Nie tam, w takiej sytuacji, kazda konstruktywna proba pomocy, nawet specjalistyczna tylko bedzie napedzac jego mlyn. On potrzebuje uwagi, a nie porady. Spolecznosc JM stanela na wysokosc zadania, i sie specjalnie nie rozczulila
, wyraznie go bulwersujac, choc probuje ugrac karte biednej ofiary.
Nikt jednak, kotku, nie skanduje "Skacz, skacz, skacz"(jak w Torunsku ostatnio
), a raczej asekuracyjnie kaze ci isc w uj, bo gdzies w tyle jest mysl, ze to moze jednak nie fejk i na serio bedzie [troche] kwas jak cos sie stanie (a jak jest z odpowiedzialnoscia karna, to nie wiem?)
Jedyne cos co dziala w takiej sytuacji, to rezim psychiatryczny. Izolacja, obserwacja, lithium, SSRI i pewnie wstrzasy by pomogly od razu.
Wiekszosc ludzi nie ma chce sie zabic z powodu zawodu milosnego. Ty do wiekszosci nalezysz. Masz tylko cos przekrecone w glowie w chwili obecjnej. Ale dopoki sam tego nie przyznasz i poprosisz o pomoc, to ludzie moga wrzeszczec, zebys wzial sie garsc i nie walil glupot, a i tak nie posluchasz.
Tak samo, jak zupelnie nie trafia do ciebie, to co napisalem, bo jestes tak skoncetrowany na tym co czujesz, ze nie potrafisz odroznic rzeczywistosci od przywidzen emocjonalnych.