To były ostatki. Jam jeszcze w liceum byłem. Uczyłem sie do olimpiady z WOSu. Obłożon róznej maści księgami naukowymi, przyswajałem wiedze tajemną o państwie i społeczeństwie. Wtem , w progi domu ( zamiast jak zawsze o 18.13 ) o 18. 32 wchodzi matula krokiem chwiejnym mało powiedziane ( styl od ściany do ściany ) z gromkim jak na jej wzrost ( 165 cm) okrzykiem :
- Twarze w wiadro - ( czytaj: Mordy w kubeł, cicho sza, jestem trzeźwa )
Otóż trzeźwa nie była. Za matulą, wtacza sie tatulo z ich wspólną koleżanką PaniąZnamySieOdZawsze. Ponieważ w domu, przy okazji, akurat przebywała niezwykle imprezowa koleżanka mojej siostry, zaczęło sie spożywanie ( "Hogata, topimy śledzika!!!" - 46 razy zakrzyknął był ociec, jakby Hogata stała 3 kilometry od niego w 48 metrowym mieszkaniu ). Także i mnie zaproponowano (pij nie stękaj, synu!!) piwo. Więc wypili my wszyscy, przy akompaniamencie muzy, nie najwyższych lotów ( "syn!! taśme przynieś!!! "- taśma to w slangu 52 -latków płyta CD z Amadeo, itp ). Rodzice pili, młodzież ( siostra, Hogata i ja )rozeszliśmy sie do swoich obowiązków, tudzież pokojów. Za potrzebą udałem się do kuchni, co by lodówkę opróznić. Otwieram drzwi od kuchni. Tato tańczy z PaniąZnamySieOdZawsze. Matula uchachana,a cała podłoga we krwi. Otóż tato, w ferworze tanga, strącił kieliszek, kieliszek się był stłukł, a tato ( do dziś mówimy na niego fakir ) tańczył na szkle, boso. Stoje wryty.
ja - o kurwa!! co wy robicie, trza na pogotowie dzwonić!!
oni - o już..!! pewnie, co jeszcze!! zamieszanie na całą klatke schodową!!
Udałem sie wiec byłem do starszej siostry i Hogaty ( Hogata pielęgniara ). No i dzwonimy na pogotowie ( słuchawke wyrywa w międzyczasie roztańczona krwawa trójca ). Okazało sie, że pogotowie nie przyjedzie ( to był czas strajków i Kas Chorych, nie to co dzisiejszy NFZ ) nakazano dojazd taksówką. Do trojga starców dotarło, że sytuacja jest poważna, tatulo zaczyna słabnąć.Więc dzwonimy po taxi. Tyle, że pozostaje pewien problem natury logistycznej. Sprowadzić 120 kilowego samca z rozwaloną nogą z czwartego pietra. W domu nie ma bandaży. Więc zawinęliśmy byliśmy te stopę jego w szmate od podłogi, i włozyliśmy do reklamówki ( tatulo w podkoszulce na ramiączkach, noga w szmacie, reklamówka - przez chwile krzyczeliśmy do niego : Ferdek... ). W taksówce reklamówka okalajaca stopę pękła była i krew rozlała sie po Mercedesie. Tato , of course, chciała sprzątnąć po sobie ( nie wiem jak, chyba chciał to wysiorbać ) ale taksówkarz oznajmił, iż radę da ( weźcie juz kur***a idźcie ). Tatkę pozszywano. Wracamy do domu taksą, gdzieś po lewej migaja mi dwie osóbki. Wtaczamy sie na 4 piętro z 120 kilowym chorym, a tu, drzwi zamkniete. Matula wraz z PaniąZnamySieOdZawsze udały sie mocno chwiejnym krokiem do szpitala ( bo cos długo nas nie było ). Po 2 godzinach siedzenia z głęboko zamyślonym, zadumanym tatulem ( "przepraszam, ale wstyd, masz tu 50 zł" ) na schodach przed domem , matula dotarła z kluczami.
Zaznaczam - Nie pochodzę z rodziny patologicznej
- Twarze w wiadro - ( czytaj: Mordy w kubeł, cicho sza, jestem trzeźwa )
Otóż trzeźwa nie była. Za matulą, wtacza sie tatulo z ich wspólną koleżanką PaniąZnamySieOdZawsze. Ponieważ w domu, przy okazji, akurat przebywała niezwykle imprezowa koleżanka mojej siostry, zaczęło sie spożywanie ( "Hogata, topimy śledzika!!!" - 46 razy zakrzyknął był ociec, jakby Hogata stała 3 kilometry od niego w 48 metrowym mieszkaniu ). Także i mnie zaproponowano (pij nie stękaj, synu!!) piwo. Więc wypili my wszyscy, przy akompaniamencie muzy, nie najwyższych lotów ( "syn!! taśme przynieś!!! "- taśma to w slangu 52 -latków płyta CD z Amadeo, itp ). Rodzice pili, młodzież ( siostra, Hogata i ja )rozeszliśmy sie do swoich obowiązków, tudzież pokojów. Za potrzebą udałem się do kuchni, co by lodówkę opróznić. Otwieram drzwi od kuchni. Tato tańczy z PaniąZnamySieOdZawsze. Matula uchachana,a cała podłoga we krwi. Otóż tato, w ferworze tanga, strącił kieliszek, kieliszek się był stłukł, a tato ( do dziś mówimy na niego fakir ) tańczył na szkle, boso. Stoje wryty.
ja - o kurwa!! co wy robicie, trza na pogotowie dzwonić!!
oni - o już..!! pewnie, co jeszcze!! zamieszanie na całą klatke schodową!!
Udałem sie wiec byłem do starszej siostry i Hogaty ( Hogata pielęgniara ). No i dzwonimy na pogotowie ( słuchawke wyrywa w międzyczasie roztańczona krwawa trójca ). Okazało sie, że pogotowie nie przyjedzie ( to był czas strajków i Kas Chorych, nie to co dzisiejszy NFZ ) nakazano dojazd taksówką. Do trojga starców dotarło, że sytuacja jest poważna, tatulo zaczyna słabnąć.Więc dzwonimy po taxi. Tyle, że pozostaje pewien problem natury logistycznej. Sprowadzić 120 kilowego samca z rozwaloną nogą z czwartego pietra. W domu nie ma bandaży. Więc zawinęliśmy byliśmy te stopę jego w szmate od podłogi, i włozyliśmy do reklamówki ( tatulo w podkoszulce na ramiączkach, noga w szmacie, reklamówka - przez chwile krzyczeliśmy do niego : Ferdek... ). W taksówce reklamówka okalajaca stopę pękła była i krew rozlała sie po Mercedesie. Tato , of course, chciała sprzątnąć po sobie ( nie wiem jak, chyba chciał to wysiorbać ) ale taksówkarz oznajmił, iż radę da ( weźcie juz kur***a idźcie ). Tatkę pozszywano. Wracamy do domu taksą, gdzieś po lewej migaja mi dwie osóbki. Wtaczamy sie na 4 piętro z 120 kilowym chorym, a tu, drzwi zamkniete. Matula wraz z PaniąZnamySieOdZawsze udały sie mocno chwiejnym krokiem do szpitala ( bo cos długo nas nie było ). Po 2 godzinach siedzenia z głęboko zamyślonym, zadumanym tatulem ( "przepraszam, ale wstyd, masz tu 50 zł" ) na schodach przed domem , matula dotarła z kluczami.
Zaznaczam - Nie pochodzę z rodziny patologicznej
--
a to musi być?