Było wiadomo, że przyjdzie na nią czas. Bo też za mężem chodziła od kilku miesięcy. A on za mną. A że ostatnie dni to bardziej październikowe się zrobiły, niż czerwcowe, a do tego wczoraj pół lodówki w mięsnym było w wątróbkach, to pomyślałam, że z Opatrznością kłócić się nie będę.
I wzięłam:
- trzy plastry wątróbki wołowej, po ok 200g każdy
- pięć cebul (z czego ostatecznie użyłam czterech i pół, ale i cztery, i sześć byłyby na miejscu)
- łyżkę-dwie śmietany, nie kwaśnej
- garstkę natki pietruszki
- sól
- pieprz
- słuszny plaster masła masła
- 1/4 szklanki oliwy ev

Cebulę obrałam, poszatkowałam w cienkie pióra (dobrze naostrzony nóż odwala 3/4 roboty)

Posiekałam na drobno i listki pietruszki. Bez łodyg, bo nie lubię

W szerszym garnku rozpuściłam masło z oliwą (masło do smaku, oliwa potemu, żeby się masło nie spaliło) i wwaliłam cebulkę, z prawie całą pietruszką

Posoliłam, popieprzyłam, pomerdałam, doprowadziłam do wrzenia, zmniejszyłam ogień na malusi, przykryłam i poszłam czytać gównoburze na fejsbuniu.
Tak sobie się poddusiła cebulka przez przynajmniej godzinę, u mnie półtorej

I zabrałam się za wątróbkę. Przekroiłam na pół te dość szerokie plastry, pokroiłam w mniej więcej dwucentymetrowej szerokości paski, przy okazji wykrawając, co mi się w nich nie podobało

Podkręciłam gaz na maksa, na cebulkę wrzuciłam pokrojoną wątróbkę, łychę śmietany, sypnęłam jeszcze słuszną dozą soli (cebulka jest słodka, więc próbujemy do skutku), pieprzu, zamieszałam i dałam nieźle powrzeć przez całe 5 minut. Po czym wyłączyłam, nałożyłam na talerze, posypałam resztką natki i podałam z chrupiącym, świeżym chlebem

Zamiast śmietany można dodać rosołu lub przecieru pomidorowego (też po łyżce), ale ja lubię najbardziej ten zabielany wariant. Zamiast chleba można podać grzanki lub polentę, ale... patrz wyżej
Ja nawet nie tyle wątrobę tu lubię, co ten cebulowy sosik...

I wzięłam:
- trzy plastry wątróbki wołowej, po ok 200g każdy
- pięć cebul (z czego ostatecznie użyłam czterech i pół, ale i cztery, i sześć byłyby na miejscu)
- łyżkę-dwie śmietany, nie kwaśnej
- garstkę natki pietruszki
- sól
- pieprz
- słuszny plaster masła masła
- 1/4 szklanki oliwy ev

Cebulę obrałam, poszatkowałam w cienkie pióra (dobrze naostrzony nóż odwala 3/4 roboty)

Posiekałam na drobno i listki pietruszki. Bez łodyg, bo nie lubię

W szerszym garnku rozpuściłam masło z oliwą (masło do smaku, oliwa potemu, żeby się masło nie spaliło) i wwaliłam cebulkę, z prawie całą pietruszką

Posoliłam, popieprzyłam, pomerdałam, doprowadziłam do wrzenia, zmniejszyłam ogień na malusi, przykryłam i poszłam czytać gównoburze na fejsbuniu.
Tak sobie się poddusiła cebulka przez przynajmniej godzinę, u mnie półtorej

I zabrałam się za wątróbkę. Przekroiłam na pół te dość szerokie plastry, pokroiłam w mniej więcej dwucentymetrowej szerokości paski, przy okazji wykrawając, co mi się w nich nie podobało

Podkręciłam gaz na maksa, na cebulkę wrzuciłam pokrojoną wątróbkę, łychę śmietany, sypnęłam jeszcze słuszną dozą soli (cebulka jest słodka, więc próbujemy do skutku), pieprzu, zamieszałam i dałam nieźle powrzeć przez całe 5 minut. Po czym wyłączyłam, nałożyłam na talerze, posypałam resztką natki i podałam z chrupiącym, świeżym chlebem

Zamiast śmietany można dodać rosołu lub przecieru pomidorowego (też po łyżce), ale ja lubię najbardziej ten zabielany wariant. Zamiast chleba można podać grzanki lub polentę, ale... patrz wyżej

Ja nawet nie tyle wątrobę tu lubię, co ten cebulowy sosik...


--
