Jakieś dwa tygodnie temu, zaraz po nowym roku, zaczął się u mnie remoncik - łazienka (a raczej łazieneczka), kuchnia i tzw. centralne. Na dzień dzisiejszy centralne już stoi i tu nie mogę narzekać, ba, wręcz temu, który je zrobił należy się pochwała, przynajmniej w oczach laika, czyli moich. Natomiast łazienka jest zupełnie z innej bajki.
Trzeba nadmienić, że ma wymiary "na oko" 1m*3.5m*2m. Za to wziął się wujek Edek, profesjonalista jakich mało, więc wybór wydawał się oczywisty. Zaczęło się od skucia tynku i wybijania ściany, ponieważ chcieliśmy relokować drzwi. Roboty było niemało, ale jako, że ze szwagrem było nas trzech, daliśmy radę w jeden dzień. Wydawało się, że najgorsze już za nami. Wydawało się jest tu określeniem bardzo trafnym, bo na tym "wydawaniu" się skończyło. Pracy jako takiej był sporo, jednak już dla jednej osoby, a reszta była tylko supportem.
Jak wspomniałem wujek Edek siedzi u nas trzeci tydzień, to obejrzy skoki, to posiedzi, poopowiada jakieś mniej lub bardziej zabawne historie, wypije kawkę, no i czasem zajrzy do łazienki. Wujaszek przychodzi przed 9, wychodzi około 17-18, zawsze. Nie chcąc być gołosłownym, podam parę przykładów jego aktywności:
- kilka dni temu wylewał podłogę, nie wiem jakim cudem zajęło mu to tyle czasu. Wychodziłem przed 9, wróciłem po 16 jak zawsze w tygodniu.
- dzisiaj, już zaszalał, mianowicie położył na jednej ścianie 48 płytek ceramicznych, a każdą po parę minut stukał i pukał metrówką i sprawdzał, czy się nie wychyla przed szereg.
No i właściwie dlatego, pomimo, że robota przeciąga się niemiłosiernie, bardzo cenie sobie jego pracę. Wszystko jest jak w szwajcarskim zegarku, dba o każdy szczegół - czasami aż nadto.
Póki żyję (po skończeniu łazienki robimy trzy razy większą kuchnię) chcę sobie ponarzekać w miejscu do tego przeznaczonym, bo w życiu nie jestem zbyt wylewny, toteż uwagi n.t. szanownego wujaszka zostawiam i zbieram w mojej chorej głowie.
Trzeba nadmienić, że ma wymiary "na oko" 1m*3.5m*2m. Za to wziął się wujek Edek, profesjonalista jakich mało, więc wybór wydawał się oczywisty. Zaczęło się od skucia tynku i wybijania ściany, ponieważ chcieliśmy relokować drzwi. Roboty było niemało, ale jako, że ze szwagrem było nas trzech, daliśmy radę w jeden dzień. Wydawało się, że najgorsze już za nami. Wydawało się jest tu określeniem bardzo trafnym, bo na tym "wydawaniu" się skończyło. Pracy jako takiej był sporo, jednak już dla jednej osoby, a reszta była tylko supportem.
Jak wspomniałem wujek Edek siedzi u nas trzeci tydzień, to obejrzy skoki, to posiedzi, poopowiada jakieś mniej lub bardziej zabawne historie, wypije kawkę, no i czasem zajrzy do łazienki. Wujaszek przychodzi przed 9, wychodzi około 17-18, zawsze. Nie chcąc być gołosłownym, podam parę przykładów jego aktywności:
- kilka dni temu wylewał podłogę, nie wiem jakim cudem zajęło mu to tyle czasu. Wychodziłem przed 9, wróciłem po 16 jak zawsze w tygodniu.
- dzisiaj, już zaszalał, mianowicie położył na jednej ścianie 48 płytek ceramicznych, a każdą po parę minut stukał i pukał metrówką i sprawdzał, czy się nie wychyla przed szereg.
No i właściwie dlatego, pomimo, że robota przeciąga się niemiłosiernie, bardzo cenie sobie jego pracę. Wszystko jest jak w szwajcarskim zegarku, dba o każdy szczegół - czasami aż nadto.
Póki żyję (po skończeniu łazienki robimy trzy razy większą kuchnię) chcę sobie ponarzekać w miejscu do tego przeznaczonym, bo w życiu nie jestem zbyt wylewny, toteż uwagi n.t. szanownego wujaszka zostawiam i zbieram w mojej chorej głowie.