Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Między niebem a piekłem, czyli jak wygląda niesienie pomocy uchodźcom na Dworcu Zachodnim w Warszawie

30 679  
233   28  
Z potrzeby serca mnóstwo osób zaangażowało się w pomoc dla uchodźców uciekających przed wojną z Ukrainy. Ta pomoc często spotyka się jednak z wieloma nieprzewidzianymi problemami. Napisał o tym na Facebooku Michał Jankowiak – przeczytajcie jego przejmującą relację z Dworca Zachodniego w Warszawie. A jak zechcecie pomóc, to info znajdziecie na końcu.


Warszawa, Dworzec Zachodni, 28.02 – 1.03.2022 r.
Pomiędzy Niebem a Piekłem

Niebo

Jedziemy na Zachodni z uśmiechami na twarzy. Będziemy pomagać uchodźcom – ludziom uciekającym przed koszmarem wojny. Przez tygodnie, może miesiące. Ładujemy optymizm – będzie zapieprz, ale będzie mnóstwo gorąca w serduchach. Mamy zaplecze – Kamiliańska Misja Pomocy Społecznej przy Traktorzystów 26.
Mamy osoby w kryzysie bezdomności w ośrodku, które gotują jedzenie, robią kanapki, przygotowują wrzątek do termosów, kawę, herbatę.
Mamy w ekipie psychologów, pedagogów, ratowników, pracowników socjalnych (przepraszam za męskie końcówki, ogromna większość Zespołu to Kobiety). Jesteśmy zgrani, wspieramy się, ufamy sobie niemal bezgranicznie.

Pracujemy na co dzień chodząc po pustostanach, ruinach, między szczurami i inną florą i fauną. Widzimy rany i schorzenia, których nikt nie powinien widzieć. Część naszych podopiecznych (na ulicy) ma więcej promili niż palców, zdarzają się ludzie po długich wyrokach i innych zakrętach życiowych. Nie oceniamy, każdy ma u nas kredyt zaufania. O każdego walczymy i dla każdego mamy szacunek, dobre słowo i nadzieję.
Jesteśmy zdyscyplinowani – część działa na ośrodku i na szybko przygotowuje 20 miejsc noclegowych, część jest mobilna i jeździ z darami i podopiecznymi, część działa na Dworcu. Jest Moc! Za taki zespół można dać się pokroić! Damy radę!

Piekło

Przyjeżdżamy na Dworzec na rekonesans, o 8. Uchodźców trochę jest. Większość siedzi i czeka na transport. Dużo dzieci. Matek z dziećmi. Niektórzy smutni, niektórzy z pustką w oczach. Dobra, jest komu pomagać, czyli jedziemy po samochód z prowiantem i ciepłymi napojami. Ładujemy się na halę Dworca – tu jest już rozstawiona ekipa Ukraińców, którzy działają od pierwszych dni wojny. Mają trochę jedzenia, cieszą się, że mamy kawę i herbatę.
- Skąd jesteście? – pytamy.
- Z Ukrainy!
- Ale z jakiej organizacji?
- Z żadnej, sami się zorganizowaliśmy, jesteśmy już 4 dzień.
- Kto tu dowodzi? Kto zarządza Dworcem? Kto ogarnia porządek, logistykę, informację, pomoc medyczną?
Patrzą się na nas dziwnie…
- Nami kieruje Irina i Zorieslav. Był ktoś z jakiegoś zarządu i chciał nas wyrzucić, ale się nie daliśmy! Mnóstwo ludzi potrzebuje pomocy, rozstawiajcie się tu obok i działamy razem!

Cyk, pojawiło się poczucie zagrożenia. Przecież uchodźców będą tysiące. Przecież jedni będą mieli gdzie jechać, inni nie. Będą dzieci, będzie przewijanie pieluch. Niektórzy będą jechali na wojnę. Za kilka dni zaczną zjeżdżać najbiedniejsi. Przecież musimy mieć podział obowiązków, wiedzieć do kogo odsyłać, kogo pytać, wiedzieć gdzie kto jest. Masakra. Wdech, wydech. Dobra, będziemy organizować spontanicznie, w trakcie pracy.



Niebo

Rusza do nas spora grupa, widząc napis „Biezpłatnyj ciaj i kofie”. Przypominam sobie „zatarmażenie nierwnoj sistiemy” z pierwszych studiów i modlę się, by moje dukanie po rosyjsku i angielsku wystarczyło. Nalewamy ludziom ciaj i kofie i widząc ich radość, cieszymy się i my. Będzie wypas, damy radę.

Ukraińcy najpierw podchodzą do nas trochę nieufnie. Są między sobą dobrze zorganizowani. Przygotowują i wysyłają transporty wsparcia dla swoich żołnierzy.
Żołnierze też jadą – większość to zwykłe chłopaki, nie różniące się nawet posturą ode mnie. Robimy swoje, w międzyczasie poznajemy ludzi, roznosimy ciepłe posiłki dla matek z dziećmi, widzimy zdziwienie i wdzięczność. Spasiba i fenkju wypełniają nasze mózgi. Niektórzy są tak wdzięczni, że zaczynam się rozklejać. Chłoniemy dobro, to paliwo motywacji.

Piekło

- Izwinitie, mog by pan pamoć?
Ukrainiec z kilkuosobową rodziną, dzieckiem na ramieniu, wskazuje na walizki.
- Kanieszna!
Idę z nimi obładowany walizkami. Ładujemy rodzinę i walizki do samochodu. Ku mojemu zdziwieniu facet się z nimi żegna, odjeżdżają. Pytam czemu nie jedzie ze swoju siemju.
- Ja ich tylko odwiozłem, żeby byli bezpieczni. Wracam do ojczyzny, jadę na wojnę.
Mówi to z uśmiechem skazańca, który idzie na egzekucję, ale wie, że nie ma wyjścia i jedyne co może zrobić, to zachować honor. Ja stoję jak słup soli.
- Człowieku… tylko wróć żywy.
Chcę mu jakoś dodać otuchy, nie wiem jak…
- Russkij karabl, idi nachuj!
Facet wybucha śmiechem, pojawiają się łzy wzruszenia. Ściskamy się. Ja w środku płaczę. Nie wiem, czy facet którego widzę przeżyje. Nie wiem, w jakim wróci stanie. Dociera do mnie koszmar. On jest gotowy umrzeć, pogodził się z tym. Jednocześnie mi to imponuje i przeraża. Rozstajemy się. Kilka osób widząc funkcyjną kamizelkę czeka już na mnie z pytaniami gdzie co jest i jak mają gdzieś dojść.



Niebo

Przychodzą ludzie z darami. Coraz więcej i więcej. Przychodzą, oddają, uśmiechają się i idą dalej. Dziękujemy każdemu. Układamy, porządkujemy, segregujemy, wydajemy. Czujemy wsparcie i wspólnotę. Jest super, byle tak było cały czas.

Piekło

Szefowa (i piszę to z dumą) Adriana Porowska namierzyła rodzinę w potrzebie, jadą do Misji. W drodze jedno z dzieci zaczyna płakać i wpada w panikę, bo widzi samolot. SAMOLOT! Zwykły, pasażerski! Myśli, że to bombardowanie. Rozumiecie, co ono musiało przeżyć? Dobrze, że tylko o tym słyszę, bo dzieci są dla mnie święte. Po prostu, są dla mnie na innych zasadach. Dziewczyny oczywiście uspokajają i za chwilę wszystko jest OK. Ale… ile będzie takich dzieci? Ile będzie takich ludzi?

Niebo

Coraz więcej ludzi z darami. Przynoszą ciepłe posiłki, często z restauracji. Zaangażowanie wolontariuszy z Ukrainy ogromne. Pojawiają się inne fundacje – Etoh, Beneficjum, Protestea. Zbieramy kontakty, staramy się zmieścić wszyscy na kilku metrach kwadratowych. Ukraińców jest dużo i dowodzą wydawką i zbiórką wsparcia na front. Staramy się dbać o porządek, orientujemy się gdzie są toalety, śmietnik, punkty informacyjne.

Piekło

Pojawiają się ludzie, których się nie spodziewaliśmy. Czarnoskórzy studenci, Azjaci, Hindusi. Większość mówi po rosyjsku i ukraińsku, część po angielsku, część w zupełnie niezrozumiałych językach. Naparzamy na migi jak trzeba. Brakuje tłumaczy, coraz więcej problemów.

Pani pyta, gdzie może zmienić pieluchę. Była w toalecie na Dworcu, ale chcieli 3 złote, a ona nie ma złotówek i jej nie wpuścili. MATKI Z DZIECKIEM? Tak, pani jej nie wpuściła. Takie ma polecenie. Kryzys humanitarny, a Zachodni musi sobie zarobić na kiblu!
Szukamy, pytamy, w końcu udaje się załatwić temat.
Przychodzi pan w garniturku. Patrzy, kręci nosem, rozmawia z policjantem.
- Będziecie się musieli przenieść.
- Gdzie?
- Na zewnątrz, pod namioty.
- CO?! Człowieku, przecież tam jest zimno. Ludzie nie wytrzymają. Podopieczni nie wytrzymają. Ciepłe posiłki będą lodowate.
- Rozumiem, ale musicie się przenieść. To teren PKP coś tam, nie macie pozwolenia.
Ukraińcy się odpalają. Nie wyniosą się. Prosimy o sprzęt do sprzątania, legitymujemy się, pan w garniturku kręci nosem i odchodzi. Ukraińcy mówią, że od początku chcą się ich stąd pozbyć. Nie dadzą się. Zaproszą telewizję, nie pozwolą, walczą o swój kraj i o ludzi w potrzebie. Imponuje nam ich upór.



Niebo

Dostajemy informacje z Misji, że pierwsza grupa zaopiekowana, dzieci spokojne, wszyscy najedzeni. Mają gdzie spać, podziękowaniom nie ma końca. Cały zespół w ośrodku działa na najwyższych obrotach. Komunikujemy się, piszemy kto, co i u kogo. Rozdzielamy się, bo uchodźców już są setki na dworcu. Jedna osoba nalewa i wydaje jedzenie, pozostałe chodzą i pomagają na najróżniejsze sposoby.

Wymieniamy się wizytówkami i kontaktami, forsujemy pomysł wspólnej grupy na Fejsie, żeby ustalać dyżury i być w kontakcie, pisać co jest potrzebne, czego akurat nie ma.

Piekło

Śmietnik przed Dworcem zapełnił się natychmiast. Mówimy, że będzie więcej śmieci i prosimy o opróżnienie. Słyszymy „Nie mamy na to pieniędzy, to nie nasz teren”. Pytamy czyj. „Nie wiemy, nie nasz”. Oj, zaczyna się zrzucanie odpowiedzialności, będzie grubo. To gdzie mamy umieszczać setki kartonów po darach? „Nie wiemy”. I kropka.

Ekipa którejś ze spółek z Dworca prosi o przeniesienie namiotów. Trzeba powyjmować śledzie z ziemi, poodwiązywać, jest z tym trochę zachodu. Ekipa w garniturkach stoi i patrzy z uśmiechem. Jeden z Policjantów nam pomaga, inny się śmieje i komentuje. Namioty swoje ważą, zapieprzamy z nimi ~200 metrów między samochodami. Już wiem, że na lędźwie to będę musiał tu nosić maść. Spoko, walczymy.
- Gdzie mamy je postawić?
- Nie wiemy.
- Państwo jesteście z Urzędu Miasta?
- Nie, z Zachodniego.
- Z zarządu?
- Tak.
- To gdzie mamy postawić te namioty?
- No… tu gdzieś…
- Tutaj?
- Nie wiemy. Tak, żeby samochodów nie blokować.
Znów sponsorem kolejnego odcinka jest „Nie wiem”. Będzie grubo.

Niebo

Wolontariuszy coraz więcej, tłumaczy też. Jedni mówią po polsku, inni nie. Większość przyszła sama z siebie, bo chcą pomagać.

Piekło

Robi się straszny tłum. Ludzie z różnych miejsc i kultur. Niektórzy ładują się na naszą stronę wydawki i przeszkadzają. Niektórzy stoją w przejściach i drzwiach. Dłubią w telefonach, są jakby odłączeni od tego, co się dzieje. Raczej nie są z większych miast, nie potrafią poruszać się w tłumie. Są przytłoczeni. Przepraszamy, przesuwamy, staramy się być wyrozumiali jak tylko można, ale jednak stres rośnie.

Ukraińcy wnerwieni, bo znowu chcą nas wszystkich wyrzucić. Zarząd którejś z 7 spółek (!), do których należy teren Dworca Zachodniego, straszy Sanepidem. Wezwą na kontrolę, jak się nie wyniesiemy. Oczywiście jak będziemy wydawali to samo jedzenie przed Dworcem, to nie wezwą. Zaczyna się straszenie i szantaże. Nerw rośnie, bo ludzi w potrzebie jest więcej i więcej. Wszystkie możliwe języki, nacje, kolory skóry.

Rozmawiamy. Niektórzy już drugi albo trzeci raz uciekają przed wojną. Somalia, Liban, Syria, Irak, pół Afryki i Azji.



Niebo

Jedziemy do domu. Ufff. Ukraińcy zostają, niektórzy działają 24 na dobę. Przypominamy sobie wzajemnie, że trzeba się wyspać i coś zjeść. Zadbać o siebie, jeśli mamy działać na wysokich obrotach przez kilka miesięcy.

Wspieramy się wzajemnie, przegadujemy dzień, wyciągamy wnioski i przygotowujemy plan na jutro. Śniadanie jem o 22:30. Zasypiam przed pierwszą, wstaję przed szóstą. Mówimy sobie wzajemnie, że wyśpimy się w weekend, chociaż wiemy, że niektórzy z nas ściemniają i w weekend też będą zapieprzać.

Kolejny dzień zaczyna się dobrze. Grupa ukraińska już nas kojarzy, podajemy sobie ręce. Chyba się cieszą, że znów jesteśmy. Mamy swoje miejsce na skraju, rozstawiamy kawę i herbatę. Od razu robi się kolejka.

Cud, że już od dłuższego czasu w pracy z osobami w kryzysie mamy wsparcie z pizzerii #144 Pizza. Gotują nam wodę. Pytamy, czy to nie problem, odpowiadają, żebyśmy się nie krępowali. Co chwilę latamy z termosami w jedną i w drugą, ciepłe napoje schodzą jak woda. A to ciepło jest potrzebne ludziom uciekającym przed wojną.

Piekło

Przychodzi ktoś w gajerku i mówi, że po stronie PKP jest tylko dwoje wolontariuszy i nic nie mają, a ludzi pełno. Organizujemy dwie osoby, bierzemy część termosów i wodę i idziemy. Rzeczywiście – tłumy, a wolontariusze mają tylko kilka skrzynek jedzenia. Zanim kończymy się rozstawiać, przychodzi pan z PKP S.A. i mówi, że mamy sobie iść. Odpowiadamy, że inny pan w gajerku nam tu pozwolił i zaprosił.

„Ale to jest PeKaPe coś tam coś tam, a nie PKP S.A. i to nasz teren, a nie ich”. Mamy sobie iść. Niebezpośrednio daje nam znać, że psujemy utarg restauracjom – w tym McDonalds. No kur… Mamy kryzys humanitarny, głodne matki z dziećmi, zdezorientowanych studentów i całe rodziny, ci biedni ludzie totalnie nie wiedzą do końca gdzie są i co się z nimi stanie, a my mamy przestać ich poić i karmić, bo psujemy utarg restauracjom!

Nie ma dyskusji, pan straszy konsekwencjami, ma ogólnie w dupie, gdzie pójdziemy. Jest zimno, mimo to kilka osób staje przed zejściem do dworca PKP i robi swoje. Część idzie do namiotów, schować się chociaż przed wiatrem. Masakra.

Wracamy na halę główną, Ukraińcy szykują się na wojnę. W zasadzie na dwie. Jedną w Ukrainie, drugą o możliwość dalszego pomagania. Dzwonią do różnych telewizji, próbują rozmawiać, tłumaczyć. Beton. Mamy wyjść, bo bałagan. „To dajcie nam miotłę i zapewnijcie śmietnik, będzie czyściutko”. „Nie, macie stąd wyjść”. Cyrk. Decydujemy, że wołami nas stąd nie odciągną. Na szczęście Policja nie interweniuje.



Niebo

Na hali i wokół jest już z tysiąc osób, ale jakoś ogarniamy. Setki darczyńców na godzinę, momentami mamy za dużo żarcia. Ustawiamy piętrowo, chomikujemy. Ania przywozi dwa stoły cateringowe z Misji. Pomysł stołów spotyka się z niezadowoleniem, ale po kilku minutach wszyscy przyklaskują. Robi się porządek, łatwiej nalewać napoje.

Piekło

Nadal nie ma śmietnika na większe rzeczy, ten, który jest, jest pełny. Kosze na Dworcu wymieniane są regularnie, ale my mamy duże kartony. Robi się ich mnóstwo. Władze Dworca mają w dupie. Robimy z nich stoliki, układamy piętrowo, jakoś sobie radzimy.
Na parkingu przed Dworcem robi się dżungla. Przy wyjeździe jest szlaban, postój do 15 minut gratis, za więcej trzeba płacić. Wolontariusze, fundacje – w szoku. Nie dość, że organizujesz zbiórki, zapieprzasz za darmo, to musisz płacić za postój. Martyna Goławska płaci 70 zł, a za chwilę wraca, bo odwozi do Misji kolejną rodzinę. Skąd mamy brać na to pieniądze? Z własnej kieszeni? Stówa dziennie to 3000 zł przez miesiąc. Trzeba być zwyrolem, żeby zarabiać na kryzysie humanitarnym.

Ludzie zdezorientowani, stają przy szlabanie i biegną płacić do automatu. Kwoty w niektórych przypadkach powalają. Kierowcy wściekli, trąbią, krzyczą, raz czekamy prawie godzinę, żeby wyjechać z Dworca. Godzinę, podczas której moglibyśmy działać i pomagać, ale nie możemy.
Pytamy, czy można coś z tym zrobić. Policja nie wie, Straż Miejska i ZTM też. Nie ich teren, nie ich kompetencje. Ukraińcy mówią, że prosili spółki dworcowe, ale nikt się nie zgodził. Mają w dupie, mamy płacić. Smutek. Nie możemy parkować gdzie indziej, bo mamy pełne samochody. I tak robimy co chwilę kursy i coś przynosimy, jeździmy, płacimy. Szok.
Od ochrony dowiadujemy się, że zarząd którejś spółki, do której należy parking, powiedział im, że jak puszczą kogokolwiek przez szlaban za darmo, to stracą pracę. Boją się. Mrozi nas to. Szkoda, że nie wiemy kto to, decyzje idą z góry, spółek jest 7 i każda zrzuca winę na inną. Masakra. Serio, nie muszą nam pomagać, ale niech chociaż nie przeszkadzają!



Niebo

Coraz więcej bodźców negatywnych, coraz mniej pozytywnych. Walczymy. Ukraińcy wysyłają transporty na front, ogarniamy ogromny tłum ludzi. Tu trzeba komuś przenieść walizki, tu iść do informacji, tu pomóc znaleźć pociąg czy autobus. Komuś zgubiło się dziecko, Policja pomogła i szybko rozwiązała problem.

Zgłasza się rodzina ze starszą panią, która nie może chodzić. Proszą o pomoc. Lecę do patrolu i chłopaki z Policji szybko organizują radiowóz – transporter. Jedziemy. Jak dojeżdżamy i chcemy wysiąść, orientujemy się, że w środku nie ma klamki. Śmiechom nie było końca. Panowie niebiescy mili i serdeczni, pomagają we wszystkim.
Idę z walizami, odstawiam na peron, będą czekać 5 godzin na pociąg. Kilometry lecą, nogi włażą mi w tyłek, kręgosłup boli. Życie, trzeba działać dalej.

Przyjeżdża Krzysiek – właściciel restauracji SHUK <3 Przywozi zupy i 200 kanapek.
Przychodzi Paweł, Polina, zgłaszają się nowi wolontariusze, chcący działać pod sztandarem Kamiliańskiej Misji. Im nas więcej, tym weselej!

Piekło

Coraz więcej ludzi chce jechać na front albo do Lwowa, żeby pomagać w ewakuacji. Opowiadają o bliskich. Słyszę od jednej rodziny „Charkowa niet. Naszej sjemi niet. Wszyscy nie żyją, dzwonili zapłakani sąsiedzi”. Odstawiam ich na peron, jadą do Suwałk, do siostry. Cieszą się, że chociaż ona żyje.
Dla mnie to za dużo. Idę w ustronne miejsce i daję upust emocjom. Płaczę, ale tak, żeby nikt nie widział. Ostatnie czego potrzebują uchodźcy, to widzieć, że pękamy. Dobra, łezki poszły. Nie pamiętam, kiedy płakałem ze smutku i bezradności. Ocieram. Oddycham. Wracam do roboty, bo trzeba.



Niebo

Wolontariuszy jest chyba ze dwie setki na całym terenie Dworca PKS i PKP. Może więcej. Są WOT-owcy – super serdeczni i pomocni. Są inne służby. Są Ratole, KPP-owcy i medyczni, jest karetka. Kierujemy do nich kilka osób, zagadujemy, dziękujemy, że są. W międzyczasie dosłownie setki darczyńców. Przychodzą gary z zupą, mnóstwo, schodzi samych posiłków kilkaset, może ponad tysiąc na godzinę.

Piekło

Robi się straszny pierdolnik. Ludzie przychodzą i bez pytania rozstawiają się ze swoją wydawką. Zastawiają nas, zastawiają wejście do sklepu. Jak zwracamy uwagę, na początku nie reagują. Fajnie, że chcą pomóc, ale robi się totalny chaos. Znów jesteśmy straszeni Sanepidem i Policją.
Niepokornych w końcu udaje się trochę poskromić i zdyscyplinować i kondensujemy się na jak najmniejszej przestrzeni. Niektórzy mają w poważaniu, chcą pomagać i nikt im nie będzie mówił, jak mają żyć!
Lawirujemy między pełnym ciepła pomaganiem a dyscypliną. Coś się udaje ustalić i dogadać, coś nie. Niektórzy są obrażeni, że śmiemy im zwracać uwagę, bo oni przyszli pomóc i ch… Gwiazdy.
Spoko, każdy z nas chyba to przechodził na początku w pracy pomocowej czy wolontariacie. Tłumaczymy, negocjujemy, ale łatwo nie jest.
W międzyczasie totalny ogólny chaos, ludzie jadą we wszystkie strony świata, często nie ma biletów. Do tego wszędzie kręcą się jacyś sekciarze i próbują werbować ludzi. Serio. Nie wiem co to za kościół, ale jak tylko wszedłem na ich stronę, to miałem cofkę i wyszedłem.
Pojawiają się informacje o próbach wymuszeń, żądania pieniędzy za podwiezienie (które miało być darmowe). Kilka kobiet mówi, że osoby, które je wiozły, skręciły do lasu i proponowały seks. Masakra. Uczymy korzystających z podwózki robić zdjęcia dokumentów kierowców, instruujemy ile się da.

Pojawiają się informacje, że niektórzy zabierają mnóstwo rzeczy z wydawek (środki czystości, sprzęt) i próbują je sprzedawać uchodźcom. Są skargi na osoby bezdomne. Tłumaczymy, że pracujemy z takimi osobami, zwrócimy uwagę, bo wielu z nich znamy. Jesteśmy uważni, ale bezdomni biorą tylko jedzenie i widać, że biorą dla siebie. Też są przejęci. Robi się sporo takich pożarów, które trzeba gasić na bieżąco.

Przyjeżdża Polsat, Ukraińcy udzielają wywiadów. Walczą, żeby nikt nas nie wyrzucił z hali. Pojawia się info, że zastępca Trzaskowskiego powiedział, że załatwi temat i nikt nas nie wyrzuci. Za chwilę okazuje się to plotką, znów każą się nam wynosić i straszą.
Nie dajemy się, ale praca w takich warunkach jest trudna. Dostaniemy mandat? Będziemy się musieli tłuc po sądach?

Przy wyjeździe kolejny raz płacimy kilkadziesiąt złotych. W tym tempie możemy nie nadążać ze zrzutką fundacyjną na opłatę za parking, a co dopiero na rzeczy, które potrzebujemy kupić, żeby działać!
Wyjeżdżamy po prawie 11 godzinach ostrej pracy. Dziś jedliśmy w biegu, dosłownie. Na końcu przystanęliśmy, bo już nie mieliśmy sił. Ostatni nasz wolontariusz zszedł z Dworca przed północą.



Podsumowując:

1. Jest MOC w narodzie. Zarówno polskim, jak i ukraińskim. Byli też Białorusini i wielu, wielu innych. Duma i chwała! Darczyńców było kilkuset, może ponad tysiąc. Potrzebujących przez całą dobę na oko kilkanaście, może ponad dwadzieścia tysięcy. Przy tych warunkach uważam, że wszyscy razem dokonaliśmy cudu.

2. Cholernie smutno, że spółki rządzące tym terenem (a przynajmniej część z nich, bo do tej pory nie wiemy czyja jest jedna płytka chodnikowa, a czyja druga) momentami bardzo utrudniają nam robotę. A już zarabianie na kryzysie humanitarnym to zwykłe skur…stwo.
Również przejmowanie się kilkoma lokalami gastronomicznymi, które i tak miały klientów i pewnie rekordowe utargi, bardziej niż życiem uchodźców, w tym dzieci, jest… Sami sobie odpowiedzcie jakie. Jak dla mnie kanalią trzeba być.

3. Wieczorem i w nocy, kiedy zamyka się nasza ukochana #144 Pizza, nie mamy dostępu do prądu i wrzątku do ciepłych napojów. Wyprosiliśmy jeden czajnik elektryczny i kilka napełnień termosów w przestrzeni Urzędu Miasta. Większość lokali gastronomicznych patrzy na nas nieprzychylnie, ze skrzywieniem zgadzając się na napełnienie termosu czy dwóch. Pomagających jest więc mnóstwo, ale są też tacy patrzący tyko na siebie i rzucający kłody pod nogi.

4. 90% albo i więcej organizacji robimy oddolnie. Polityków nie widać, działania miasta są i są dobre, ale ilościowo znaczna większość działań to działania ludzi i organizacji. Była nawet grupa nastoletnich dzieciaków z liceum, którzy zebrali się sami i po prostu przyszli. Pomagali ludziom nosić ciężkie bagaże i chwała im za to.

5. Proszę o darmowa toaletę na Dworcu, zorganizowanie śmietnika i otwarcie szlabanu na parkingu!

6. Mam gorącą nadzieję, że ten tekst trafi w sumienia odpowiednich osób i będziemy mogli robić swoje. Nie przeszkadzajcie nam, proszę! I przestańcie zarabiać na cudzej krzywdzie!
Zorganizujemy się, grupa ukraińska jest świetna pod tym względem. My też mamy lata doświadczenia, procedury i jesteśmy specjalistami. Pokierujemy ludźmi, którzy pomagają pierwszy raz, z impulsu. Tylko nie zmuszajcie nas do niepotrzebnych działań i udostępnijcie przestrzeń. Ogarniemy sporą część kryzysu za Was. Za friko. Bo kochamy pomagać i od tego jesteśmy. A potem powtarzajcie sobie w telewizji, że to Wy jesteście bohaterami i to wszystko zrobiło państwo czy miasto. Trudno, większości z nas zupełnie na splendorze nie zależy.

Bardzo, bardzo proszę, wręcz błagam, o udostępnienie tego wpisu komu trzeba. Politykom, władzom, wszystkim, kto może nam pomóc. Wiem, że tekst jest długi. Pisałem go 3 godziny zamiast się dobrze wyspać czy koordynować organizacje, z którymi złapaliśmy kontakt. Ale zależy mi. Zależy nam. Pomóżcie!

* * * * *
Michał współpracuje m.in. z Kamiliańską Misją Pomocy, która działa od lat pomagając m.in. ludziom żyjącym na ulicy, dzisiaj także uchodźcom. Do Misji możecie wysłać naładowane powerbanki oraz plastikowe łyżki. Adres:

Kamiliańska Misja Pomocy Społecznej
ul. Traktorzystów 26
02-495 Warszawa
telefon: 780 174 664
7

Oglądany: 30679x | Komentarzy: 28 | Okejek: 233 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

26.04

25.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało