Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Narzekalnia! > Nie dogaduję się z żoną
Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
wisz-nu - Superbojownik · 4 lat temu
:oiko Jak to "jaki problem"?

Przez prawie 20 lat jak ze sobą jesteśmy porozumiewaliśmy się na poziomie normalnych, dosłownych znaczeń naszych wypowiedzi. Podteksty używane były wyłącznie w celach humorystycznych lub erotycznych. To chyba mam prawo być przyzwyczajony do dobrego i być zaskoczonym zmianą na gorsze

I jak mi tu nagle a niespodziewanie żona wyskakuje z jakimiś dziwnymi rozumieniami moich wypowiedzi i nie odpowiada na moje pytanie, tylko na jakieś wydumane przez siebie pytanie, które jej zdaniem powinienem zadać zamiast tego o co pytałem i ja muszę się domyślać czego dotyczy jej odpowiedź, to trochę jak w teleturnieju va banque, gdzie do otrzymanej odpowiedzi muszę wymyślić pytanie, to ja jeszcze Twoim zdaniem w tej sytuacji mam na bieżąco rozkminić skąd jej się to wzięło ile potrwa i znaleźć właściwą strategię przetrwania?

Takie analizy to ja mogę sobie robić na spokojnie po fakcie, w nocy jak już wszyscy w domu śpią.

:dziq1981 ten "modelowy przykład komunikacji" to jej się zrobił ostatnio. Wcześniej przez lata było normalnie, jakbym z facetem rozmawiał

:empatyczna "A nie możesz zwyczajnie powiedzieć: biorę się za odkurzanie, bo się tu i tam nasyfiło albo: jeśli potrzebujesz dzisiaj mojej pomocy przy obiedzie, to chętnie Ci pomogę kochanie."

No właśnie nie. Bo może jest akurat coś ważniejszego/pilniejszego do zrobienia i trzeba ustalić co w danej sytuacji jest priorytetem. I kto może się tym zająć przy najbliższej okazji.
Jak np. wracam do domu, a żona już w nim jest, to chyba ona będzie najlepiej zorientowana czym powinienem się zająć w pierwszej kolejności.
Bo jeśli np. powiem "biorę się za odkurzanie", a właśnie ważniejsze będzie, żeby zająć się obiadem (albo odwrotnie), to tylko dam powód do awantury, że nie umiem właściwie przeprowadzić priorytetyzacji zadań.

:nevya :djbanan, no wreszcie jakieś pomocne rady

:tomcat_tc no własnie o to chodzi. Po prostu podstawowa informacja, część procesu decyzyjnego. Tylko tyle i aż tyle

:poradnia na szczęście nie żyjemy w Stanach, tylko w Polsce, kraju, gdzie się w dupie ma zdrowie psychiczne dzieci Inaczej musiałbym pewnie w pracy ustawić przelewy prosto na konto psychologa

Co do jej prawa do braku zaangażowania, to w tym też leży problem, nie mogę jej przekonać, że może sobie po prostu odpocząć i świat się nie zawali.
Nie pomaga nawet to co zawsze wszyscy psychologowie doradzają przy wychowywaniu - dawanie dobrego przykładu
Ale ja niczego nie nadinterpretowuję

--
Wszelkie prawa zastrzeżone. Czytanie niniejszego tekstu bez pisemnej zgody surowo wzbronione.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
discordia - Naturalne Dobro Mazowsza · 4 lat temu
a nie możesz po prostu zapytać: "o co ci, kurwa, chodzi?" działa w obie strony. na ogół

--
***** ***

poradnia
poradnia - Dziunia gównoburzanka · 4 lat temu
:wisz-nu to co discordia sugeruje jak najbardziej, czy z "kurwą" czy bez, jest kwestią na co się porywacie jak rozmawiacie na wysokim "C". Rodzima psychologia rodzinna jeszcze nie dobrnęła do realiów ofert amerykańskich klinik z wybitnie drogimi "shrinkami". Sensowną pomoc da się wyrwać na NFZ. Niestety, najczęstszymi powodami jej niepodjecia są: "syndrom Adama Słodowego", brak gotowości do zainwestowania swojego czasu lub standardowe poczucie kompromitacji, "...no bo jak obcemu o swoich problemach gadać?"

Napiszę tak. Nie trzeba być wybitnie uzdolnionym psychoterapeutą, żeby zdać sobie sprawę, że nagłe zmiany w zachowaniu mogą świadczyć o próbach przekazania informacji o czymś, co trudno jest komuś wyrazić "normalnie". Na samym końcu należy knuć, że przyczyną są nieodwracalne uszkodzenia mózgu. ;) ...ale żeby się tego dowiedzieć, czasami warto popracować poza strefą komfortu. ;)
Ostatnio edytowany: 2019-10-18 21:34:44

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
wisz-nu - Superbojownik · 4 lat temu
:poradnia ale wiesz - trzeba odróżnić wyjście ze strefy komfortu od wejścia do strefy braku komfortu

Ja mam jeszcze nadzieję, że to jest odwracalne, że jak wróci do pracy, a potem jak tylko dzieci trafią do podstawówki z internatem to wszystko wróci do normy

--
Wszelkie prawa zastrzeżone. Czytanie niniejszego tekstu bez pisemnej zgody surowo wzbronione.

oiko
oiko - Superbojowniczka · 4 lat temu
:wisz-nu ale chodzi Ci o rozwiązanie problemu, czy żeby wszystko wróciło jak wcześniej za pomocą cudownej różdżki?
Jeszcze raz Ci powtarzam, jest zarobiona i nieszczęśliwa. Czuje, że nie ogarnia wszystkiego jak dawniej, w związku z czym ma wyrzuty sumienia, a jednocześnie czuje złość do partnera, bo ten zamiast ją po tych wszystkich latach spróbować zrozumieć, wzrusza ramionami i wpada w zadziwienie, że mu się żona popsuła
Ty j u ż nie jesteś w strefie komfortu, tak Ci się tylko wydaje. A jeśli uważasz, że przyjście na świat dzieci, chcianych bardziej lub mniej, ale obecnych, nie zmieni Twojego małżeństwa i będziesz mógł zachowywać się tak, jak wcześniej, to może się nagle* okazać, że niedługo nie będziesz w żadnej strefie.

*"Nagle" w pojęciu typowo męskim, czyli "przecież tyle lat wszystko było dobrze, bo tylko miała ochotę się kłócić, albo ryczała, a potem bez żadnego powodu wystawiła mi walizkę za drzwi".
Ostatnio edytowany: 2019-10-18 22:42:23

--
https://www.facebook.com/lunaefragmenta/?ref=bookmarks

Djbanan
:wisz-nu Rozmawiaj, staraj się dokładnie wyartykułować swoje intencje. Proś i staraj się. Idź na terapię




i kopiuj

--

poradnia
poradnia - Dziunia gównoburzanka · 4 lat temu
:wisz-nu wiele zależy od tego, jak długo posiadany dyskomfort uda się uznawać za normę, bo wiesz, "wewnętrzna emigracja", o której na forumku ktoś już kiedyś wspominał, nie jest tym samym co strefa komfortu.

Podstawówka z internatem

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
wisz-nu - Superbojownik · 4 lat temu
:oiko na pewno masz dużo racji, aczkolwiek problem leży częściowo w tym, że wiele z nich sama sobie z własnej i nie przymuszonej woli nałożyła i chyba oczekuje, że od niej przejmę. W dodatku tylko w absolutnej ostateczności przyjmuje pomoc kogoś z dalszej rodziny czy znajomych, zdaje się, że uznając prośbę o pomoc, czy nawet skorzystanie z oferty za swoją osobistą porażkę życiową. Faktem jest, że odkąd jest drugie dziecko stan porażki życiowej nadchodzi częściej niż poprzednio, ale dużo rzadziej niż moim zdaniem powinnismy. A do tego sporej części obowiązków i stresu nie jestem w stanie z niej zdjąć. Choćby dlatego, że dała się wkręcić w bycie przewodnicząca rady rodziców w żłobku. Bo już nawet pomijam ten czas, kiedy nie mogę pomóc bo mnie nie ma, ale mam nieodparte wrażenie, że do pretensji on też się wlicza
Poza tym - jak już wspomniałem. W granicach możliwości pracami domowymi też się zajmuję. Albo dziećmi, by żonę wieczorem odciążyć.

Swoją drogą - ciekawostka: dla kobiet poświęcenie się dla dzieci/rodziny oznacza siedzenie w domu i bycie przy nich na każdym etapie rozwoju. Dla facetów poświęceniem się dla nich jest siedzenie w pracy, by rodzina miała za co żyć, gdy matka jest na wychowawczym. Ale z jakiegoś powodu zachodnia cywilizacja ostatnio w ogóle nie uznaje męskiego punktu widzenia.

A obserwując znajomych siostry, gdzie facet siedział w domu na macierzyńskim a kobieta w tym czasie realizowała się zawodowo, to i tak tylko wybór kobiety byl przez większość ludzi oceniany pozytywnie jako wielkie poświęcenie dla rodziny. A to, że ojciec siedzi z dzieckiem w domu? Leń, któremu się nie chciało do pracy chodzić...

Ale wracajac do mojej rodziny: dziś mieliśmy dziwną rozmowę. Powiedziałem jej, że moi rodzice wybrali się do znajomych. Jej reakcja:
- No jak mogli wybrać jakichś tam znajomych. Nie chcieli iść z nami na grzyby?
- A mówiłaś im, że chcesz iść z nimi do lasu?
- Nie. - i śmiech - No ale...

Mogę jeszcze mieć nadzieję, że to było autoironiczne poczucie humoru, ale co, jeśli nie?
Ostatnio edytowany: 2019-10-19 16:08:49

--
Wszelkie prawa zastrzeżone. Czytanie niniejszego tekstu bez pisemnej zgody surowo wzbronione.

oiko
oiko - Superbojowniczka · 4 lat temu

:wisz-nu z Twoich dotychczasowych wypowiedzi wywnioskowałam kilka rzeczy, niekoniecznie prawdziwych, więc popraw mnie, jesli bym się myliła.
Twoja żona realizowała się zawodowo przed urodzeniem pierwszego dziecka, być może udało jej sie wrócić na krótko przed urodzeniem drugiego, być może nie. To ona zrezygnowała, zapewne po obopólnych rozważaniach, z pracy zawodowej, najprawdopodobniej dlatego, że Twoje zarobki były po prostu wyższe. Bedąc wcześniej kobietą pracującą, zarabiającą na życie, w satysfakcjonujacym związku, z bogatym życiem towarzyskim, została oddelegowana do skomplikowanej i męczącej roli matki (bez męczenniczych podtekstów, to tylko stwierdzenie faktu), musząc jednocześnie odstawić na drugi plan i czas bliżej nieokreślony pracę, towarzystwo, najprawdopodobniej hobby, czyli wszystko to, co dawało jej satysfakcję i poczucie spełnienia.
Rozumiem, że kwestia dziecka została przez was omówiona, zanim przystąpiliście do ekhm, czynów, temat wyciągnięty przez Twoją żonę, zapewne dlatego, że zegar biologiczny kobiety tyka coraz głośniej z przybliżaniem się pewnego wieku, co mężczyzna nie do końca rozumie, bo po prostu tego zegara nie ma. Rozumiem, że nadejście przynajmiej pierwszego dziecka było mniej lub więcej planowane i, przynajmniej ze strony żony, pożądane. Z Twojej strony, z tego, co wywynioskowałam z wypowiedzi, było bardziej spełnieniem "zachcianki" żony, niz prawdziwą potrzebą ojcostwa.
Potem urodziło się dziecko. I, nagle (tym razem nagle nagle, z dnia na dzień), okazało się, że przyjście na świat dzieciaka jest zupełnie różne od wzięcia sobie trzech szczeniaków do domu. Że absorbuje o wiele bardziej, niż najbardziej wymagająca praca, że nie ma od tego urlopu, nie ma wakacji, chyba, że się wróci do pracy... o ile się może do tej pracy wrócić. Co było tylko Twoją odskocznią. Spróbuj sobie teraz wyobrazić, co Ty byś czuł zamknięty w czterech ścianach 24 godziny na dobę, nie z wyboru, tylko z poczucia obowiązku, bo na przykład niemowlę ma zapalenie oskrzeli. Ale i pięciolatek tak samo potrafi zamknąć drzwi wyjściowe. Przez tydzień, czasem dłużej.

Piszesz, że w niektóre problemy sama się wplątała.Tak. Masz rację. Jaka była przed urodzeniem dziecka? Cicha, uległa i nieśmiała, unikająca odpowiedzialności, czy pewna siebie i dobrze zorganizowana? Nie jest tak, że wplątała się w komitet, bo zapragnęła mieć namiastkę normalności (wiem, prawie paradoks, szukać normalności u rodziców przedszkolaków) tego, co miała wcześniej, a z czego musiała zrezygnować?
Jesteś pewien, że nie miała/ma depresji poporodowej, być może już po pierwszym dziecku, która się pogłębiła przy następnym? U kobiet wahania hormonalne to nie tylko SPM, cały czas żyjemy na huśtawce chemicznej, i czasem ta huśtawka do tego rdzewieje.

A jeśli Twoja żona jest na etapie tego, że pamięta, że miała iść z teściami na grzyby, tylko nie pamięta, że ich o tym nie poinformowała, to owszem, może się śmiać autoironicznie, ale podejrzewam, że jest to śmiech podszyty łzami desperacji.

Celowo nie dodałam do tego opisu emocji, miłości do partnera i dziecka, złości, bo być może pseudoaspergerowi byłoby ciężej to pojąć. A i nie zawsze emocje pomagają w ogarnięciu sytuacji.

Potrzebujecie pomocy, oboje. Twoja żona, żeby się z tego wiru wykaraskać, Ty, żeby nauczyć się, jak ją w tym wesprzeć..

--
https://www.facebook.com/lunaefragmenta/?ref=bookmarks

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
wisz-nu - Superbojownik · 4 lat temu
:oiko Sprawa jest trochę inaczej skomplikowana niż myślisz:

Owszem, pracowała, ale nie nazwałbym tego "realizowaniem się zawodowym". Powiedzmy, ze nie przepada za swoją pracą i współpracownikami. I owszem, pomiędzy dziećmi zdążyła trochę popracować.
Oczywiście, że zrezygnowała, z radością.

"Bogatym życiem towarzyskim"
Powiedzmy, że w tym zakresie byliśmy samowystarczalni. Przedstawię Ci to na przykładzie: potrzebę spotkania się z najbliższymi znajomymi/przyjaciółmi odczuwamy mniej więcej raz do roku.
Po prostu mamy świadomość, że niestety człowiek jest istotą stadną i niestety trzeba się czasem w społeczeństwie pokazać, że jeszcze żyjemy
W każdym razie - mamy spory stres z tego powodu, że choć my mamy awersję do kontaktów z ludźmi, to nie chcemy, żeby dzieciaki miały ten problem.

Kwestia hobby - także na odwrót - generalnie siedząc w domu odkrywa sobie coraz to nowe hobby, wspomniałem o paru tutaj:
https://joemonster.org/phorum/read.php?f=36&t=309494&page=2#309535
W każdym razie zaczęła się realizować artystycznie.

Przy okazji - w tej kwestii to raczej ja cierpię, bo jestem mocno ograniczony czasowo, przestrzennie i rodzinnie i nie mogę sobie pogrzebać np. w telefonach. Ani fizycznie (wymienić pęknięty ekran) ani w systemie, spróbować postawić jakiegoś cyanogena.

Jeśli idzie o opiekę nad dzieckiem, to przy pierwszym zostawaliśmy w domu zamiennie, więc wiem co bym robił. Bawił się z dzieckiem, a jak idzie na drzemkę to nadrabiał zaległości w filmach. I robił obiad.
Bo pograć przy dziecku się nie da, na pewno się obudzi, gdy będzie coś ważnego w grze
Na naprawianie czegokolwiek poza klejeniem połamanych zabawek też oczywiście nie warto się nastawiać.

Oczywiście - odkąd była w domu z powodu drugiego dzieciaka, to jak się coś pierwszemu przyplątało to nie było sensu, żebym brał opiekę

Fakt, że combo w postaci dwojga dzieci w różnym wieku ogranicza bardzo i wymusza czasem naprawdę skomplikowane planowanie.
Z drugiej strony - jakby wróciła do jeżdżenia samochodem to też sporo by ułatwiło, ale to zupełnie inny temat

W każdym razie powrót do pracy raczej nie był przez nią oczekiwany z niecierpliwością. Raczej kombinowała czy może by tu sobie jeszcze jednego dzieciaka strzelić, albo znaleźć jakiś inny sposób na niechodzenie, który by nas nie ograniczał finansowo

Natomiast sporo efektów jej różnych hobby trafiało do żłobka czy przedszkola. Jakieś obrazki, figurki gipsowe dla dzieci do malowania, itp.
No i wychodzi na to, że za dużo się udzielała, przez co - choć nie chciała trafić do rady rodziców, w efekcie ją przegadali. Z tego co mówiła - nic co powiedziała nie było wystarczającym argumentem dlaczego odmawia i się poddała i jeszcze wcisnęli ją na przewodniczącą. Także ma kolejny powód do nielubienia ludzi.

Czy miała depresję poporodową - przy pierwszym prawie na pewno, ale było z dzieckiem tyle problemów, że "nie miała czasu myśleć o sobie". Teraz? Trudno powiedzieć. Jak jej coś odbije to potrafi się dość skutecznie kryć ze swoimi uczuciami.
I nawet jak wyczuwam, że coś ukrywa, to często już po prostu nie mam czasu ani siły, żeby zrobić jej jakiś waterboarding aż przyzna się o co chodzi

--
Wszelkie prawa zastrzeżone. Czytanie niniejszego tekstu bez pisemnej zgody surowo wzbronione.

oiko
oiko - Superbojowniczka · 4 lat temu
:wisz-nu Ty doskonale wiesz, gdzie leży problem, tylko chciałes sobie pokwękać

--
https://www.facebook.com/lunaefragmenta/?ref=bookmarks

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
wisz-nu - Superbojownik · 4 lat temu
no oczywiście, że ponarzekać

Podejrzewam, że wzięło jej się to stąd, że mając małe dzieci kobieta z góry stara się przewidzieć o co smarkaczom chodzi i w nadgorliwości swej zapewnić szybkie rozwiązanie problemu.
Kuzynka tak właśnie spowodowała, że jej dziecko długo nie mówiło. Bo reagowała na każde stęknięcie a była w domyślaniu się zajebiście skuteczna.

Dziecko nauczyło się mówić dopiero jak zostało w domu samo z tatą na ponad miesiąc.
"Ja nie rozumiem o co ci chodzi, jak coś chcesz, to mi powiedz". Szybko się nauczył normalnej komunikacji. A z matką nadal: "yyy", "eee"...

Tylko dlaczego kobiety robią tak ze swoimi facetami?

Przyniosłem grzyby, których nie byłem pewien:
- Czy to są sowy?
- Nie usmażę ci ich!
- Nie pytam czy usmażysz, tylko czy to są sowy? Bo wyglądają jak sowy, ale jakieś nienormalne. Coś tu nie pasuje.
- Jak chcesz sobie rozpieprzyć wątrobę to sam sobie usmaż!

I gadaj dupa z panem...

(w końcu okazało się, że to sowy, ale wiekowe - jakby kogoś interesowało)

--
Wszelkie prawa zastrzeżone. Czytanie niniejszego tekstu bez pisemnej zgody surowo wzbronione.
Forum > Narzekalnia! > Nie dogaduję się z żoną
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj