Jeszcze przed przyjazdem do Kiwilandii wyobrażałem sobie jak piekna i nieskalana będzie tutejsza przyroda, że ptaki kiwi będą mi jeść z ręki niczym te norweskie fiordy. Heh... zamiast kiwi mam mewy które może z ręki nie zjedzą ale potrafią porwać ci żarcie z talerza jak się odwrócisz (oczywiście gdy jesz na dworze).
No ale teraz przeprowadziłem się ponownie: natychmiast poznałem kilkoro nowych współmieszkańców: na początek modliszki - co prawda widok 10cm owada-mordercy potrafi niektórych wygnać z pokoju, ja je jakoś lubię. Jedna chyba na stałe zamieszkała w mojej sypialni.
Potem przylazły karaluchy. Oj, tego cholerstwa NIENAWIDZĘ. O ile w krainie Kraka te "żuczki" kojarzą się zapewne jedynie z kompanem WALL-Ego, tutejsze są paskudne... Nie wiem co jest w nich, ale na sam widok kapeć w rękę sam się wciska (ręką bym się brzydził...)
Zastawiam pułapki, pryskam wszystkie ciemne kąty ale i tak od czasu do czasu jakiś paskud wyskoczy... błe... Choć ostatnio chyba ich mniej.
Następne w kolejce są mrówki. Mrówka jak mrówka, niby nic groźnego... o ile nie sprowadzi ze sobą "paru" kumpli. Odłożyłeś sobie czekoladkę "na potem"? Zapomnij o niej, już się na pewno rusza.
No ale dzisiaj już normalnie świat przegiął: idę sobie do szopy (taki aluminiowy domek, mniej więcej 2m^3), patrzę: pająk. Spory, nawet dość ładny (tia...), z czerwoną plamką. No ok, ale ja raczej mu podziękuję, więc idę po spray, tak z ciekawości po drodze pytając Lubej "co to za pająki z czerwonym paskiem?". Odpowiedź: Katipo, pod całkowitą ochroną. Fajnie, nie? Mam zagrożony gatunek w szopie.
Problem w tym że katipo jest jadowity.
Kuffa dylemat: ubić i przyczynić się do wyginięcia czy postarać się jakoś żyć w "przyjaźni"? Wycieczki do szopy będą niosły niemały dreszczyk emocji...
No ale teraz przeprowadziłem się ponownie: natychmiast poznałem kilkoro nowych współmieszkańców: na początek modliszki - co prawda widok 10cm owada-mordercy potrafi niektórych wygnać z pokoju, ja je jakoś lubię. Jedna chyba na stałe zamieszkała w mojej sypialni.
Potem przylazły karaluchy. Oj, tego cholerstwa NIENAWIDZĘ. O ile w krainie Kraka te "żuczki" kojarzą się zapewne jedynie z kompanem WALL-Ego, tutejsze są paskudne... Nie wiem co jest w nich, ale na sam widok kapeć w rękę sam się wciska (ręką bym się brzydził...)
Zastawiam pułapki, pryskam wszystkie ciemne kąty ale i tak od czasu do czasu jakiś paskud wyskoczy... błe... Choć ostatnio chyba ich mniej.
Następne w kolejce są mrówki. Mrówka jak mrówka, niby nic groźnego... o ile nie sprowadzi ze sobą "paru" kumpli. Odłożyłeś sobie czekoladkę "na potem"? Zapomnij o niej, już się na pewno rusza.
No ale dzisiaj już normalnie świat przegiął: idę sobie do szopy (taki aluminiowy domek, mniej więcej 2m^3), patrzę: pająk. Spory, nawet dość ładny (tia...), z czerwoną plamką. No ok, ale ja raczej mu podziękuję, więc idę po spray, tak z ciekawości po drodze pytając Lubej "co to za pająki z czerwonym paskiem?". Odpowiedź: Katipo, pod całkowitą ochroną. Fajnie, nie? Mam zagrożony gatunek w szopie.
Problem w tym że katipo jest jadowity.
Kuffa dylemat: ubić i przyczynić się do wyginięcia czy postarać się jakoś żyć w "przyjaźni"? Wycieczki do szopy będą niosły niemały dreszczyk emocji...
--
Spoglądanie w otchłań mam za zupełny idiotyzm. Na świecie jest mnóstwo rzeczy o wiele bardziej godnych tego, by w nie spoglądać. Jaskier, Pół wieku poezji