Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Hyde Park V > Wegańskich wspomnień czar
Smallville
Ostatnio trafiłem na jakiś program o wegańskich oszołomach i przypomniała mi się moja wspaniała historia życia. Chociaż wspaniała to może niewłaściwe tutaj słowo. Cóż była "pasjonująca".

W czasach, gdy jeszcze studiowałem zdarzyło mi się mieć dziewczynę wegankę. Tak, wiem że pomysł słaby jak silna wola grubaska w fabryce żelków. Jednak nie w tym rzecz. Ogólnie było spoko. Fajnie się rozmawiało, mieliśmy wspólne tematy, oboje lubiliśmy sport. Istniała, jednak jedna jedyna rzecz, która ona zdzierżyć nie mogła - soczyste mięsko bez, którego żyć nie mogłem. Próbowała mi wiele razy obrzydzić spożywanie wszelkiego rodzaju mięs, kaszanek a nawet mięsopodobnych parówek - bezskutecznie. Czasami mnie nawet tym wkurwiała a irytacja przebijała się przez sufit do sąsiadów. Zabierała mnie nawet do tych "modnych" wegańskich restauracji ,gdzie zamiast hamburgera z pyszną wołowninką, serwują jakieś roślinne coś. No jak już poszedłem to zawsze zjadłem, ale zadowolony nie byłem. Na jej twarzy rysował się jednak szeroki uśmiech i padało pytanie "smakowało Ci?". Jako, że z natury jestem raczej miły i nie chciałem sprawić jej przykrości to przytakiwałem i wyciągałem ukradkiem kabanosa z kieszeni, aby pobudzić kubki smakowe. Ha! Kiedyś nawet oszukałem ją, że zjadła mięso przez przypadek to pobiegła jak pojebana pić wodę z solą, bo nie mogła zbrukać swojego organizmu mięsem. No pojebana. Przez takie akcje stwierdziłem po 32 dniach, że to nie jest dziewczyna dla mnie, ale ona sądziła chyba inaczej - wymyśliła, żebym zaprosił jej rodziców na obiad. Co więc mogłem zrobić innego niż pozbyć jej się na zawsze? Wymyśliłem chytry plan. Trochę lepszy niż miał Kojot z tej banki ze strusiem. Któregoś dnia przechodziliśmy obok sklepu zoologicznego a jak można się domyślić - kto mięsa nie je to mięso lubi, gdy jest żywe. Pomyślałem, że to ten moment. Zaproponowałem, że wejdziemy i popatrzymy na zwierzaczki. Miła pani powitała nas na wejściu, mrugnęła okiem chyba do mnie(?) i zaczęliśmy się rozglądać. Były szynszyle, szczury, myszy, pelikany, żółwie i pół krokodyla z plastiku. W pewnym momencie, najmilej jak mogłem, poprosiłem panią ekspedientkę do klatki z szynszylami i nawiązałem dialog:
- pytanko mam. Czy jest różnica w cenie między dużą a małą szynszylą?
- Nie ma żadnej. Wybiera pan, którą chce a cena jest jedna.
Uśmiechnąłem się i wybrałem najbardziej tłustą jaka była. Zacząłem, jednak trochę kręcić nosem:
- A wie Pani ile może ona waży?
- Hmm nie wiem, ale myślę, że na wadze zaraz to sprawdzimy.
Podeszliśmy do wagi i wskazała piękną cyfrę 780 g. Pomyślałem - prawie idealnie.
Moja partnerka wiadomo - uśmiech od ucha do ucha, bo będę miał szynszylę. Hehe. Rybka w tym momencie połknęła haczyk.
- Droga Pani ekspedientko to ja poproszę jeszcze dwa szczury.
Miła Pani poprosiła, abym wybrał, które chcę a ja wybrałem najgrubsze, chociaż wszystkie były żylaste. Znowu poprosiłem o zważenie. Razem waga wszystkich zwierzaków wyszła ponad 1 kg. Radość mojej, jeszcze wtedy, dziewczyny niesamowita. Jakby zaraz miała dojść... gdzieś... no w każdym razie zadowolona. Pani zapakowała zwierzaki w pudełeczka, aby nie spieprzyły zaraz po wyjściu ze sklepu a ja do mojej lubej:
- Kochanie, Twoi rodzice będą w siódmym niebie jak spróbują mojego gulaszu z szynszyli i szczurów pieczonych zgodnie z przepisem, który przywiózł mój wujek z Madagaskaru.
Mina pani z zoologicznego podobna do miny mojej (hehe byłej już) dziewczyny. Furia, wściekłość, pojebanizm, wege fobia. Wyrwała mi te szynszyle i szczury z ręki, odepchnęła i wybiegła ze sklepu. Było lepiej niż sądziłem. No a od pani z zoologicznego nie wziąłem numeru, bo się okazało, że nie do mnie się uśmiechała. Zapłaciłem za te zwierzaki i wyszedłem. Wyszedłem jako wolny od wege-terroryzmu człowiek i co więcej - żadna weganka z miasta już nigdy się do mnie nie odezwie. Już Helena o to zadbała.

--

miss_cappuccino
miss_cappuccino - Superbojowniczka · 5 lat temu
Czyli podsumowując: zabrakło Ci cywilnej odwagi, żeby uczciwie z dziewczyną zerwać i jeszcze do tego wciągnąłeś w to losy, życie i szczęście niewinnych zwierzaków
Mam nadzieję, że dożyły u niej szczęśliwej starości.

--
.../Edytowanie postów jest dla mięczaków!

nevya
nevya - Bojownik · 5 lat temu
:miss_cappuccino , jeżeli czegoś mu zabrakło, to jedynie pomysłu na zabawną historyjkę
Ostatnio edytowany: 2018-08-22 19:55:07

Yoop
Yoop - Superbojownik · 5 lat temu
Jak mawiał pewien stary druid - Panoramix: na każdego wegana oszołoma przypada co najmniej ze dwóch antywegańskich oszołomów.

Jez_z_lasu
Pasty silne w internecie teraz są ;) Jakąś nalizę socjologiczną można by im zrobić

:miss_cappuccino
Internet kłamie. Podejrzewam, że historia wymyślona i napisana w 15 min. podczas nudów w pracy. Teraz się rozprzestrzenia jak wirus ;)

--
We are House Atreides. There is no call we do not aswer. There is no faith that we betray.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
discordia - Naturalne Dobro Mazowsza · 5 lat temu
esu, jakie to słabe było

--
***** ***

somsiad
somsiad - Superbojownik Klasyczny · 5 lat temu

--
Tango Alpha Xray Alpha Tango India Oscar November India Sierra Tango Hotel Echo Foxtrot Tango

gatinha
gatinha - Kobieta z jajem · 5 lat temu
Najbardziej szkoda tej wyimaginowanej dziewuszki, z której autor chciał zrobić debila zachwyconego sposobem i doborem kryteriów przy zakupie zwierzaka do domu. No kutfa zaiste, amstafy kupujemy na kilogramy a chomiki na gramy. Co zbiega się z tym momentem, w którym wali się autentyczność historii ;)

--
Bo ja cała jestem Tośka, A mój Tosiek to ho ho ho!
Mimo niepozornej szaty, Tosiek to... Tosiek to... Tosiek to...

gen_Italia
gen_Italia - Amator trójkątów · 5 lat temu
Za samą interpunkcję ndst

--

Servin
Servin - Klopsik · 5 lat temu
Przeczytałem że nie warto czytać więc napiszę tylko...

:nevya bujaj wora
Ostatnio edytowany: 2018-08-22 20:26:01

--
A na HaPe to jeszcze tylko nasrać na środku.

Jez_z_lasu
Do tej autor się przyznał, że napisał w pracy:

- Ta dostawa jest zupełnym priorytetem. Mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć, że porażka nie wchodzi w grę. Jeśli to spierdolisz równie dobrze możemy wynosić się z tego sektora. - W pokoju zabrzmiał basowy głos pułkownika Steel'a, pieszczotliwie nazywanego przez podwładnych Matką.
- Kiedy ostatni raz spaprałem robotę? - Odpowiedziała zakapturzona postać zniecierpliwionym głosem.
- Wolałem powiedzieć. Tak żebyś znał wagę sytuacji. Wiem, że nie jest to bezpieczne podróżować w dzień, ale musisz wyruszyć natychmiast. Sierżant Hardy przekaże Ci paczkę. - Kontynuował Matka krążąc dookoła biurka.
- W dzień miasto będzie się roić od syntetyków. - Odpowiedział zakapturzony goniec.
- Jeśli się boisz, wyślę kogoś innego.
- Oboje wiemy, że w całej bazie nie ma nikogo na tyle kompetentnego. - Pod kapturem pojawił się cwaniacki uśmiech. - Wyruszam natychmiast. Goniec zasalutował i odwrócił się w kierunku stalowych drzwi.
- Powodzenia, Gardener.
Zakapturzona postać zatrzymała się na moment i delikatnie kiwnęła głową.

Słońce nieśmiało przenikało przez ruiny wieżowców Miasta, tańcząc w pyle i oświetlajac porośnięte roślinnością i naznaczone dziurami po kulach mury. Gardener delikatnie sunął skrajem ulicy. Próbował poruszać się szybko i bezszelestnie. Od ciszy, powietrze było gęste jak galareta. Każdy kopnięty kamyk, rozbrzmiewał echem odbijającym się od zrujnowanych budynków. Gardener do tej pory nie mógł do tego przywyknąć. Przed wojną mieszkał dosłownie kilka przecznic dalej. Miasto wtedy nigdy nie spało, nigdy nie cichło nawet na krótki moment. Z rozmyślań wyrwał go nagły dźwięk. Ledwo słyszalny, ale dla wyczulonych uszy gońca charakteryczny jak żaden inny. Dźwięk kroków. Krótki, ktoś się szybko opamiętał. Nagły powrót do rzeczywistości wyczulił zmysły gońca. Znał to uczucie, to gdy włosy jeżą Ci się na karku a serce bez powodu przyspiesza. Ktoś go obserwuje. Nie chciał dać po sobie poznać, że wie. Chciał uśpić czujność niespodziewanego gościa. Stopniowo przyspieszał krok aby zdobyć trochę dystansu, który pozwoli przygotować mu pułapkę. Gdy znalazł się za rogiem, puścił się biegiem i schował za futryną następnego budynku. Czekał. Oddychał powoli, delikatnie. Nie chciał, żeby szybko bijące serce zdradziło jego pozycję. Ten kto go śledził był nielada profesjonalistą. Nie usłyszał nawet szmeru aż do momentu gdy, tamten nie przekroczył progu. Gardener jak pantera, skoczył na intruza. Zanim jego przeciwnik był w stanie zareagować poczuł zimno lufy na swojej skroni.
- Masz dziesięć sekund żeby wytłumaczyć kim jesteś i dlaczego mnie śledzisz. - Syknął mu do ucha goniec.
- Hej, hej, hej spokojnie. Jestem ze Strzelców, chyba widać. - Odpowiedział obcy, delikatnie wskazując podbródkiem na emblemat na ramieniu. - Poluję na syntetyków. Myślałem, że jesteś jedynym z nich.
- Z tego co wiem Strzelcy nie polują sami. - Odpowiedział Gardener nie spuszczając palca ze spustu.
- Oddział syntów rozdzielił nas około 3 godzin temu. Próbuję ich znaleźć od tej pory. Mógłbyś wziąć to żelastwo z mojego łba? - Zapytał nieznajomy.
Gardener po chwili namysłu wypuścił obcego z rąk i oddalił się pół kroku. Dalej nieufny, trzymał palec na spuście pistoletu. Strzelec łypnął okiem w stronę broni.
- Chorąży Dawson, Czwarta kompania. Mówią mi Wilk. Po wyglądzie wnioskuję, że jesteś gońcem. Sprytne z was skurwysyny, zrobiłeś mnie jak dziecko. - Przedstawił się nowo poznany żołnierz, uśmiechem od którego Gardenerowi przeszły ciarki po plecach. Wilk wysunął dłoń.
- Zgadłeś z tym gońcem. Gardener, kapitan. - Przestawił się goniec i niepewnie uścisnął wyciągnięta rękę. Miał ochotę skomentować idotyczność ksywy nowo poznanego gościa, ale uświadomił sobie jak pasuję do Strzelca, porośniętego gęstym zarostem i łapiącego w jego kierunku drapieżnym wzrokiem. Poza tym jego własny pseudonim był jeszcze głupszy a nie chciał żeby rozmowa zeszła na ten temat.
- Dokąd podróżujesz gońcu? - Zapytał Wilk
- Przed siebie. - Krótko uciął Gardener.
- Ho, ho. Tajemniczy gościu z Ciebie. Nieważne. Słuchaj, muszę znaleźć moja drużynę a Miasto w dzień nie należy do najbezpieczniejszych. Nie miałbyś nic przeciwko gdybym się do Ciebie dołączył? - Strzelec zapytał, nie przestając się uśmiechać.
- Miałbym. Podróżuję sam. Szybciej mi tak idzie. Będziesz musiał znaleźć swoją drużynę na własną rękę. - Goniec odpowiedział sucho.
- Tak też myślałem. No nic. Warto było zapytać. Szerokiej drogi w takim razie.
Gardener ostrożnie, wycofał się z pomieszczenia z powrotem na światło dnia. Nie chodziło tylko o to, że faktycznie woli podróżować sam. Było w tym gościu coś niezwykle niepokojącego. W pomieszczeniu było ciemno lecz goniec był przekonany, że poznany Strzelec przez całą rozmowę nawet nie mrugnął, skupił się przez to na jego oczach. Nie widział co w nich było nie tak, ale przyprawiały go o ciarki na plecach. Miał jednak robotę do wykonania a na tą niepotrzebną interakcję stracił i tak zbyt wiele czasu. Spróbował otrząsnąć się z niepokoju wywołanego przez spotkanie, lecz nieskutecznie. Przez następne kilka godzin towarzyszyło mu to samo uczucie, uczucie bycia obserwowanym.

Do posterunku dotarł wieczorem. Paczkę miał przekazać komuś o ksywie Babcia. Kurwa, kto to wymyśla, pomyślał. Ostatnie promienie słońca tworzyły długie cienie pozwalającego goncowi skrycie zbliżyć się do murów niewielkiej fortyfikacji. Posterunek był niezwykle cichy. Bazy wysunięte tak głęboko w miasto powinny być ciche, ale ten był zbyt cichy, martwo cichy. Gdy dostał się do środka nie było w pobliżu ani żywej duszy. Wytężył zmysły, przechodząc korytarzami bazy. Na pewno nie była opuszczona, o ściany leżały oparte bronie, a w kątach stały puszki ze świeżym jedzeniem. Coś było nie tak. Nagle usłyszał głośny huk, jakby coś upadło. Szybkim i cichym krokiem ruszył w stronę źródła dźwięku. Przygotował swój pistolet i trzymając go odbezpieczonego w ręce szybko otworzył drzwi.
- No, no, no. Spotkamy się ponownie. Gdybym widział, że na Ciebie czekam mógłbym odebrać paczkę przy naszym poprzednim spotkaniu - Wesoło powiedział chorąży Wilk, celując w Gardenera pistoletem.
- Paczka nie jest dla Ciebie, mam ją dostarczyć do kogoś o pseudonimie Babcia. Odpowidział Gardener, również nie opuszczając pistoletu.
- Haha, a to ci. Ja jestem Babcia, to mój kryptonim na tą misję. Oboje wiemy jak ważna jest, nie zaszkodzi dodatkowe zabezpieczenie.
Coś tutaj nie pasowało, Gardener kątem oka omiótł pokój. Pomieszczenie wyglądało jakby niedawno ktoś tutaj walczył.
- Nie podobają mi się Twoje oczy. Masz rozszerzone zierenice. Jakiś ciężki wysiłek niedawno? -Zapytał goniec, głosem pewnym wątpliwości.
- To przez Alutex, żebym mógł lepiej widzieć w ciemnościach. Nie chciałem zapalać światła. - Odpowiedział Wilk powoli.
Oboje stali w odległości paru metrów od siebie, nie spuszczając drugiego z celownika. Gardener omiótł Strzelca wzrokiem. Jego wzrok spoczął na ręce, kapała z niej krew.
- Może wytłumaczysz mi co masz na ręce? - Cedził goniec.
- Zraniłem ją. Śpieszyłem się tutaj, żeby być przed Tobą.
- A ten pistolet? Opuść go. - Kontynuował Gardener.
Wilk delikatnie uśmiechnął się w ciemnościach i odpowidział spokojnym głosem.
- Widzisz, ten pistolet jest po to żebym zmęczony tą rozmową, mógł Cię zabić.
Zanim skończył padły z obu luf strzały. Gardener chwycił się za ramię, draśnięty kulą. Trzymając w zdrowej ręce nóż, rzucił się na przeciwnika. Wilk chwycił go za nadgarstek i wylutował mu w twarz. Nóż spadł z trzaskiem na ziemię. Nie tracąc czasu goniec kopnął przeciwnika w brzuch, przerzucając go tym samym przez biurko. Padł kolejny strzał z rąk Wilka, niecelny. Gardener odpowidział rzucając się na przeciwnika nożem. Prawą ręką wyprowadził skuteczny sierpowy, a lewą zanurzył nóż w trzewiach Strzelca. Spojrzał w twarz przeciwnika i zamarł widząc ten sam uśmiech co wcześniej. Odruchowo zetknął w dół. Z ramy nie leciała krew, lecz iskry uszkodzonego układu elektrycznego. W tym momencie dostał w nos. Drugi cios trafił w klatkę piersiową. Przewrócił się na plecy, a Wilk trzymając jego nóż w rękach dziko skoczył na niego. Włożył wszystkie siły w urzymanie ręki syntetyka, która zbliżała się nieuchronnie do jego gardła.
- Bardzo nam się przyda Twoja przesyłka gońcu. Ty za to zaraz dołączysz do Babci i reszty organicznych śmieci. - wyszeptał Wilk z satysfakcja.
Gardener wiedział, że nie ma szans. Synentetyk był potężny. To koniec. Pierwsza i ostatnia nieudana misja. Zamknął oczy. Huk, strzał. Syntetyk upadł na niego bruzgając z rozwalonej głowy płynem mechanicznym. Za nim stał człowiek w mundurze Strzelca.
Głupi skurwysyn myślał, że dopadł wszystkich - Starszy, żołnierz z dymiącą strzelbą cząsteczkową podszedł do gońca. - Na Ciebie pewnie mieliśmy czekać. Masz przesyłkę?
- Mam. - Odpowiedział goniec zrzucając z siebie ciało Wilka.
- Całe szczęście. Mówią na mnie Leśniczy. Jak się nazywasz chłopcze? - Zapytał ciepłym głosem.
- Dzięki za uratowanie dupy. Kapitan Gardener.
- Haha, tak daleko w Miasto nie używamy stopni i nazwisk. Jak mówią na Ciebie w bazie?
- Kapturek. Czerwony Kapturek.

--
We are House Atreides. There is no call we do not aswer. There is no faith that we betray.

tilliatillia
tilliatillia - Superbojownik · 5 lat temu
Słabe jak erekcja mięsożercy

--
tylko spokojnie.

Djbanan
JPDL gość gorzej sobie radzi z przecinkami ode mnie

--

Jez_z_lasu
Właśnie zdałem sobie sprawę jak zwalone mam filtry poznawcze na drodze obróbki danych wzrokowych w mózgu... W ogóle nie zwracam uwagi na przecinki. Nawet na kropki. Treść książki/arta/naklejki na galaretce wizualizuję i odbieram jak film. Bo szybciej.
To nie kod komputerowy. Albo przeczytałem o kilka tysięcy książek za dużo i już mnie to nie ekscytuje

Czym jest forma? Czym jest treść?



--
We are House Atreides. There is no call we do not aswer. There is no faith that we betray.

happy
happy - Wredziocha · 5 lat temu
Kryptogej

--
Maybe my soulmate died, I don't know... Maybe I don't have a soul ♡

dSort
dSort - tańczący z butelkami · 5 lat temu
*sprawdzić, czy nie ksiądz.

--
www.idzieniedzwiedz.pl
Mam umysł siedmiolatka i ten siedmiolatek musi być cholernie zadowolony,że się go pozbył
Forum > Hyde Park V > Wegańskich wspomnień czar
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj