Siostra buduje się w Gliwicach, toteż jak tylko mam wolne- wsiadam do Japonki i gnam jej pomagać. Pasuje mi nasz barterowy układ, bo w zamian sister reperuje moje uzębienie, choć jak sama twierdzi, wolałaby tego nie robić, gdyż nie lubi dentystycznie pastwić się nad rodziną.
Wczoraj wieczorem wracałem z Gliwic zbolały jak Johnny Knoxville po nakręceniu kolejnej części Jackassa. Po drodze postanowiłem zahaczyć o Żabkę, żeby zaopatrzyć się w kratę Kasztelana, niezawodnego w uśmierzaniu bólu i trosk.
Kupiłem, wsiadam do auta, przekręcam kluczyk i słychać tylko symptomatyczne cyknięcie. No tak, rozrusznik się zawiesił. Na szczęście wiem jak temu zaradzić, to mój gówniany talent numer dwadzieścia trzy. Rozglądam się po wnętrzu, aby sprawdzić, czy w aucie jest jeszcze jakiś młotek oprócz mnie.
Po chwili nurkuję pod maską i zadaję umiarkowany cios w walcowatą puchę. Wsiadam, przekręcam kluczyk, słychać cyknięcie. Sytuacja zrepetowała się po wielokroć, ale po którymś razie rozrusznik rozsypał się na amen.
Co robić? Ładującego się fona zostawiłem u siebie na kwadracie i utknąłem w jakiejś zatęchłej pipidówie, utytłany smarem jak żołnierz gruzińskiego Specnazu. Gdybym był ciut bardziej romantyczny, niż jestem, odpaliłbym w kompakcie utwór Dylana Stuck Inside of Mobile with the Memphis Blues Again i wyłbym razem z nim do księżyca.
Zapukałem do randomalnego przybytku z pytaniem, czy łaskawy, utuczony pan nie wziąłby mnie na zaciąg, lecz ten pokręcił głową z dezaprobatą, bo nie ma linki holowniczej. Sytuacja zrepetowała się po wielokroć i w końcu potwornie zniechęcony, udałem się na PKP.
Już w pociągu, umościłem się na swym siedlisku i powziąłem rozmyślanie o zmotoryzowanych ludziach, którzy wiszą mi przysługę. I wtedy weszła ona.
Piękna, zjawiskowa istota płci żeńskiej. Usiadła po przekątnej, przeciwnie do kierunku jazdy, oblizała swoje rybie usta i odgarnęła włosy, przysłaniające jej łabędzią szyję. Wierzę w siłę przypadku. W obliczu pojawienia się tej damy, moja wściekłość na samochód stężała, wpatrywałem się w nią licząc skrycie na złapanie kontaktu wzrokowego przez kilka elektryzujących sekund. Po wstępnym oczarowaniu, chciałem do niej zagadać. Wyjęła ze swojego plecaka sandwicha, jakiś sok i nagle przestała przeżuwać, przyszpilając mnie swoim wzrokiem.
Rozedrgany z ekscytacji, czekałem chciwie na dalszy rozwój wydarzeń.
I wtedy padło z jej cudownych, rybich ust, to sakralne pytanie.
-Ej, ziomek, jak jesteś głodny czy coś, to powiedz, dobra?
Kasztelanem niepasteryzowanym
Wczoraj wieczorem wracałem z Gliwic zbolały jak Johnny Knoxville po nakręceniu kolejnej części Jackassa. Po drodze postanowiłem zahaczyć o Żabkę, żeby zaopatrzyć się w kratę Kasztelana, niezawodnego w uśmierzaniu bólu i trosk.
Kupiłem, wsiadam do auta, przekręcam kluczyk i słychać tylko symptomatyczne cyknięcie. No tak, rozrusznik się zawiesił. Na szczęście wiem jak temu zaradzić, to mój gówniany talent numer dwadzieścia trzy. Rozglądam się po wnętrzu, aby sprawdzić, czy w aucie jest jeszcze jakiś młotek oprócz mnie.
Po chwili nurkuję pod maską i zadaję umiarkowany cios w walcowatą puchę. Wsiadam, przekręcam kluczyk, słychać cyknięcie. Sytuacja zrepetowała się po wielokroć, ale po którymś razie rozrusznik rozsypał się na amen.
Co robić? Ładującego się fona zostawiłem u siebie na kwadracie i utknąłem w jakiejś zatęchłej pipidówie, utytłany smarem jak żołnierz gruzińskiego Specnazu. Gdybym był ciut bardziej romantyczny, niż jestem, odpaliłbym w kompakcie utwór Dylana Stuck Inside of Mobile with the Memphis Blues Again i wyłbym razem z nim do księżyca.
Zapukałem do randomalnego przybytku z pytaniem, czy łaskawy, utuczony pan nie wziąłby mnie na zaciąg, lecz ten pokręcił głową z dezaprobatą, bo nie ma linki holowniczej. Sytuacja zrepetowała się po wielokroć i w końcu potwornie zniechęcony, udałem się na PKP.
Już w pociągu, umościłem się na swym siedlisku i powziąłem rozmyślanie o zmotoryzowanych ludziach, którzy wiszą mi przysługę. I wtedy weszła ona.
Piękna, zjawiskowa istota płci żeńskiej. Usiadła po przekątnej, przeciwnie do kierunku jazdy, oblizała swoje rybie usta i odgarnęła włosy, przysłaniające jej łabędzią szyję. Wierzę w siłę przypadku. W obliczu pojawienia się tej damy, moja wściekłość na samochód stężała, wpatrywałem się w nią licząc skrycie na złapanie kontaktu wzrokowego przez kilka elektryzujących sekund. Po wstępnym oczarowaniu, chciałem do niej zagadać. Wyjęła ze swojego plecaka sandwicha, jakiś sok i nagle przestała przeżuwać, przyszpilając mnie swoim wzrokiem.
Rozedrgany z ekscytacji, czekałem chciwie na dalszy rozwój wydarzeń.
I wtedy padło z jej cudownych, rybich ust, to sakralne pytanie.
-Ej, ziomek, jak jesteś głodny czy coś, to powiedz, dobra?
Kasztelanem niepasteryzowanym