W castlevanii też były elementy rpg, ulepszanie bohatera, humoru może brakowało ale swoją drogą mnie nieszczególnie do tej pory cokolwiek w tej grze rozbawiło, może dalej jest śmieszniej. A kogo obchodzą achievementy?
Gra to ewidentna zrzynka z castlevanii, porównam do Aria of Sorrow, czyli części z GBA, ale za wiele tego nie będzie, bo ukończone do tej pory mam jakies 15%:
W AoS bohater trafia w niejasny sposób do dziwnego zamku, gdzie spotyka jeszcze dziwniejszych bohaterów a gracz nie wie, komu z nich może zaufać. Znajome?
Różne rodzaje broni lepiej działają na różnych przeciwników, dodatkowo mamy też zróżnicowanie broni ze względu na jej zasięg - było w AOS
Sposób podróżowania po zamku - w AOS mieliśmy mroczne portale z koziołkami po których odkryciu mogliśmy szybko przemieszczać się w różnych rejonach zamku - tu mamy bramy.
Żeby dostać klucz do kolejnej lokacji, musimy naganiać się po poprzednich i pokonać bossa/wykonać dla kogoś questa i dopiero wtedy możemy przejść do kolejnej, natomiast często bywa tak, że bramy, mimo, że zamknięte, są dostępne od początku gry, więc bardzo dużo hasamy po uprzednio odkrytych przez nas lokacjach by się tam dostać
Jesli dalej w trakcie gry okaże się, że np. możemy zdobywać umiejętności na pokonanych przeciwnikach to już będę wiedział z której części Castlevanii zrzynali twórcy.
Mógłbym się jeszcze przyczepić do save'owania tylko w konkretnych komnatach (komnacie? mam odkrytą tylko jedną) i to, że zawsze przy save'owaniu odnawia nam się HP, ale to w zasadzie motyw stosowanu w bardzo wielu grach, zwłaszcza tych produkowanych przez japsów
Oczywiście wiele z tych zarzutów można odeprzeć słowami "tak jest też w xx więc wg Ciebie twórcy zrzynali też z xx", no i niby racja, ale kiedy kilka niemal identycznych patentów stosuje się w jednej grze to widać, że twórcy chcieli zdobyć pinionszki biorąc się za kopiowanie pomysłów z nieco zapomnianej już serii Panów z Kon(i)ami. Szkoda, że mnie na to złapali, bo wolałbym po raz kolejny odpalić emulator i bawić się w AOS niż łupać w jego gorszego klona (za którego, cholera, zapłaciłem!)