Katastrofa w Czernobylu stała się pożywką dla mediów i organizacji ekologicznych w ich misji straszenia społeczeństwa atomem. Tymczasem niektórzy całkiem poważni naukowcy wołają na puszczy, że ilość ofiar wcale nie była tak wielka, że ulegliśmy masowej histerii itp.
Niewątpliwie wybuch w Czernobylu zahamował rozwój energetyki jądrowej; straszono nas wyliczeniami o tysiącach bezpośrednich ofiar radiacji, wzmożonym ryzyku raka, pokazywano zdeformowane dziecko urodzone po incydencie...
Teraz stawiam ciekawe pytania.
Jeden, a nawet kilka przypadków wad genetycznych i nowotworów nie dowodzi, że są skutkami awarii elektrowni. Wady genetyczne i przypadki raka zdarzają się przecież spontanicznie i nie można konkretnie wskazać jednej przyczyny danego przypadku. Aby poznać prawdziwe skutki potrzebna jest wieloletnia statystyka z lat po wybuchu - chętnie zbierana, bo jest wodą na młyn "zielonych" i innych bojowników - i porównanie jej z danymi z lat wcześniejszych - takich danych jest mało, bo wtedy nie było koniunktury na straszenie ludzi mutantami. Ale jeśli nawet wzrost jest obserwowany, to czy krzykacze porównują te dane ze skutkami innych działań człowieka?
Nie słyszałem.
Konkretnie chodzi o elektrownie węglowe, spalanie ropy itp. Energetyka atomowa jest alternatywą dla tych zadymiarni. Faktem jest, że tradycyjne kominy emitują wiele zanieczyszczeń, gazy wzmagają efekt cieplarniany prowadząc do zmian klimatu, ergo susze, powodzie, huragany, el Nińo... Jakoś nikt nie organizuje takiej nagonki na węgiel i ropę jak na atom. Jeśli zanieczyszczenia atmosfery powodują więcej chorób i nieszczęść niż katastrofa w Czernobylu (wiele na to wskazuje), to dlaczego społeczeństwo nie chce energii jądrowej? Tym bardziej, że kominy dymią ciągle, zaś dobrze projektowane i nadzorowane elektrownie jądrowe mogą nie wybuchnąć ani razu przez cały okres swej pracy.
Elektrownie wodne uważane są za bardzo ekologiczne i bezpieczne, ale aby działały trzeba zbudować tamę i spiętrzyć wodę. We Francji coś koło 1960 roku zniszczenie zapory rzecznej spowodowało w bezpośrednim następstwie śmierć ponad czterystu osób. Był to pojedynczy przypadek, zupełnie jak w Czernobylu, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie wywodzi z niego ogromnej szkodliwości elektrowni wodnych.
Przebywając z osobami palącymi i wdychając dym tytoniowy mam chyba większe szanse zachorowania na raka, niż z powodu Czernobylskiej katastrofy; co o tym sądzicie? A co z aktywnymi palaczami? Niech no który zaprotestuje przeciwko energetyce jądrowej bez zdania: "codziennie zwiększam u siebie szansę wystąpienia raka płuc, ale nie godzę się na raka tarczycy z powodu Czernobyla" - będzie miał we mnie osobistego wroga.
Czy palacze częściej umierają z powodu palenia, czy choroby popromiennej lub białaczki po wybuchu elektrowni jądrowej?
Ilu ludzi ginie w wypadkach drogowych? W samej Polsce kilka tysięcy osób rocznie. Czy myślicie, że od całej energetyki jądrowej ginie więcej? Jakoś nikt nie blokuje fabryk samochodów czy szkół nauki jazdy tak ochoczo, jak budowy nowych elektrowni atomowych. Ba, ludzie boją się latać samolotami, a jest to dużo bardziej bezpieczne niż jazda samochodem. Gdzie sens, gdzie logika?Antyatomiści jadąc samochodami na protest np. przeciwko budowie elektrowni stwarzają ogółem większe zagrożenie dla życia innych ludzi (i dla środowiska) niż dobrze zaprojektowana elektrownia!
Co sądzicie o tym? Czy strach przed energetyką jądrową przy codziennym narażaniu się na wypadek drogowy (choćby przekraczając ulicę) nie wygląda jak irracjonalny lęk przed myszą podczas wkurzania lochy z warchlakami?
Niewątpliwie wybuch w Czernobylu zahamował rozwój energetyki jądrowej; straszono nas wyliczeniami o tysiącach bezpośrednich ofiar radiacji, wzmożonym ryzyku raka, pokazywano zdeformowane dziecko urodzone po incydencie...
Teraz stawiam ciekawe pytania.
Jeden, a nawet kilka przypadków wad genetycznych i nowotworów nie dowodzi, że są skutkami awarii elektrowni. Wady genetyczne i przypadki raka zdarzają się przecież spontanicznie i nie można konkretnie wskazać jednej przyczyny danego przypadku. Aby poznać prawdziwe skutki potrzebna jest wieloletnia statystyka z lat po wybuchu - chętnie zbierana, bo jest wodą na młyn "zielonych" i innych bojowników - i porównanie jej z danymi z lat wcześniejszych - takich danych jest mało, bo wtedy nie było koniunktury na straszenie ludzi mutantami. Ale jeśli nawet wzrost jest obserwowany, to czy krzykacze porównują te dane ze skutkami innych działań człowieka?
Nie słyszałem.
Konkretnie chodzi o elektrownie węglowe, spalanie ropy itp. Energetyka atomowa jest alternatywą dla tych zadymiarni. Faktem jest, że tradycyjne kominy emitują wiele zanieczyszczeń, gazy wzmagają efekt cieplarniany prowadząc do zmian klimatu, ergo susze, powodzie, huragany, el Nińo... Jakoś nikt nie organizuje takiej nagonki na węgiel i ropę jak na atom. Jeśli zanieczyszczenia atmosfery powodują więcej chorób i nieszczęść niż katastrofa w Czernobylu (wiele na to wskazuje), to dlaczego społeczeństwo nie chce energii jądrowej? Tym bardziej, że kominy dymią ciągle, zaś dobrze projektowane i nadzorowane elektrownie jądrowe mogą nie wybuchnąć ani razu przez cały okres swej pracy.
Elektrownie wodne uważane są za bardzo ekologiczne i bezpieczne, ale aby działały trzeba zbudować tamę i spiętrzyć wodę. We Francji coś koło 1960 roku zniszczenie zapory rzecznej spowodowało w bezpośrednim następstwie śmierć ponad czterystu osób. Był to pojedynczy przypadek, zupełnie jak w Czernobylu, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie wywodzi z niego ogromnej szkodliwości elektrowni wodnych.
Przebywając z osobami palącymi i wdychając dym tytoniowy mam chyba większe szanse zachorowania na raka, niż z powodu Czernobylskiej katastrofy; co o tym sądzicie? A co z aktywnymi palaczami? Niech no który zaprotestuje przeciwko energetyce jądrowej bez zdania: "codziennie zwiększam u siebie szansę wystąpienia raka płuc, ale nie godzę się na raka tarczycy z powodu Czernobyla" - będzie miał we mnie osobistego wroga.
Czy palacze częściej umierają z powodu palenia, czy choroby popromiennej lub białaczki po wybuchu elektrowni jądrowej?
Ilu ludzi ginie w wypadkach drogowych? W samej Polsce kilka tysięcy osób rocznie. Czy myślicie, że od całej energetyki jądrowej ginie więcej? Jakoś nikt nie blokuje fabryk samochodów czy szkół nauki jazdy tak ochoczo, jak budowy nowych elektrowni atomowych. Ba, ludzie boją się latać samolotami, a jest to dużo bardziej bezpieczne niż jazda samochodem. Gdzie sens, gdzie logika?Antyatomiści jadąc samochodami na protest np. przeciwko budowie elektrowni stwarzają ogółem większe zagrożenie dla życia innych ludzi (i dla środowiska) niż dobrze zaprojektowana elektrownia!
Co sądzicie o tym? Czy strach przed energetyką jądrową przy codziennym narażaniu się na wypadek drogowy (choćby przekraczając ulicę) nie wygląda jak irracjonalny lęk przed myszą podczas wkurzania lochy z warchlakami?
--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!