To znów odnośnie mojego kochanego service desku u mnie w pracy Tym razem pominę kwestie techniczne i przejdę do opisu głupoty, z którą miałam dziś "przyjemność" się zetknąć.
Problem się pojawił, coś się zyebao u jednej użyszkodniczki. Naprawiałam raz, drugi, trzeci - zawsze problem wracał po jednym lub dwóch dniach. Więc wysłałam zgłoszenie do ukochanych panów z Manili.
Opisany problem, co robiłam, komu się buba w związku z tym dzieje - normalnie full wypas! Pierwsze odbicie zgłoszenia:
- "Czy zrobiłaś to, to i to?".
- "Oczywiście, nawet to napisałam w zgłoszeniu, ale mogę powtórzyć - zrobiłam to, to i to."
Cisza.
Po kilku godzinach dostaję wiadomość na komunikatorze. "Cześć, piszę w sprawie tego zgłoszenia, chcę się połączyć do tego komputera - mogę w tej chwili?". Odpisałam więc panu, że najlepiej byłoby zadać to pytanie bezpośrednio użytkowniczce, [tutaj podałam jej imię i nazwisko].
Cisza.
Dalsze pytania odnośnie zgłoszenia, moje odpowiedzi, znów pytania.
- "To mogę się teraz połączyć do tego komputera?"
- [tutaj cicho jęknęłam w duchu, bo już wiedziałam, że to nie będzie łatwe] "Wiesz, ja mogę zadzwonić do użyszkodniczki i zapytać. No chyba, że ty wolisz to zrobić..."
Cisza.
Zadzwoniłam, dowiedziałam się, że teraz nie - dopiero za godzinę. W tak zwanym międzyczasie kolejna wiadomość:
- "Zadzwoniłbym, ale nie wiem, który użyszkodnik ma ten problem"
- [jestem oazą spokoju...] "Dyć masz w zgłoszeniu nazwisko użyszkodniczki, a poza tym napisałam ci to jeszcze, gdy sugerowałam, że mógłbyś sam z nią pogadać..."
Cisza.
- "W każdym razie gadałam z nią i dopiero za godzinę będzie miała czas."
- "A, sorry, bo jak napisałaś jej nazwisko, to chyba źle przeczytałem i myślałem, że chodzi o ciebie." (tak, bo obie jesteśmy Kaśki, a nazwiska to już czytać nie trzeba)
- "Spoko, nic się nie stało..."
Cisza.
- "To mogę się teraz do niej połączyć?"
Kurtyna opada, wewnętrzna strona dłoni unosi się w kierunku czoła
Problem się pojawił, coś się zyebao u jednej użyszkodniczki. Naprawiałam raz, drugi, trzeci - zawsze problem wracał po jednym lub dwóch dniach. Więc wysłałam zgłoszenie do ukochanych panów z Manili.
Opisany problem, co robiłam, komu się buba w związku z tym dzieje - normalnie full wypas! Pierwsze odbicie zgłoszenia:
- "Czy zrobiłaś to, to i to?".
- "Oczywiście, nawet to napisałam w zgłoszeniu, ale mogę powtórzyć - zrobiłam to, to i to."
Cisza.
Po kilku godzinach dostaję wiadomość na komunikatorze. "Cześć, piszę w sprawie tego zgłoszenia, chcę się połączyć do tego komputera - mogę w tej chwili?". Odpisałam więc panu, że najlepiej byłoby zadać to pytanie bezpośrednio użytkowniczce, [tutaj podałam jej imię i nazwisko].
Cisza.
Dalsze pytania odnośnie zgłoszenia, moje odpowiedzi, znów pytania.
- "To mogę się teraz połączyć do tego komputera?"
- [tutaj cicho jęknęłam w duchu, bo już wiedziałam, że to nie będzie łatwe] "Wiesz, ja mogę zadzwonić do użyszkodniczki i zapytać. No chyba, że ty wolisz to zrobić..."
Cisza.
Zadzwoniłam, dowiedziałam się, że teraz nie - dopiero za godzinę. W tak zwanym międzyczasie kolejna wiadomość:
- "Zadzwoniłbym, ale nie wiem, który użyszkodnik ma ten problem"
- [jestem oazą spokoju...] "Dyć masz w zgłoszeniu nazwisko użyszkodniczki, a poza tym napisałam ci to jeszcze, gdy sugerowałam, że mógłbyś sam z nią pogadać..."
Cisza.
- "W każdym razie gadałam z nią i dopiero za godzinę będzie miała czas."
- "A, sorry, bo jak napisałaś jej nazwisko, to chyba źle przeczytałem i myślałem, że chodzi o ciebie." (tak, bo obie jesteśmy Kaśki, a nazwiska to już czytać nie trzeba)
- "Spoko, nic się nie stało..."
Cisza.
- "To mogę się teraz do niej połączyć?"
Kurtyna opada, wewnętrzna strona dłoni unosi się w kierunku czoła
--
Veni, Vidi, Vilson. | Uprzejmie informuję, że odpowiedzialność ponosić mogę jedynie za to, co sama napisałam. Nie za czyjeś domysły, dopowiedzenia, nadinterpretacje, halucynacje, takie sytuacje. |