:maroo9
Dzisiaj rano napisałem mamie, że latem było łatwiej
Kurła, nienawidzę jesieni. Ale trzymam się. Wiesz, czemu rzuciłem? Bo mam kuzyna z ciężkim przypadkiem alkoholizmu (też już pół roku trzeźwieje, z pomocą leków i terapii). Czuję, że jestem/byłem dla niego jakimś autorytetem. Nie potrafiłem mu szczerze powiedzieć, że to, co robi, jest szkodliwe, gdy robiłem to samo. Bo to słabo wygląda, gdy rodzina przy stole co tłumaczy, że masz nie pić, bo umrzesz, a potem wychyla kolejnego. A teraz jest na dwóch. Bo nie ma nic gorszego, jak samemu na trzeźwo siedzieć z porobionymi.
Nie jestem typem edukatora. Unikam mówienia ludziom, jak mają żyć (chyba, że ktoś w trybie pilnym uprasza się o wskazanie drogi
). Nie obnoszę się z abstynencją (to pierwszy i chyba ostatni raz, jak o tym piszę), ale gdy na ostatniej imprezie odmówiłem raz, drugi, trzeci, to ludzie zaczęli mi się tłumaczyć. Niepytani mówili, że szanują, że oni by nie umieli, że oni tylko w weekend, przy okazji... Nie wiem, po co to, średnio mnie to interesuje, to indywidualna sprawa. Ja po prostu rozejrzałem się dookoła, wyciągałem własne wnioski, zapytałem siebie, w którą stronę to pójdzie i gdzie będę za dziesięć lat. Geny i uwarunkowania środowiskowe mam mocne, postanowiłem ich nie podbijać.