Miałem smutną okazję uczestniczyć w dwóch takich pogrzebach, na których oficjalnie nóż mi się w kieszeni otwierał i pomyślałem osobiście, że bez względu na okoliczności chciałbym po nich wytrzepać klechę po ryju i wytłumaczyć czym jest empatia. W sposób swojski i przyjazny... kijem bejzbolowym najlepiej.
Jeden z nich miał miejsce pod Białymstokiem, gdzie ludzie są przyzwyczajeni, do czegoś, co się nazywa "wyprowadzenie zwłok", i w tym przypadku ksiądz nie przyjechał do domu, bo teoretycznie/praktycznie jego zakon (kurfa nie wiem jak to się nazywa) tego dnia odbywał jakieś obrządki, bo TAK. I cała wioska smutnie prowadziła trumnę do kościoła, bez klechy i ogólnie niezły pomruk był, że się tak nie robi.
Drugi, na Wólce w Warszawie, jak zmarł mój wujek. Tam jest kombinat i msza trwa pół godziny i next. Ale klecha przeszedł sam siebie, bo zafundował wszystkim takiego doła, że powinien się ten krzyż w czasie tego "nabożeństwa" odwrócić do góry nogami i wtedy by było fajnie, bo bym się czuł jak na jakiejś czarnej mszy... gdyby jeszcze organista tak nie fałszował, a zatrudniliby ekipę Kinga Diamonda, to to by był na prawdę zajebisty koncert i można by się by przy nim chlastać do woli.
KK to jedno wielkie badziewie. Takie samo jak Islam. Jestem agnostykiem i już dawno w te obrządki przestałem wierzyć. Ale nie rozumiem też, jak można tak traktować ludzi, którzy zaufali, wierzą i zależy im na tej ostatniej posłudze. Jestem w stanie to zrozumieć, ale KK w przypadku tego obrządku często zachowuje się jak kombinat. To być może nie wina samej instytucji, ale też ludzi, którzy ją reprezentują. Bajki o tym, że każdy ksiądz jest osobą duchowną odłóżmy wiadomo gdzie. Współczuję :dula z powodu straty, ale tymi czarnymi bym się zbytnio nie przejmował.