Dużo się mówiło o maturze w momencie zmiany na nową. Cały czas jeszcze są reminiscencje tamtych potyczek, ponieważ nowa matura ciągle traktowana jest w kategoriach eksperymentalnych. Pozwolę sobie zabrać również głos w tej sprawie i przedstawić - czysto hipotetyczną - moją wersję egzaminu maturalnego.
Na wstępie: stara matura mi się nie podobała. Nowa podoba mi się znacznie bardziej, jako że ja, ścisłowiec, nienawidzący historii literatury mam mściwą satysfakcję, że humaniści nienawidzący matematyki będą musieli ją zdawać, nie mogąc wykpić się np. pięcioma egzaminami z różnych języków. Ale nowego systemu też nie uważam za dobry. Dlaczego? Bo ciągle są przedmioty obligatoryjne, nie ma tak, że jeśli jakiegoś jednego (tylko jednego, ale konkretnie i ściśle zdefiniowanego) przedmiotu, na przykład języka polskiego, nie chcę zdawać, to mogę go nie zdawać.
A teraz obiecana moja koncepcja: tworzymy 5 bloków przedmiotów.
1. Przedmioty humanistyczne: język polski, historia, wiedza o społeczeństwie.
2. Przedmioty ścisłe: matematyka, fizyka, chemia, informatyka, geografia.
3. Przedmioty przyrodnicze: biologia, chemia, geografia, fizyka.
4. Języki obce.
5. Przedmioty artystyczne: muzyka, plastyka, wychowanie techniczne (w tym teoria).
W przedmiotach ścisłych i przyrodniczych niektóre się powtarzają, jednak moja koncepcja jest taka, że egzamin z chemii jako przedmiotu ścisłego byłby inny niż jako przyrodniczego (na co innego położonoby nacisk). Na takiej zasadzie, jak język angielski jest obecnie na wyższym poziomie jako przedmiot dodatkowy, niż jako język obcy.
Uczeń wybiera sobie 4 różne przedmioty należące do 4 różnych bloków i zdaje je na maturze, ma przy tym pełną swobodę wyboru bloku, z którego rezygnuje. W moim przypadku byłoby to: matematyka, chemia w wersji przyrodniczej, język angielski i muzyka z rezygnacją z bloku humanistycznego.
Spotkałem się z opinią, że obligatoryjne zdawanie języka polskiego jest dobre, bo sprawdza umiejętność wypowiadania się w tym języku, która jest bardzo ważna. To prawda. Ta umiejętność jest ważna, dużo istotniejsza, aniżeli znajomość historii polskiej literatury. I dlatego właśnie postuluję w swoim projekcie, żeby w zamian za rezygnację z obligatoryjnego języka polskiego przy każdym innym egzaminie (z wyjątkiem języka obcego) 10-15% punktów pozostawić w gestii polonisty. I matematyk, który poprawnie rozwiąże zadanie nie wymagające dodatkowych komentarzy, uzyska 100%, ale jeśli komentarze były potrzebne, a on popełnił w nich rażące błędy ortograficzne, dostanie 85% punktów za zadanie.
Takie podejście moim zdaniem nie dyskryminuje nikogo bez względu na zainteresowanie, nie faworyzuje także nikogo, jak to robi obecna stara matura (humanistów) i nowa (dyskryminacja miłośników przedmiotów artystycznych). Twierdzenie, że jest "kanon", który każdy maturzysta powinien znać, nie wytrzymuje moim zdaniem pytania, dlaczego w tym kanonie znajduje się Pan Tadeusz, a nie znajduje się twierdzenie Pitagorasa? Albo - jeśli chodzi o narodowe akcenty - przestrzenie Banacha? Przeciętnemu Kowalskiemu jedno i drugie tak samo przydaje się w praktyce - czyli na gwizdek.
A co Wy o tym sądzicie?
Pozdrawiam,
Na wstępie: stara matura mi się nie podobała. Nowa podoba mi się znacznie bardziej, jako że ja, ścisłowiec, nienawidzący historii literatury mam mściwą satysfakcję, że humaniści nienawidzący matematyki będą musieli ją zdawać, nie mogąc wykpić się np. pięcioma egzaminami z różnych języków. Ale nowego systemu też nie uważam za dobry. Dlaczego? Bo ciągle są przedmioty obligatoryjne, nie ma tak, że jeśli jakiegoś jednego (tylko jednego, ale konkretnie i ściśle zdefiniowanego) przedmiotu, na przykład języka polskiego, nie chcę zdawać, to mogę go nie zdawać.
A teraz obiecana moja koncepcja: tworzymy 5 bloków przedmiotów.
1. Przedmioty humanistyczne: język polski, historia, wiedza o społeczeństwie.
2. Przedmioty ścisłe: matematyka, fizyka, chemia, informatyka, geografia.
3. Przedmioty przyrodnicze: biologia, chemia, geografia, fizyka.
4. Języki obce.
5. Przedmioty artystyczne: muzyka, plastyka, wychowanie techniczne (w tym teoria).
W przedmiotach ścisłych i przyrodniczych niektóre się powtarzają, jednak moja koncepcja jest taka, że egzamin z chemii jako przedmiotu ścisłego byłby inny niż jako przyrodniczego (na co innego położonoby nacisk). Na takiej zasadzie, jak język angielski jest obecnie na wyższym poziomie jako przedmiot dodatkowy, niż jako język obcy.
Uczeń wybiera sobie 4 różne przedmioty należące do 4 różnych bloków i zdaje je na maturze, ma przy tym pełną swobodę wyboru bloku, z którego rezygnuje. W moim przypadku byłoby to: matematyka, chemia w wersji przyrodniczej, język angielski i muzyka z rezygnacją z bloku humanistycznego.
Spotkałem się z opinią, że obligatoryjne zdawanie języka polskiego jest dobre, bo sprawdza umiejętność wypowiadania się w tym języku, która jest bardzo ważna. To prawda. Ta umiejętność jest ważna, dużo istotniejsza, aniżeli znajomość historii polskiej literatury. I dlatego właśnie postuluję w swoim projekcie, żeby w zamian za rezygnację z obligatoryjnego języka polskiego przy każdym innym egzaminie (z wyjątkiem języka obcego) 10-15% punktów pozostawić w gestii polonisty. I matematyk, który poprawnie rozwiąże zadanie nie wymagające dodatkowych komentarzy, uzyska 100%, ale jeśli komentarze były potrzebne, a on popełnił w nich rażące błędy ortograficzne, dostanie 85% punktów za zadanie.
Takie podejście moim zdaniem nie dyskryminuje nikogo bez względu na zainteresowanie, nie faworyzuje także nikogo, jak to robi obecna stara matura (humanistów) i nowa (dyskryminacja miłośników przedmiotów artystycznych). Twierdzenie, że jest "kanon", który każdy maturzysta powinien znać, nie wytrzymuje moim zdaniem pytania, dlaczego w tym kanonie znajduje się Pan Tadeusz, a nie znajduje się twierdzenie Pitagorasa? Albo - jeśli chodzi o narodowe akcenty - przestrzenie Banacha? Przeciętnemu Kowalskiemu jedno i drugie tak samo przydaje się w praktyce - czyli na gwizdek.
A co Wy o tym sądzicie?
Pozdrawiam,
--
Pietshaq na YouTube