Ani największy z geniuszy, ani samo zło, jak coraz częściej się go przedstawia. To prawda, że Edison był kontrowersyjną osobą o mocno dyskusyjnej uczciwości, ale też ostatecznie zostawił po sobie niemało dobrego.
#1. Prawdziwa historia żarówki
Gdyby zapytać o to, kto wynalazł żarówkę, większość osób odpowiedziałaby bez wahania – Thomas Alva Edison. Po części byłaby to nawet prawda, bo rzeczywiście, Edison wynalazł i w 1879 r. opatentował żarówkę. Tylko że… to nie była pierwsza żarówka. Nie była to nawet pierwsza żarówka nadająca się do zastosowania w praktyce. Eksperymenty z żarzącymi się w próżni materiałami prowadzone były już od 1838 r., a w 1860 Joseph Wilson Swan był już w posiadaniu pierwszego brytyjskiego patentu.
W 1878 Swan posiadał już prawa do nadającej się do wykorzystania w praktyce żarówki… i jeszcze w tym samym roku – po drugiej stronie oceanu – ruszyła masowa produkcja, za którą odpowiedzialny był Hiram Stevens Maxim, zakładając US Electric Lighting Company. Wtem, kolejny rok później, cały na biało wchodzi Edison, który patentuje swoją żarówkę – i z jakiegoś powodu zapisuje się w historii jako ten, który zrobił wszystko.
#2. Utrata słuchu – to problem czy wręcz przeciwnie?
Większość osób uznałaby zapewne utratę słuchu za poważną tragedię – ale nie Thomas Edison. Jego słuch pogarszał się z czasem, aż w pewnym momencie doszło do tego, że oglądając przedstawienie w teatrze, był w stanie wychwycić tylko kilka słów i to od czasu do czasu. Choć z pewnością była to niepełnosprawność, wynalazca twierdził, że daje mu ona szansę – szansę, by skoncentrować się na pracy. Sama zaś utrata słuchu miała po prostu wyeliminować z pola jego uwagi wszelkie przeszkadzające, nieprzydatne zakłócenia.
Pierwszy patent Thomas Edison uzyskał w 1869 roku, mając zaledwie 22 lata. Dotyczył jednak wynalazku, który nie przypadł do gustu tym, których życie miał ułatwić. Tak to już bywa, kiedy intencje nie do końca są czyste. Chodziło o automatyczne urządzenie do zliczania głosów, które miało za zadanie skrócić czas niezbędny do ustalenia, ilu polityków, radnych lub innych przedstawicieli głosowało za, a ilu przeciw.
Dotychczas każdy po kolei miał za zadanie krzyknąć tak lub nie, wyrażając swoje zdanie. Zajmowało to sporo czasu, a przede wszystkim… pozwalało na kombinacje w rodzaju przedłużania głosowania czy dokonywania podejrzanych targów na ostatnią chwilę. I z tego właśnie powodu Edisonowi i jego maszynie podziękowano serdecznie środkowym palcem.
Wynaleziony przez Edisona fonograf, czyli pierwsze urządzenie służące do rejestrowania i potem odtwarzania zapisanego dźwięku, okazał się sukcesem. Ale wynalazca nie byłby sobą, gdyby natychmiast nie zaczął poszukiwać sposobu na to, jak ten sukces dodatkowo spieniężyć. Jednym z pomysłów, jakie przetestował, były mówiące lalki. Dzisiaj to nic szczególnie zaskakującego, ale w czasach Edisona okazały się niewypałem.
Problem polegał na tym, że kosztowały dużo, a do tego – ze względu na ograniczenia małych, wbudowanych w nie fonografów – oferowały nędzną jakość. Trudno było w ogóle zrozumieć, co owe lalki „mówiły”, wobec czego cała sprzedaż ograniczyła się do jakichś pięciuset sztuk.
Głupie filmy powstawały na długo przed wynalezieniem YouTube’a… zresztą programy takie jak Śmiechu warte nie pojawiły się z niczego. Okazuje się jednak, że historia sięga o wiele dalej – a mianowicie do czasów powstawania pierwszych kamer filmowych. To właśnie na koncie wynalazcy, Edisona, znajduje się najstarszy utrwalony na taśmie filmowej wizerunek rdzennych Amerykanów, jak i… pierwszy w dziejach film z boksującymi się kotami. Mądre to nie było – ale z całą pewnością przełomowe. Jeśli więc ktoś chciałby wiedzieć, kto zapoczątkował ten trend, to pretensje kierować proszę właśnie w stronę Edisona.
Wiele kontrowersji wokół Thomasa Edisona dotyczy tego, jak traktował swoich pracowników. Chodzi między innymi o przypisywanie sobie ich zasług, co wskazywałoby, że wiele spośród jego patentów tak naprawdę należy się komuś innemu. Ale to nie koniec. Bo żeby zatrudnić się u Edisona, trzeba było „być chodzącą encyklopedią”, jak stwierdził jeden z kandydatów.
Wynalazca nie był wcześniej zadowolony z zatrudnianych absolwentów. Uznał więc, że każdego kolejnego kandydata będzie maglował z każdej możliwej dziedziny, wliczając w to astronomię, znajomość włoskich oper i ciekawostki na temat amerykańskich prezydentów. Oczywiście takie podejście nie zjednało Edisonowi sympatyków.
Przyzwyczailiśmy się już, że wiele muzeów nie ma wiele wspólnego z prawdziwą wartością naukową. To raczej zbiór osobliwości wokół wybranego tematu. Po części tak też jest w tym przypadku – bo w Muzeum Henry’ego Forda w Dearborn w Michigan oglądać można… probówkę z ostatnim oddechem Edisona. Otóż obaj pionierzy bardzo się przyjaźnili i kiedy Edison dogorywał, jego syn postanowił – w dobrych intencjach zapewne – sprawić taką specyficzną pamiątkę Fordowi. I jakkolwiek absurdalna się wydaje, rzecz faktycznie oglądać można wśród innych muzealnych eksponatów.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą