Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
pietshaq - Szkielet Szachisty · przed dinozaurami
Dużo się mówiło o maturze w momencie zmiany na nową. Cały czas jeszcze są reminiscencje tamtych potyczek, ponieważ nowa matura ciągle traktowana jest w kategoriach eksperymentalnych. Pozwolę sobie zabrać również głos w tej sprawie i przedstawić - czysto hipotetyczną - moją wersję egzaminu maturalnego.

Na wstępie: stara matura mi się nie podobała. Nowa podoba mi się znacznie bardziej, jako że ja, ścisłowiec, nienawidzący historii literatury mam mściwą satysfakcję, że humaniści nienawidzący matematyki będą musieli ją zdawać, nie mogąc wykpić się np. pięcioma egzaminami z różnych języków. Ale nowego systemu też nie uważam za dobry. Dlaczego? Bo ciągle są przedmioty obligatoryjne, nie ma tak, że jeśli jakiegoś jednego (tylko jednego, ale konkretnie i ściśle zdefiniowanego) przedmiotu, na przykład języka polskiego, nie chcę zdawać, to mogę go nie zdawać.

A teraz obiecana moja koncepcja: tworzymy 5 bloków przedmiotów.
1. Przedmioty humanistyczne: język polski, historia, wiedza o społeczeństwie.
2. Przedmioty ścisłe: matematyka, fizyka, chemia, informatyka, geografia.
3. Przedmioty przyrodnicze: biologia, chemia, geografia, fizyka.
4. Języki obce.
5. Przedmioty artystyczne: muzyka, plastyka, wychowanie techniczne (w tym teoria).

W przedmiotach ścisłych i przyrodniczych niektóre się powtarzają, jednak moja koncepcja jest taka, że egzamin z chemii jako przedmiotu ścisłego byłby inny niż jako przyrodniczego (na co innego położonoby nacisk). Na takiej zasadzie, jak język angielski jest obecnie na wyższym poziomie jako przedmiot dodatkowy, niż jako język obcy.

Uczeń wybiera sobie 4 różne przedmioty należące do 4 różnych bloków i zdaje je na maturze, ma przy tym pełną swobodę wyboru bloku, z którego rezygnuje. W moim przypadku byłoby to: matematyka, chemia w wersji przyrodniczej, język angielski i muzyka z rezygnacją z bloku humanistycznego.

Spotkałem się z opinią, że obligatoryjne zdawanie języka polskiego jest dobre, bo sprawdza umiejętność wypowiadania się w tym języku, która jest bardzo ważna. To prawda. Ta umiejętność jest ważna, dużo istotniejsza, aniżeli znajomość historii polskiej literatury. I dlatego właśnie postuluję w swoim projekcie, żeby w zamian za rezygnację z obligatoryjnego języka polskiego przy każdym innym egzaminie (z wyjątkiem języka obcego) 10-15% punktów pozostawić w gestii polonisty. I matematyk, który poprawnie rozwiąże zadanie nie wymagające dodatkowych komentarzy, uzyska 100%, ale jeśli komentarze były potrzebne, a on popełnił w nich rażące błędy ortograficzne, dostanie 85% punktów za zadanie.

Takie podejście moim zdaniem nie dyskryminuje nikogo bez względu na zainteresowanie, nie faworyzuje także nikogo, jak to robi obecna stara matura (humanistów) i nowa (dyskryminacja miłośników przedmiotów artystycznych). Twierdzenie, że jest "kanon", który każdy maturzysta powinien znać, nie wytrzymuje moim zdaniem pytania, dlaczego w tym kanonie znajduje się Pan Tadeusz, a nie znajduje się twierdzenie Pitagorasa? Albo - jeśli chodzi o narodowe akcenty - przestrzenie Banacha? Przeciętnemu Kowalskiemu jedno i drugie tak samo przydaje się w praktyce - czyli na gwizdek.

A co Wy o tym sądzicie?

Pozdrawiam,

--
Pietshaq na YouTube

madka
madka - Superbojownik · przed dinozaurami

Problem wiecznie istnieje, i nigdy sie nie skończy, bo zawsze są osoby, które chciałyby, żeby egzamin dojrzałości przebiegał pod kątem ich umiejętności. A jest to egzamin z wiedzy ogólnej.
Nie jestem humanistą, mam wieczne problemy z ortografią, stylistyką. Dlatego ja pisemnie nie zdawałem biologii, bo powiedziano mi, że będe miał odejmowane punkty za ortografię i mogę niezdać nawet jak się wykarzę wiedzą
Ale jest to egzamin dojrzałości i jednak wiedza z języka ojczystego przyda się każdemu dorosłemu człowiekowi. Zakres tej wiedzy pozostaje rzeczywiście do dyskusji. Ale i matematyka z jej logiką też jest konieczna, uczy myślenia.
Nie rozumię Twojego podziału na przedmioty ścisłe i przyrodnicze, dlaczego nie używać wcześniejszego przedmioty matematyczno-przyrodnicze, a zakres wiedzy uzależnić od tego, czy jest to przedmiot główny, czy dodatkowy
No i co z osobami, które się poczują dotknięte, że z powodu braku talentów artystycznych mają zmniejszoną możliwość wyboru, bo grupa piąta jest po za ich zasięgiem /ja miałem zakaz śpiewania na muzyce i musiałem tylko recytowac piosenki/ Ja w szkole miałem muzykę przez 1 rok, plastykę w połączeniu z wychowaniem technicznym dwa lata i jak to równoważyć z biologią - cztery lata
Madka

--
Logic is a systematic method of coming to the wrong conclusion with confidence.

Izium
Izium - Superbojownik · przed dinozaurami
A profos matury:

Matura, czyli dojrzenie (z łac.) ma podsumować zapamiętanie i zrozumienie lekcji, których adeptowi udzieliło w ramach zawodowej edukacji grono gogiczne, czyli szkoła, oraz Rodzina i Życie. Nie da się, moim nieskromnym zdaniem, oderwać tematu matury, od tematu excussezlemot szkolenia.

No to o szkoleniu. Najpierw zarys histeryczny. Od zakończenia 19go wieku nauczanie i wiedzy rozliczanie odbywało się w tzw. dyscyplinach, jako to geografia, historia, fizyka, chemia, języki własne i obce i tak dalej.
Kiedy adept zdał był egzamina z wielu kluczowych dyscyplin, miał szkolenie zaliczone.
Ale kiedy zaliczenie wielu dyscyplin ograniczono do zaliczenia ledwo kilku z nich, robi się przepychanka.
A ja się pytam, gdzie tu sens? Nauczamy geografii, biologii i niemieckiego, a egzaminujemy z polskiego i angielskiego, ku zadowoleniu społeczeństwa?
Tymczasem w wykształceniu tzw. ogólnym brakuje od wielu lat kilku zasadniczych spraw, przygotowujących adepta do życia w dzisiejszym świecie. Pierwsze, najprostsze z brzegu to: prowadzenie finansów domowych i używanie banków, oraz domowa medycyna codzienna (i żeby nie mylić z "naturalną"). Raptem wszystkiego dodali posługiwanie się myszą komputerową, ale wyjaśnienie globalnej sieci jest już opcjonalne...
A i stare, zasłużone dyscypliny mają wady. Klasyczny przykład to wpieranie wiedzy encyklopedycznej przy odpuszczeniu kwestii zrozumienia. Bo encyklopedię łatwiej wypunktować, niż myślenie. Już o tym gdzieś komuś powiadałem.
Trzecia kwestia, to podział na humanistów i resztę. Tu nie mam ochoty na żadne dyskusje, tylko ostatecznie i definitywnie oświadczam, że podział jest bezsensowny, a jak kto mnie nie rozumie, to niech wie, że ten podział jest do du.
Bo jakaś idiota ustaliła, że ten, kto głaszcze kwiatki i opiewa ich płatki, to humanista, zaś ten, co te płatki policzy i do odpowiedniej rodziny kwiatków zaliczy, to inna -ista. Totalna bzdura. Podział na obłąkanych i wyuzdanych. Fe.
Dla mnie normalny ludź na poziomie może znać literatury więcej, oder mniej, ale wie, co to książka, czemu trzeba czytać, a piękno kwiatów przez skórę odczuwa. Zna też zasadę zachowania energii i wie, kiedy prąd może porazić, chociaż o fizyce kwantowej tylko słyszał. Ktoś kiblujący w historii i ktoś zasmołowany w równaniach Maxwella nigdy świata pojąć nie będzie w stanie. Zawodowi filozofowie dodatkowo gmatwają, bo piękna nie uchwycili, a równań nie zrozumieli.
Nauka ma być taka, żeby (raz) nauczyć podstawowych sprawności do życia w dzisiejszym świecie, oraz (dwa) pokazać dyscypliny wiedzy, które mogą pasjonować, zaspokajać, cieszyć i codzienny dochód oraz poczucie wartości przynosić. W nauce, w produkcji, w sztuce, w usługach.
Więc matura po mojemu to ma być najpierw umiejętność dawania sobie rady w tym świecie, gotowania zupy, inwestowania pieniążków i rozumienia prawa. A także ciekawości świata i umiejętności szukania wiedzy. Nazwijmy to maturą małą.
A dalej cenienia literatury i znajomości jej podstawowych haseł, rozumienia historii, używania prawa Ohma, zrozumienia tektoniki płyt, czytania polityków, orientacji w genetyce, odróżniania wierszy od prozy, nazywania kolorów i zapachów, interpretacji prawa, poczucia więzi wspólnoty i zrozumienia zasad moralności i wiary. Nazwijmy to maturą dużą.
Osobna kwestia, to znajomość języków. Ten sam dla mnie rozdział, co umiejętność obsługi komputra, co uprawnienie do prowadzenia pojazdów lub certyfikat 1,5 kilowolta dla elektryka. Czyli bardzo przydatna sprawność.

Jak to rozliczyć? Wbrew pozorom da się z niezłym skutkiem. Ale i tak nagadałem tyle, że interwencja pięknej moderatorki wisi mi nad karkiem, więc na tym swój wyskok chwilowo kończę.

--
Gdyby życie było takie proste, to nie byłoby takie skomplikowane

lujeran
lujeran - exSuperbojownik · przed dinozaurami
Dzień dobry! mam wrażenie, że obaj moi przedmówcy poszli za daleko w teorię, przy pomocy więc enuncjacji ~pietshaqa spróbuję sprowadzić ich na ziemię.
Dla mnie problem postawiony przez ~pietshaqa jest tekstem człowieka stojącego oko w oko z praktyką dnia codziennego i usiłującego sprostać jej wymaganiom formalnym tj. zdobyć papierek pod nazwą "swiadectwo dojrzałości" a nie wątpię, że i "dyplom ukończenia studów wyższych".
Tymczasem:
- Madka założył, że zdobywanie wiedzy i umiejętności w zakresie zwanym "dojrzałością społeczną" w ogóle ~pietshaqa interesuje. A kto Ci to powiedział? ~Pietshaq ? Nie zauważyłem. On chce spełnić wymagania jakie ktoś postawił przed nim jak najmniejszym kosztem - i to jest logiczne! Jest kwestią odrębnej refleksji ocena nauczycieli, którzy wykładali mu pewne przedmioty nie umiejąc przekazać ich sensu ale w tym przypadku pretensje do niego są w przynajmniej 50% nieuzasadnione.
Co do zakresu wiedzy ogólnej - czy ktoś kiedyś określił ten zakres pod kątem potrzeb świata, kraju, społeczeństwa a wreszcie jednostki? Nie słyszałem. Za to wiem jak wygląda praktyka ustalania zakresu wiedzy niezbędnej do zaliczenia takiego czy innego egzaminu - jest to walka interesów różnych grup wewnątrz ciał edukujących nie nosząca nawet śladu odniesień ogólnych.
- Izium początkowo bliski był "prawdy o praktyce" nazywając maturę sprawdzianem " z zapamiętanych lekcji"(cytat niedokładny) - czyli bliski podejścia ~pietshaqa choć Jego uwagi odnoszące się do banków, finansów itd. a należące do tzw. umiejętności ( w odróżnieniu od wiedzy) niekoniecznie muszą sie wiązac z maturą - tego powinno sie uczyć od zerówki.
W tym miejscu dygresja: ś.p. L.Ćwierczakiewiczowa, którą kojarzymy na ogół z przepisami kulinarnymi była przede wszystkim mistrzynią w organizacji gospodarstwa domowego i to na jej publikacjach bazowały pensje dla panien mających w przyszłości stać się paniami domu.(koniec dygresji )
Izium, podział na dyscypliny znany jest od starożytności i konieczny ze względów oczywistych, dla których szkoda tutaj miejsca. W polskim nauczaniu też znany jest od dawna. Dysponuję pytaniami egzaminacyjnymi ze szkół jezuickich z połowy XVIII w. w bardzo ścisłym podziale dyscyplinarnym.
Inną wagę ma refleksja Iziuma dot. tego, że wąsko wykształcony historyk, matematyk czy biolog "nie pojmie nigdy świata" (cyt. nied.) Jest to chyba bardziej tragiczna prawda o naszych czasach niż się na ogół sądzi. Nie mają z tym problemu ludzie, dla których nauka jest zawodem bądź życiową pasją. Ci na ogół bardzo szybko dochodzą do wniosku, że zasklepianie się w jednej dziedzinie jest " kołowrotkiem chomika". Ze względu na oszczędność miejsca nie będę tłumaczył co mnie - historyka z zawodu i z pasji skłoniło do zainteresowania się fizyką mikrocząsteczek (choć w szkole traktowałem fizykę tak jak ~pietshaq historię literatury)
Nie mają z powyższym problemem kłopotu ludzie, którzy kończą edukację na poziomie średnim - ogólnym. Oni - paradoksalnie - przez rezygnację z dalszej edukacji zorganizowanej chronią się przed nawykami zawężania zainteresowań do jednej dziedziny i pozostają otwarci na świat.
Z powyższego rozumowania wynika więc, że grupą z definicji niemalże najmniej predystynowaną do "pojmowania świata" są absolwenci wyższych uczelni, którzy na poziomie magisterskim kończą swe edukacyjne zapasy. By dodatkowo podbudować "nastrój grozy" przypomnę, że to właśnie ta grupa rządzi światem i decyduje o jego obliczu.
Zdaję sobie oczywiście sporawę z całej prowokacyjności powyższego twierdzenia ale stosując prawidła logiki formalnej (na studiach humanistycznych też tego uczą) - trudno dojść do innego wniosku.
Wracając do ~Pietshaqa - jest on ofiarą ( ! Pietshaq - wybacz słowo - wiem, że jestes kolegą - to nic osobistego ,jedynie problem) sztucznie wywołanego zapotrzebowania na edukacje. Jak bardzo sztucznie - można to sprawdzić na przykładzie panienek (nazwiska i adresy w notesie), które przyjęto do pracy m.in. w bankach gdzie wykonują mechaniczne czynności z jakimi poradziłaby sobie co bardziej rozgarnięta absolwentka zawodówki , a od których pracodawca żądał wykształcenia wyższego (nie mówię o stanowiskach menedżerskich czy koncepcyjnych). Po co ??? Przy tym (rzecz do sprawdzenia) pracodawcy było najzupełniej obojętne jaki kierunek kończyła kandydatka na referenta czy jak to sie tam nazywa. Mogę sypać konkretnymi przykładami absolwentów studiów humanistycznych wykonywujących najbardziej nieprawdopodobne zawody.
Analiza tej paranoi zajęłaby zbyt dużo miejsca - pozostańmy więc póki co na jej skonstatowaniu.
~Pietshaq o tym wie. Wie doskonale, że wymagania szkoły, studiów, pracodawców a wreszcie życia mają się często nijak do siebie nawzajem. Co mu zostaje? Starać sie o papierek, który będzie dla niego przepustką do przyszłości. I robi to! A że chce to osiągnąć jak najmniejszym kosztem - to jedynie świadczy , że umie rozumować logicznie! Madka - obserwując swoje ulubienice na co dzień , wiesz najlepiej z nas, że jest w przyrodzie zjawisko zwane ekonomiką zachowań. Nikt nie wykonuje ruchów niepotrzebnych. Ja obserwując swoje koty widzę to co dzień.
Summary: to jest chore. Czekam na dyskusję o stanie polskiej nauki. Czekam by jakiś nieortodoksyjny socjolog przeprowadził badania nad potrzebami edukacyjnymi społeczeństwa mającymi swe źródło w świadomości a nie wymaganiach rynku pracy.


--
Podpisz=pomóż! https://ratujmyhematologie.pl/

madka
madka - Superbojownik · przed dinozaurami
No cóż, rzeczywiście może i się zagolopowałem w swoim idealiźmie, że ktoś zdobywa wiedzę, bo interesuje go poznanie. Ale w takim razie o czym ta dyskusja Skoro decydujemy się na realizację naszych marzeń posiadania papierka to oczywiście jak najbardziej słuszne jest podejście "maksymalne zyski przy minimalnych kosztach" i należy walczyć o to. Ale jednocześnie wchodząc w ten konwenans nie dziwmy się, że ktoś ustawił przeszkody na naszej drodze. Ci co przez to przeszli walczą o zachowanie elitarności
Tyle trucia trzy po trzy. A tak od siebie, to co warto się nauczyć, to jak się uczyć jak zdobywać i weryfikować wiedzę, czyli samodzielnego myślenia.
A wracając do wyglądu matury i wiecznie niezadowolonych jakiś grup. Myślę, że w tej chwili najważniejsze to określenie od samego początku stałych i niezmiennych reguł, żeby idąc do pierwszej klasy wiedzieć z czego się trzeba przygotować bo na koniec z tego się będzie odpowiadało, a nie że ma miejsce sytuacja, kiedy reguły zmienia się tuż przed samym egzaminem.
I mogą to być po prostu wrzucone wszystkie przedmioty do kupy, z których 5 trzeba zdać w stopniu zadowalającym.
BTW Lujeran, o stanie polskiej nauki nie będziemy rozmawiać. Lepiej nawet kijem tego nie ruszać, bo śmierdzi /i nie tylko polska, to jest po prostu biznes/. No ja chyba mało humanistą jestem, nie ten styl i jakoś tak krótko mi wyszło pisanie

--
Logic is a systematic method of coming to the wrong conclusion with confidence.

jimmy_michel
Ja tu tylko moje 3 grosze. Maturę zdałem 2 lata temu (jak ten czas leci i wcale nie uważam, że te przedmioty obligatoryjne są takie "be". Po pierwsze chciałbym zauważyć, że matura kończy "Szkołę średnią" a co zatym idzie kształci człowieka o średnim wykształceniu, który musi "średnio" się na wszystkim znać Na rozwijanie tych np. ścisłych zapędów jeszcze przyjdzie czas i wiem co mówię bo mam kolegę na matematyce i wierzcie mi ten kierunek to aż nadto
Tak więc życzyłbym sobie jednak tego , abym mógł pogadać z osobą po liceum o wszystkim(w tym teatr, polityka, kultura itp.) a nie tylko o pracy ew. dokonaniach naukowych I uwierzcie mi, że później nie ma już czasu na sięganie do literatury, a do emerytury nam wszystkim daleko
Pozdrawiam

Izium
Izium - Superbojownik · przed dinozaurami
Trzy odpowiedzi? Rekord niepoczytalności. No to wrzucę:

Panie Profesorze Lujeran,
Dzięki, za kubeł zimnej wody i sprowadzenie do parteru.
masz rację. Rozumiem słuszny zapał Bojownika Pietshaq'a do znalezienia pośród łaskawie nam panujących formalizmów linii najmniejszego oporu i zyskania maksymalnych efektów przy minimalnym wysi(ł)ku. Przy okazji trzymam kciuki, bo (a)bojownik to bojownik i (b)biurokracja to ####### (albo i gorzej).

Na swoją obronę mam tylko dwa argumenty:
A RAZ, że przy okazji swój sposób widzenia nauczania przedstawić tu chciałem i przedstawiłem. Co jest kwestią mniejszej wagi.
A DWA, że ja i moja Pani uczyliśmy bachorstwo, czemu szkoła służy, jak z niej korzystać, jakie znaczenie mają papiery typu matura i jak je najtaniej pozyskać. Ale także, jak przy okazji nauki nabawić się wiedzy i świata rozumienia, choćby przez zrozumienie codziennych zachowań swoich nauczycieli. To jest kwestią większej wagi, Profesorze, więc się uprę.

Świat taki, że prawo jazdy kupić sobie można. Co gorsza, udział w kursach prowadzenia pojmech o prowadzeniu pojmech wiedzy nie daje. Biliwmi, 25lat pracowałem kierownicą zawsze i wszędzie, a przeżyłem dzięki naśladowaniu zawodowych kierowców (miałem luksus towarzyszyć) i dzięki prywatnemu, pozakursowemu zrozumieniu, osotuchozi.
Certyfikat jest certyfikat, ale za kwadrans trzeba samemu sobie, nawet bez świadków, z tym papierem dać sobie radę w sytuacjach przez ten certyfikat opisanych. A tego szkoła uczy źle, lub wcale.
I dlatego bezczelnie od zdobycia papieru automatycznie do zdobycia wiedzy i umiejętności przeszedłem. Za co z obu stron przepraszam.
Mam nadzieję, że będzie okazja Panaprofesorskie i moje poglądy omówić osobiście, nawet przy piwie, nawet zaklapytrzymawszysię.

Póki co, sukcesów Pietshaq. Podoba się, czy nie, to jest zwalczalne.

--
Gdyby życie było takie proste, to nie byłoby takie skomplikowane

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.

Nie wiem jak jesteś zorientowany w nowej maturze. Załozenia nowej matury to przygotowanie ucznia do tego co go czeka na studiach. Będę w kwietniu pisać nową maturę. Wygląda ona tak:

Składa się z części obowiązkowej i dodatkowej.

Część obowiązkowa to j.polski (ustny i pisemny), j. obcy nowożytny (ustny i pisemny) oraz przedmiot wybrany (z puli przedmiotów) przez ucznia (pisemny). Każdy z tych przedmiotów (oprócz j. polskiego ustnego) można zdawać na poziomie podstawowym lub rozszerzonym. Wyboru dokonuje uczeń.
Matematyka nie jest przedmiotem obowiązkowym, należy do puli przedmiotów z których uczeń wybiera trzeci przedmiot.

Część dodatkowa:
W części dodatkowej uczeń może zdać maksymalnie 3 przedmioty na poziomie tylko rozszerzonym.

Wniosek: jedynym obowiązkowym przedmiotem jest język polski jako język ojczysty. Pozostałe uczeń wybiera sam.

madka
madka - Superbojownik · przed dinozaurami
No i piękne skrócenie całego problemu, bo myślę, że chyba nie należy się sprzeczać czy komuś żyjącemu w Polsce jest potrzebna znajomość języka polskiego i umiejętność poprawnego wyrażania swoich myśli.

--
Logic is a systematic method of coming to the wrong conclusion with confidence.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
pietshaq - Szkielet Szachisty · przed dinozaurami
Madka: sądzę, że w istocie nie należy się sprzeczać. Uważam, iż umiejętność ta jest potrzebna. Zadaję sobie tylko pytanie, czy żeby zostać zawodowym informatykiem z papierami, który będzie umiał się poprawną, czystą polszczyzną porozumieć na każdy temat, na jaki postanowi porozmawiać, musi w tym celu koniecznie czytać Sienkiewicza.
No dobra, przykład o tyle chybiony, że przebrnąłem przez liceum nie przeczytawszy ani kawałka Sienkiewicza (z wyjątkiem "W pustyni i w puszczy"), z czego do dziś jestem dumny. Pytanie tylko, jak sprawa się ma od strony formalnej.

--
Pietshaq na YouTube

madka
madka - Superbojownik · przed dinozaurami
Niestety trudno polemizować, co jest kanonem, a co nie w literaturze pięknej i nie tylko, i dlaczego właśnie Sienkiewicz. Ja tam nie dałem rady żadnej jego książce, za bardzo sztampowe /ciekawe ile osób poczuje się teraz dotkniętych/, ale taka była potrzeba chwili gdy to pisał. Tylko, że jak dla mnie wszystkie części trylogii są takie same. Wielka miłość, obowiązek, wzywa ojczyzna. Prywata potem, kończy się na gromadce dzieci, no troszkę tutaj to samo wysadzenie nabrużdziło.
A co ma być czytane decyduje większość, w tym wypadku Ci co są u władzy

--
Logic is a systematic method of coming to the wrong conclusion with confidence.

lujeran
lujeran - exSuperbojownik · przed dinozaurami
Madka, teraz podszedłes do Sienkiewicza dokładnie jak Amerykanie, których tak krytykujesz. Musi być "story" . A jak nie ma "story" to nie robimy filmu! Sienkiewicz nie jest w tzw. kanonie dlatego, że opowiadane przez niego historie są tak samo pasjonujące jak kiedyś dla naszych mam czy babć. On jest przede wszystkim mistrzem języka na co zwracam uwagę bo rozmawiamy z ~Pietshaq-iem o maturze z jęz. polskiego. To kogo byś chciał pokazać uczniowi? Niedawno odbyłem zabawną rozmowe z pewną młodą damą, która zachwycała się językiem Pratchetta. Była lekko zszokowana kiedy nazwałem jego utwory (pod względem językowym) średnim naśladownictwem ...Makuszyńskiego. Nie wiedziała kto to! Po przeczytaniu dwóch książek - przyznała mi rację. Nie ma w literaturze polskiej pisarza, który tak swobodnie (i prawidłowo) posługuje sie staropolszczyzną jak Sienkiewicz. Jeśli zaś pani od polskiego nie potrafi wytłumaczyć na czym polega znaczenie świadomości historii własnego języka i zmian w jego obrębie - to nie wiń za to Sienkiewicza.
Do ~Pietshaq-a nauka polskiego na takich mistrzach jest po to , że gdy zostaniesz już informatykiem (trzymam kciuki) będziesz umiał się płynnie wysłowić i opowiedzieć o istocie i wspaniałości swoich projektów. Kanon lektur szkolnych budowany jest także o to kryterium.
Pozdrowionka.

--
Podpisz=pomóż! https://ratujmyhematologie.pl/

madka
madka - Superbojownik · przed dinozaurami
Lujeran, to nie problem, że nie ma "story" i dla mnie nie musi to się kończyc happy endem. Przeczytałem kilka książek, których na pewno nie można nazwać "książkami akcji". Ale wszystkie trzy części są za podobne do siebie, ja odbieram je jako tę sama historię opisana na różne sposoby. A język owszem, tyle, że nie wiem, czy zauważyłeś jak różni się tekst w zależności od wydawcy. Nie znam łaciny i strasznie niewygodnie jest szukanie tłumaczeń na końcu tomu. A bez tekstów łacińskich to już nie ma to tego smaczku. I mnie /mimo, że jestem biologiem/ rozłożyły długie opisy krajoznawcze. Próbowałęm czytac każdą część i nie przebrnąłem.

--
Logic is a systematic method of coming to the wrong conclusion with confidence.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Co do matury: zdawałem ją dawno, ale patrzę na nią pragmatycznie.
Wg mnie, każda osoba po szkole średniej powinna zdawać język polski, bo jego znajomośc zawsze się przyda. Jeśli ktoś zostanie informatykiem, i tak przyjdzie mu pisać różne kwestie w języku nieinformatycznym ;). A nieznajomość naszej ortografii mnie po prostu irytuje. Błędy gramatyczne czy interpunkcyjne są może mniej irytujące, ale mne też rażą, nawet w necie.

Natomiast co do matmy - umiem wykonywać podstawowe działania, a co to są całki, wiedzieć nie muszę. Z sinusami, cosinsusami mialem do czynienia pod koniec podstawówki, ale teraz poza tym, że istnieją, niczego więcej nie pamiętam. Po prostu, to mi nie jest do niczego potrzebne.

Wg mnie, język polski powinien pozostać na maturze obowiązkowy, bo od posługiwania się nim nie uciekniemy, natomiast co do maty - mam wątpliwości. Jeśli już, to na poziomie elementarnym, tzn. sprawdzeniu umiejętności dodawania, odejmowania, mnożenia, dzielenia...
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj