Przypomniał mi się jeszcze z czasów technikum, kiedy to jeździły Ikarusy (czyli glizdy przegubowe) i trzęsły srodze, szczególnie na Polskich drogach...
Otóż tytułem wstępu kolega zapomniał wziąść z domu llegitymację i z przyzwyczajenia skasował pół biletu. Złapał go kanar, on zupełnie nieświadomy pokazuje połówkę, a legitymacji nie ma. Na nic się zdało tłumaczenie i dokasowanie w obecności kanara drugiej połówki biletu. Nawet pasażerowie współczuli chłopakowi, ale to był z gatunku przepis jest przepis i w/wym kolega mandat dostał. I od tej pory zaczęła się jego walka z kanarami. Pewnego dnie znów kontrola, koleś wsiedł i jedzie. Podchodzi kanar i z tekstem:
- Skasowałeś bilet? - wyjmuje legitymację.
Koleś zgodnie z prawdą:
- Nie nie skasowałem...
Kanar:
- To będzie mandacik!
Koleś:
- Dobrze.
Usiedli w przyczepce glizdy (tzn za przegubem) a tam niemiłosiernie rzuca. Kanar wziął dowód i legitymację i spisuje kolesia, co mu niezadobrze idzie, bo przypominam, że rzuca. Ponieważ on jeden wsiadł, a nie dwóch jak zazwyczaj, to zajęło mu to spisywanie kilka przystanków, wskutek czego trochę gapowiczów zdążyło opuścić autobus, a inni skasowali bilety. Kiedy wreszcie skończył wypisywanie mówi do kolegi:
- Kara 50 tyś złoty (to przed denominacją było)
Kolega:
- A za co?
Kanar:
- A za jazdę bez biletu.
Kolega:
- Ale ja mam bilet! - po czym wyjął jak najbardziej aktualny bilet miesięczny...
Ludzie tak zapienionego kanara widziałem jeden jedyny raz w życiu. Zwymyślał kolegę od gówniarzy, itp. Ale kolega z wyraźnym i stoickim spokojem:
- Przecież wyraźnie Pan pytał, czy skasowałem bilet, na co odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nie, bo miesięcznych się nie kasuje....
Otóż tytułem wstępu kolega zapomniał wziąść z domu llegitymację i z przyzwyczajenia skasował pół biletu. Złapał go kanar, on zupełnie nieświadomy pokazuje połówkę, a legitymacji nie ma. Na nic się zdało tłumaczenie i dokasowanie w obecności kanara drugiej połówki biletu. Nawet pasażerowie współczuli chłopakowi, ale to był z gatunku przepis jest przepis i w/wym kolega mandat dostał. I od tej pory zaczęła się jego walka z kanarami. Pewnego dnie znów kontrola, koleś wsiedł i jedzie. Podchodzi kanar i z tekstem:
- Skasowałeś bilet? - wyjmuje legitymację.
Koleś zgodnie z prawdą:
- Nie nie skasowałem...
Kanar:
- To będzie mandacik!
Koleś:
- Dobrze.
Usiedli w przyczepce glizdy (tzn za przegubem) a tam niemiłosiernie rzuca. Kanar wziął dowód i legitymację i spisuje kolesia, co mu niezadobrze idzie, bo przypominam, że rzuca. Ponieważ on jeden wsiadł, a nie dwóch jak zazwyczaj, to zajęło mu to spisywanie kilka przystanków, wskutek czego trochę gapowiczów zdążyło opuścić autobus, a inni skasowali bilety. Kiedy wreszcie skończył wypisywanie mówi do kolegi:
- Kara 50 tyś złoty (to przed denominacją było)
Kolega:
- A za co?
Kanar:
- A za jazdę bez biletu.
Kolega:
- Ale ja mam bilet! - po czym wyjął jak najbardziej aktualny bilet miesięczny...
Ludzie tak zapienionego kanara widziałem jeden jedyny raz w życiu. Zwymyślał kolegę od gówniarzy, itp. Ale kolega z wyraźnym i stoickim spokojem:
- Przecież wyraźnie Pan pytał, czy skasowałem bilet, na co odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nie, bo miesięcznych się nie kasuje....