Witam serdecznie Bojowniczki, Bojowników i Jego Najweselszą Wysokość, Księdza Redaktora.
Tak mi się zawsze wydawało. Że jak się uda, to może autentykiem.
Dla mnie to było zdecydowanie tragikomiczne, ale istnieje nadzieja, że wywoła uśmiech na twarzy chociaż jednego Bojownika lub Bojowniczki. A przecież o to chodzi...
Uwaga, będę się starać.
Tytułem wstępu. Kończę pisać pracę, toteż zazdroszczę straszliwie tym, którzy mają to za sobą. Ale już niedługo...
Niniejszym: poszłam sobie spać już dzisiaj (wena twórcza już zasnęła chrapiąc jak ten niedźwiedź, kiedy ja kończyłam rozdział) kiedyż to aktywne są jedynie wampiry i chorzy na bezsenność. Padłam niczym ta kłoda z zamiarem przespania całego poranka. A porankiem się zaczęło.
6:56 – budzik Szanownego Męża ogłosił rmfem, że czas wstawać
7:00 – Szanowny Mąż wstaje (hurra, mam całe łóżko dla siebie), zaczynam od nowa zasypiać....
7:14 – sąsiad przekonuje mnie, że „dziwny jest ten świat”. No fajnie, lubię słuchać Czesława, nawet bardzo, ale niekoniecznie z tym natężeniem i o tej porze! Cóż z tego jak za chwilę okazuje się, że mam „przyjść i pomalować mu świat, na żółto i na niebiesko”. Zaczęło we mnie tak fajnie bulgotać, szczególnie jak sobie uświadomiłam (zmęczona i niewyspana studentka piątego roku myśli o różnych dziwnych rzeczach ), że to kolory UNII EUROPEJSKIEJ, a zdrożały nawet bilety do kina... Sąsiad może być dumny: o tym, że ma nowe radio, teraz już wie całe osiedle i okoliczne ze dwa.
Próbuję zasnąć (z poduszką i kołdrą na głowie)
7:22 – coś po mnie skacze. Kot Filemon (a ściślej – kotka) doszedł do wniosku, że to najlepszy czas na zabawę „w rzucanie papierka”. Po usilnym braku reakcji z mojej strony – zaczyna miauczeć...
W międzyczasie przyszły dwa smsy (zapomniałam ściszyć komórkę), jak się okazało później – od koleżanki, która radosna niczym ta ptaszyna wstająca bladym świtem pyta czemuż to ja jeszcze nie jestem „dostępna” na GG...
7:39 – wychodzący do pracy Mąż: „Kochanie, śpisz?”
Dziękuję za uwagę.
Q.