Pełznie umęczony facet po pustyni i widzi w oddali jakąś budkę. Podpełza do niej i szepcze:
- Wody, wody...
Na co facet:
- Przykro mi, ale sprzedaję krawaty...
- A po jaką cholerę mi na pustyni krawat - myśli facet i pełznie dalej. Nagle w oddali znów zamajaczyła mu się jakaś budowla. Podpełza bliżej i patrzy - knajpka. Uradowany wpełza do niej i szepcze:
- Wody, wody...
Na co barman odpowiada mu:
- Przykro mi, ale bez krawatów nie przyjmujemy...
- Wody, wody...
Na co facet:
- Przykro mi, ale sprzedaję krawaty...
- A po jaką cholerę mi na pustyni krawat - myśli facet i pełznie dalej. Nagle w oddali znów zamajaczyła mu się jakaś budowla. Podpełza bliżej i patrzy - knajpka. Uradowany wpełza do niej i szepcze:
- Wody, wody...
Na co barman odpowiada mu:
- Przykro mi, ale bez krawatów nie przyjmujemy...