Zamiast śnić o puchatych jednorożcach ja we śnie walczyłem z jakimiś stworami, zapewne z innego wymiaru. Coś trochę jak z Lovecrafta, coś jak z "The Thing", coś jak z "Mgły" według Kinga, te klimaty. Z grupką ludzi biegałem po jakimś płonącym mieście i tłukliśmy te stwory, szpadlem, siekierą, koktajlem Mołotowa, przy czym to nie był jakiś horror, w sensie że się nie bałem, bardziej to był nastrój "jedziemy z tymi maszkarami", coś jak Rick Sanchez który odstrzeliwuje kolejnego obcego. W momencie gdy poćwiartowaliśmy na dzwonka ostatniego gigantycznego wija to się obudziłem.
Dzionek się dopiero rozpoczyna, trzeba mi do roboty a ja jestem zwyczajnie zmęczony całą tą nocną jatką, no sen nie przyniósł mi odpoczynku. Krwa, jak ja te poczwary za to nienawidzę.
Dzionek się dopiero rozpoczyna, trzeba mi do roboty a ja jestem zwyczajnie zmęczony całą tą nocną jatką, no sen nie przyniósł mi odpoczynku. Krwa, jak ja te poczwary za to nienawidzę.
--
Od narzekania boli głowa i rozwolnienie gwarantowane!