych propozycji, więc przyjęliśmy jego propozycje jednogłośnie, znaczy jednym głosem, znaczy to był jego głos. Pojechaliśmy szukać miejsca wypadku, żeby był prawdopodobny. Znaleźliśmy takie miejsce, jakieś 2 kilometry za Nowa Lesną, droga na Velky Slavkow, i dalej na Poprad. Upozowaliśmy samochody i jeden z tych Słowaków poleciał zadzwonić na policję. Zadzwonił. Wrócił. Ich policja działa tak samo jak nasza, i dzięki Bogu!!!! Maja limitowane paliwo i dużo zgłoszeń, czeka się na nich co najmniej 2 godziny. I to nas uratowało. Albowiem jakiś tubylec, przejeżdżający tamtędy zapytał: - Akcident? No to odpowiedziałem:
-Ano!! Na to on zapytał: - A kde sklo? No to odpowiedziałem: XXXXXXXXXXXXXXXXXX bo gość miał rację… I został jeden z tą Skodzianką, a reszta zabrała się ze mną. Później duża część ludności Nowej Lesnej patrzyła, jak przed barem Sony pięć osób, na pierwszy rzut oka normalnych, czołga się po jezdni i pracowicie wydłubuje fragmenty szkłaze sniegu. Dowieźliśmy o czasie, zdążyliśmy rozsypać no i pojawiła się policja. Role były rozpisane, na sprawcę wypadku został wyznaczony Piotr, czyli siostrzeniec Zdzicha, miał najbardziej szczerą twarz, a przede wszystkim najmniej pił wieczorem. On siedział w radiowozie z jednym policjantem a ja drugiemu opowiadałem dowcipy przez trzy godziny, bo tyle trwało spisywanie protokołu. Rozstaliśmy się z policja tamtejszą w wielkiej przyjaźni i szacunku, mając papier, który umożliwiał nam bezkonfliktowy wyjazd ze Słowacji. Na wieczór umówiliśmy się ze sprawcami na przyjęcie. Przyznali się do winy w sensie protokołu policyjnego i towarzystwa ubezpieczeniowego też. Przynieśli jakieś trunki, myśmy tez nie byli tacy, żeby nic nie postawić. I tak pogłębialiśmy polsko – słowackie braterstwo broni i wspólnotę historyczną do momentu kiedy gospodarz domu się nie wkurwił i ich nie wyrzucił. Nas też chciał, ale dzięki przytomności umysłu Zdzicha, nie opłacało mu się, bo nie zapłaciliśmy za kwaterę. Tak więc zostaliśmy jeszcze dzień. Fajne to było i cholera jasna, nikt nas nie podkablował!!!! Na granicy żądali protokołu z policji, żeby nas wypuścić. Miałem. Wróciliśmy do kraju i zaczęły się schody. Znalazłem firmę, nazywa się BLOS (Biuro Likwidacji i Obsługi Szkód). Fotki samochodu, umowa, i….. 2 miesiące nic się nie dzieje. Zrobiłem naprawę na własny rachunek,. To było jakieś 6.000. PLN. I nic. W końcu się zeźliłem, napisałem do ambasadora Słowacji w Polsce że to mój samochód, narzędzie pracy, itp., itd. Ambasadorem był wtedy Pan Martin Serwatka, no słowo. Po dwóch tygodniach przyszła wiadomość, że Slovenska Poistovna ( nasze PZU) wypłaciło stosowna kwotę. BLOS zabrał sobie trochę tytułem prowizji, dostałem na rękę jakieś 5.500 co uważam za dobry rezultat. Dlatego lubie Słowację...

--
Graf Jesus Maria Zenon y Los Lobos von Owtza und zu Sucha-Bez-Kicka y Muchos Gracias Zawieszona

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
boska - Superbojowniczka · przed dinozaurami
sie mnie podobalo

--
Bardzo lubię nie musieć nic. :)
Forum > Półmisek Literata > [Mój pierwszy wypadek na Słowacji]
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj