Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Czasem trzeba kogoś zabić... - dziwne powody, dla których scenarzyści ukatrupili znanych filmowych bohaterów

79 016  
267   44  
Zazwyczaj aktorom zależy na tym, aby grana przez nich postać obecna była przed kamerą jak najdłużej i żeby przed końcem filmu włos jej z głowy nie spadł. Wiadomo – im więcej pracy, tym więcej hajsu, a szansa na kontynuację kinowego hitu zawsze jest świetną okazją, aby dodatkowo napełnić kieszenie cennymi dublonami. Czasem jednak bohatera trzeba uśmiercić...

Harrison Ford chce śmierci Hana Solo

Jaki interes miałbym mieć w sprzedawaniu figurek martwego Hana Solo? – miał George Lucas zapytać Harrisona Forda, który dość entuzjastycznie podszedł do pomysłu ukatrupienia swej postaci pod koniec „Powrotu Jedi”. Zresztą tak to sobie też wyobrażał scenarzysta filmu - Lawrence Kasdan. Nikt jednak nie dyskutuje z wolą człowieka, który kieruje gwiezdnowojennym biznesem. Han musiał więc czekać na spotkanie z Ponurym Żniwiarzem aż 32 lata. Fordowi bardzo zależało na tym, aby śmierć jego postaci była swego rodzajem poświęceniem dla większej idei. Ponadto musiałby to być zgon, który zostanie przez fanów zapamiętany na zawsze. Cóż, trzeba przyznać, że przebity mieczem świetlnym przez własnego syna, bohater spełnił wolę grającego go aktora.


Bohater Willa Smitha musiał zginąć przed kolejnym „Dniem Niepodległości”

Pierwszy „Dzień Niepodległości” był filmem przełomowym, a wrażenie, które ta produkcja robiła, wbijało w kinowy fotel. Minęło wiele lat i w końcu Roland Emmerich powrócił do realizacji nowej odsłony tego tytułu. W międzyczasie widzowie dorośli i przyzwyczaili się do sączących się z ekranu efektów specjalnych. Mimo ponownego pojawienia się przed kamerą znanych z oryginału aktorów, dzieło to było dość marne. Zabrakło klimatu, świeżości i… Willa Smitha.


Jego postać była w pierwotnym scenariuszu drugiej części, ale nowi scenarzyści postanowili pozbyć się jej i wstawić kilka mniej znanych, młodych twarzy. Powód? Kasa. Szefowie wytwórni 20th Century Fox nie chcieli nawet rozpoczynać negocjacji gaży z gwiazdorem. Aby jakoś wytłumaczyć brak jednego z kluczowych bohaterów pierwszej części, stworzono interaktywną stronę internetową zawierającą opis wydarzeń, które to miały miejsce pomiędzy dwoma filmami. Dowiadujemy się tam, że grany przez Smitha Steven Hiller zmarł podczas jednego z wojskowych eksperymentów.

Charlton Heston bardzo nie chciał wracać na „Planetę Małp”

Znany z takich superprodukcji jak „10 przykazań”, „Ben Hur” czy właśnie wspomniana „Planeta małp” gwiazdor nawet nie chciał słyszeć, aby marnować swój talent na udział w drugiej części filmu o astronautach terroryzowanych przez orangutany. Pod ogromnym naciskiem szefa 20th Century Fox, Richarda Zanucka, gwiazdor ostatecznie zgodził się wrócić do swej roli, ale tylko pod warunkiem, że jego bohater zostanie szybko uśmiercony. Ostatecznie więc Heston pojawił się jedynie w pierwszych minutach produkcji „W podziemiach planety małp” i na samym końcu filmu, gdzie zgodnie ze swoją wolą został ukatrupiony.


Mimo że artysta w ten sposób zagwarantował sobie, że już nigdy nie wróci do tej serii, to wiele lat później mogliśmy go zobaczyć w dość nędznym remake’u oryginału wyreżyserowanym przez Tima Burtona.

Kal Penn żegna się z „Doktorem House'em”

Nikt nie spodziewał się, że lubiany przez widzów Lawrence Kutner niespodziewanie strzeli sobie w łeb. Takiego obrotu spraw nie przewidzieli też pewnie i scenarzyści. Faktem jest jednak, że ci ostatni musieli szybko znaleźć pretekst do usunięcia z serialu tej postaci. Grający ją aktor Kal Penn dostał bowiem robotę u… Baracka Obamy, jako „łącznik pomiędzy Białym Domem a środowiskami przemysłu rozrywkowego oraz społecznościami Amerykanów pochodzących z Azji i wysp Pacyfiku”.


Smutne pożegnanie pani Wolowitz

Matka znanego z „Teorii Wielkiego Podrywu” Howarda nigdy nie pojawiała się na ekranie. Kojarzyliśmy natomiast jej donośny głos. Należał on do aktorki Carol Ann Susi. Niestety artystka ta zmarła na raka w 2014 roku, więc scenarzyści serialu postanowili uśmiercić także i jej bohaterkę.


„Dwóch i pół” minus Charlie Sheen

Dziwki, koks i morze whisky – z takich atrakcji zasłynął w ciągu ostatnich lat Charlie Sheen. Szkoda, bo to dobry aktor, który zagrał kilka znakomitych ról w produkcjach znanych i szanowanych reżyserów. Mimo słabej formy i uzależnienia od dragów, Sheen inkasował 1,8 miliona dolców za każdy odcinek „Dwóch i pół”. Trudno więc zrozumieć, czemu zdecydował się w prowadzonym przez niesławnego Alexa Jonesa programie radiowym zmieszać z błotem własnego pracodawcę – Chucka Lorre'a.


Wkurzony producent postanowił zabić bohatera serialu tuż przed premierą 9 sezonu. Zgodnie z wolą twórców serialu Charlie został potrącony przez pociąg, jednakże w kolejnych odcinkach pojawiają się informacje o nieznanych dotąd faktach na temat tej postaci, która to m.in. miała mieć skłonności biseksualne i zoofilskie. Później okazuje się, że bohater jednak przeżył spotkanie z pociągiem, pod który to został wepchnięty przez swoją narzeczoną, co to miała go nakryć w miłosnym trójkącie z prostytutką, mimem i kozą… Ostatecznie jednak postać ta (grana przez dublera Sheena) wraca na stare śmieci tylko po to, aby po kilku sekundach swego występu przed kamerą zostać zabita przez wielki fortepian, które spada jej na łeb.


Szef „Facetów w czerni” napadł po pijaku na bank

W dwóch pierwszych częściach serii o agentach tropiących nielegalnych kosmicznych imigrantów szefem tytułowych bohaterów jest Zed, w którego rolę wcielił się znany komik Rip Torn. Nieoczekiwanie w trzeciej odsłonie przygód sympatycznych facetów w czarnych garniturach okazuje się, że Zed is dead, a jego urząd pełni już kto inny.


Co zabiło Zeda? Ano alkohol, głupota i głupie pomysły. W 2010 roku Torn po pijaku włamał się do banku. Jak sam potem mówił - myślał, że był to jego dom. Przy okazji okazało się, że aktor miał przy sobie broń, na którą nie posiadał pozwolenia. Za swój wyczyn artysta skazany został na dwa i pół roku wiezienia w zawieszeniu oraz trzy lata kurateli. Wprawdzie reżyser „Facetów w czerni III” Barry Sonnenfeld twierdził, że zastąpienie Torna Emmą Thompson było kierowane chęcią wprowadzenia świeżości do serii, ale wszyscy wiedzą, że ten dyplomatyczny bełkot to tylko pic na wodę.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
3

Oglądany: 79016x | Komentarzy: 44 | Okejek: 267 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało