No i znowu się nie wyśpię
Tak, masz rację, cały system jest zepsuty od góry do dołu, na każdym poziomie i dotyczy każdego uczestnika systemu.
Miejsc na specjalizacje wbrew pozorom jest dość dużo, przynajmniej w porównaniu do sytuacji sprzed kilku lat. Problem w tym, że nie ma długofalowej (na 10-20 lat wprzód) polityki planowania zapotrzebowania na określone specjalizacje, nie ma polityki geograficznej,tj. planowania rozmieszczenia pracowników medycznych tak, aby pokrywali potrzeby zdrowotne. Nie ma polityki zachęcania ludzi do otwierania określonych specjalizacji. Potrzeba np. lekarzy medycyny ratunkowej, ale przecież nikt normalny nie pójdzie na tę specjalizację, skoro można lepiej zarobić w przychodni, bez stresu i bez pracy w nocy.
Część specjalizacji jest oczywiście blokowana przez lobby profesorsko-ordynatorskie, ale czy kogoś to dziwi, że ludzie nie chcą kształcić konkurencji?
Państwo z dykty.
Limity, kontrakty wynikają głównie z braku pieniędzy. Kiedyś Kasy Chorych finansowały każda wizytę, ale okazało się, że nie mają na to pieniędzy-stad limity.
W przypadku badań jest inny problem: jeśli badanie RTG kosztuje np. 50 zł, a za pierwszą wizytę lekarz/przychodnia np. 0 zł (tak, słownie "zero", dopiero jeśli pacjent wróci do lekarza to lekarz dostaje pieniądze. Nie zawsze tak jest, ale istnieje taki sposób rozliczania) to nikt nie jest chętny do zlecania badań, bo każde zlecone badanie to ryzyko, że pracujesz za darmo lub dopłacasz do interesu. M.in. stąd biorą się kolejki do specjalistów: najpierw jest pierwsza wizyta, a potem kontrole i kolejne badania. Te liczne kontrole często nie są potrzebne, ale dzięki temu jest szansa, że zwrócą się pieniądze "zainwestowane" w pacjenta. Ba, niektóre systemy informatyczne mają opcję, że kiedy chcesz wystawić skierowanie na badanie, to pojawia się okienko przypominające ile dane badanie kosztuje.
Skoro już mówimy o wizytach u specjalistów, wiele z nich jest zupełnie niepotrzebnych bo powinien je rozwiązać lekarz rodzinny. Ale POZ ma małe możliwości, a do tego system finansowania POZ zachęca do "zrzucania" pacjentów do specjalistów.
Generalnie system finansowania opieki ambulatoryjnej jest tak skonstruowany, że im bardziej ktoś się stara, tym mniej zarabia (bo przyjmuje mniej pacjentów, więcej wydaje na badania, itp)
Genialne rozwiązanie, czyż nie
. Tanie państwo, tylko, że potem pacjent płaci za badania z własnej kieszeni.
Część limitów jest związana ze zła organizacja pracy-np. blok operacyjny mógłby wykonywać planowe operacje w godzinach 7-22, a nie 8-15, a potem tylko dyżur. Ale brakuje personelu i warunków lokalowych (gdzieś trzeba tych ludzi przyjąć, zbadać, położyć na sali, itd).
Część ograniczeń wynika z biurokracji. Jeśli na 5 minut pracy z pacjentem przypada 10-20 minut papierkologii, to ile osób da się przyjąć dziennie? Wystarczyłoby zatrudnić sekretarkę albo zmajstrowac sensowny system informatyczny żeby usprawnić pracę i zwiększyć ilość przyjmowanych osób i skrócić kolejki.
Co do SORow, to tak jak mówiłem wcześniej: po co tam pracować skoro w innym miejscu można zarobić tyle samo, przy mniejszej odpowiedzialności i mniejszym stresie? Na SORach skupiają się wszystkie problemy ochrony zdrowia: problemy z kolejkami czy z dostępem do diagnostyki. Do tego dochodzi brak rozsądnej polityki socjalnej naszego państwa (np. "babki świąteczne"), agresywni ludzie, osoby pod wpływem narkotyków czy alkoholu. Dla mnie SOR to piekło.
Btw przez 1,5 roku pracowałem w NiŚOChu, od 4 lat tam nie pracuję. Do dzisiaj mam napady lęku kiedy słyszę określony dzwonek do drzwi lub dzwonek telefonu. Ot, takie typowe cechy zespołu stresu pourazowego.
Dużo mógłbym jeszcze pisać, ale pewnie i tak mało kto to przeczyta, a pora jest późna.
Tylko błagam, nie łapcie mnie za słówka.