Dziś już mało kto pamięta o tych zawodach. A przecież jeszcze nie tak dawno mieszkańcy małych wsi nie wyobrażali sobie życia bez telefonistki. A w miastach mleczarz był szanowany jeszcze 35 lat temu...
W dawnych czasach, kiedy nie było lodówek, zawód mleczarza był zawodem cenionym. Dzięki niemu miało się zawsze świeże mleko. Ba, nawet w latach 80. mleczarze podstawiali pod drzwi butelki świeżego mleka.
Na początku XX wieku sporo pracowników w zakładach pracy nie umiało czytać. Gdy pracownik wykonywał monotonną pracę, szybko dochodziło do znużenia. Zatrudniano więc lektorów, którzy czytali gazety, a także i książki, by umilić czas pracownikom. Co najlepsze, dyrektor zakładu nie płacił lektorowi ani centa, wszystko szło z pensji pracowniczych (miały potrącenia na lektora). Bo to nie dyrektorowi, a pracownikom czytali.
Ludzi nie stać było na drogie zegary, więc zamawiali sobie budzenie poprzez pukanie do okna. Ludzie-budziki mieli swoje dzielnice i swoich klientów, którzy ich opłacali.
Dziś robi to automat, ale 100 lat temu kręgle ustawiały dzieciaki w zamian za symboliczną pensję. Może i pieniądze z tego nie były duże, ale chętnych do ustawiania kręgli wśród dzieciarni nie brakowało.
Zanim rozwinęły się urządzenia chłodnicze, ci, którzy kroili i rozwozili lód na brak pracy narzekać nie mogli. Lód wycinało się z jeziora i transportowało do odbiorców, którzy umieszczali je w specjalnych chłodniach lub piwnicach.
Na przełomie XIX i XX wieku pijawki były traktowane jako środek leczniczy, więc zapotrzebowanie na nie było duże. A łowcy pijawek nie mieli powodów do narzekań na brak pracy.
Zatrudnieni, by wytępić szczury z zakładów pracy, sklepów. Szczury w miastach jeszcze 100 lat temu były prawdziwą plagą.
Chodził wieczorem zapalając lampy, a nad ranem je gasił. Po wprowadzeniu elektryczności ten zawód znikł, poza dzielnicami, gdzie gazowe latarnie są pozostawione jako zabytek.
Wysoko kwalifikowany pracownik zecerni wykonujący skład ręczny lub maszynowy na potrzeby druku typograficznego. Skład odbywał się na podstawie załączonego materiału z adiustowanym wydrukiem lub maszynopisem. Zecer składał z materiału zecerskiego (czcionki i inne elementy) proste formy drukowe lub przygotowywał elementy tych form (szpalty, tabele, wzory) do późniejszego wykorzystania przez metrampaża. Zecerem była zarówno osoba pracująca w pojedynczych gotowych czcionkach fabrycznych, jak i operator odlewarki monotypowej składający tekst z bieżąco odlewanych pojedynczych czcionek (monotypów) składanych od razu w tekst, jak i operator odlewarki (składarki) linotypowej, tworzący od razu całe wiersze linotypowe tekstu szerokości szpalty.
W czasach kiedy ciężarówki nie woziły kłód drewna od miejsca wycinki do tartaku, by je dostarczyć na miejsce wykorzystywało się rzeki. Kłody puszczane były luzem albo na tratwach, a kierowali nimi flisacy. A flisakami kierował retman, czyli starszy flisak kierujący spławem.
Starsi bojownicy pamiętają jeszcze pewnie czasy, kiedy szczególnie na wsiach nie było jeszcze centrali automatycznych, a połączenia obsługiwały telefonistki. Dzwoniło się na centralę, zamawiało się numer, z jakim chciało się rozmawiać i... czekało się na magiczne słowo "łączę". To telefonistka dzwoniła na ten drugi numer i łączyła rozmowę z zamawiającym. Dziś rolę telefonistek przejęły centrale automatyczne.
Najczęściej młodzi chłopcy, którzy oddzielali węgiel od kamieni. Była to ciężka i monotonna praca. Jedno dziecko przerzucało codziennie po kilka ton urobku. Mało tego, gdy głazy węgla były za duże, należało je pokruszyć. Pomimo protestów przeciwko wykorzystywaniu dzieci do pracy w kopalni zarządy kopalń nic sobie z tego nie robiły. Proceder skończył się w latach 20. XX wieku, gdy prawnie zakazano dzieciom pracy w kopalniach.
Ludzie zatrudnieni do wykradania z grobów osób niedawno pochowanych i sprzedaży ich ciał uniwersytetom. Proceder rozwinął się na szeroką skalę w XIX wieku, kiedy to lekarze bardzo mocno zaczęli się interesować anatomią. Przyszli profesorowie uczyli więc studentów na zwłokach, a ponieważ w sposób legalny zdobycie ciała było bardzo trudne, to poradzono sobie z dostawami obiektów do badań w sposób nielegalny.
Albo też krzykacz miejski. Zawód nieznany w Polsce. Był to człowiek, który poruszał się po mieście i wykrzykiwał ludziom zarządzenia, jakie ustalił burmistrz czy szeryf. Czytał także wyroki sądowe, obwieszczając kogo i gdzie powieszą za złe występki.
Tego zawodu w Polsce chyba nie było. Kto to był i na czym polegała ich praca? Byli to robotnicy zatrudnieni do układania torów. Jeden z nich śpiewał, a reszta pracowała w rytm śpiewu. Dzięki czemu ustawiali wyboczone tory i nadawali właściwy kształt rozjazdom. A przy śpiewaniu jakoś łatwiej robota szła. Więcej o Gandy Dancer tutaj:
https://www.youtube.com/watch?v=lu7hBuhr-Ls
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą