To nie będzie mięsne, ale nudzi mi się i czuję się taki samotny... Chciałbym komuś powiedzieć co mnie trapi... A nie mam komu o tej porze... Więc pomyślałem (ta-daa!) o Was bojownicy i -czki.
Kurde. Obejrzałem ostatnio w C+, późno jak cholera było, głośny film "The fast, and the furious". Film zachwalany przez wielu moich znajomych, że to nie taki zwykły film akcji samochodowej, ale coś naprawde fajnego i do tego auta naprawde super...
No i obejrzałem sobie. Kurna! Co za jakieś dno! Nie uważam się za osobę specjalnie wymagającą od kina, zwłaszcza od kina akcji. Ale to już przesada!! Cały film jest denny jak jakiś czeski serial o wątrobie na szynach, a intryga jest mniej więcej równie zakręcona co tor dla dragsterów.
No a już najbardziej to mnie wpieniły same auta. Kurna Olek! Co to ma kurna być!!??!! Jakieś wydresione Civic'i, widziałem też Colta, Accord, a najlepsze co było to RX7, Prelude (2 generacje - się szarpnęli), Supra, Viper i S2000. Wszystkie wozy zrobione na dresa i to takiego że trzy paski to za mało. Eclipse z podświetleniem od spodu mnie wcisnął w fotel, a w jego sprężyny wkręcił mnie jakiś wieśniacki Vento (co to go w hahahameryce nadal Jetta nazywają) z okularkami na światełkach, paskami po bokach i Bóg jeden wie jakim jeszcze dres-tuningiem.
A jedyny fajny wóz (Dodge Charger '67) pojechał przez minutkę czy dwie i wrąbał się w ciężarówkę. Po prostu braaawo!
Ja czegoś nie rozumiem. Amerykanie mają naprawdę fajne auta. Co więcej - Japońce również mają masę niezłego sprzętu. I nawet posunę się do stwierdzenia, że KAŻDE z aut w tym filmie było naprawde niezłe (choć spodziewałem się czegoś więcej niż rasowane compacty). Ale skąd ta fascynacja samochodami w oczojebnym kolorze, z furą naklejek, rozświetlonymi jak choinki - słowem zrobionymi na dresa??!?! Weźmy taką Suprę jaką zasuwa główny bohater - naprawde zarąbioaste autko. Tylko że takie troche pomarańczowe jak marker zeszytowy "tak, nie zapomnę o jagódkach babciu" i jakoś wieśniacko oklejone...
I jeszcze same wyścigi. Bomba - ruszamy, jedziemy szybko szybko szybko i hamujemy. Jak dresy na moście siekierkowskim... Żadnej techniki jazdy - choć dla amerykanów obsługa ręcznej skrzyni biegów jest zapewnę wyzwaniem godnym oklasków. Żadnych ciekawych tras. Żadnego zakrętu żesz w mordę jeża nawet!!
Dobra już mi lepiej. Dodam tylko - jak ktoś nie oglądał tego arcydzieła kinematografii, nic nie stracił, a może przyjemniej spędził czas. Dobranoc.
Kurde. Obejrzałem ostatnio w C+, późno jak cholera było, głośny film "The fast, and the furious". Film zachwalany przez wielu moich znajomych, że to nie taki zwykły film akcji samochodowej, ale coś naprawde fajnego i do tego auta naprawde super...
No i obejrzałem sobie. Kurna! Co za jakieś dno! Nie uważam się za osobę specjalnie wymagającą od kina, zwłaszcza od kina akcji. Ale to już przesada!! Cały film jest denny jak jakiś czeski serial o wątrobie na szynach, a intryga jest mniej więcej równie zakręcona co tor dla dragsterów.
No a już najbardziej to mnie wpieniły same auta. Kurna Olek! Co to ma kurna być!!??!! Jakieś wydresione Civic'i, widziałem też Colta, Accord, a najlepsze co było to RX7, Prelude (2 generacje - się szarpnęli), Supra, Viper i S2000. Wszystkie wozy zrobione na dresa i to takiego że trzy paski to za mało. Eclipse z podświetleniem od spodu mnie wcisnął w fotel, a w jego sprężyny wkręcił mnie jakiś wieśniacki Vento (co to go w hahahameryce nadal Jetta nazywają) z okularkami na światełkach, paskami po bokach i Bóg jeden wie jakim jeszcze dres-tuningiem.
A jedyny fajny wóz (Dodge Charger '67) pojechał przez minutkę czy dwie i wrąbał się w ciężarówkę. Po prostu braaawo!
Ja czegoś nie rozumiem. Amerykanie mają naprawdę fajne auta. Co więcej - Japońce również mają masę niezłego sprzętu. I nawet posunę się do stwierdzenia, że KAŻDE z aut w tym filmie było naprawde niezłe (choć spodziewałem się czegoś więcej niż rasowane compacty). Ale skąd ta fascynacja samochodami w oczojebnym kolorze, z furą naklejek, rozświetlonymi jak choinki - słowem zrobionymi na dresa??!?! Weźmy taką Suprę jaką zasuwa główny bohater - naprawde zarąbioaste autko. Tylko że takie troche pomarańczowe jak marker zeszytowy "tak, nie zapomnę o jagódkach babciu" i jakoś wieśniacko oklejone...
I jeszcze same wyścigi. Bomba - ruszamy, jedziemy szybko szybko szybko i hamujemy. Jak dresy na moście siekierkowskim... Żadnej techniki jazdy - choć dla amerykanów obsługa ręcznej skrzyni biegów jest zapewnę wyzwaniem godnym oklasków. Żadnych ciekawych tras. Żadnego zakrętu żesz w mordę jeża nawet!!
Dobra już mi lepiej. Dodam tylko - jak ktoś nie oglądał tego arcydzieła kinematografii, nic nie stracił, a może przyjemniej spędził czas. Dobranoc.
--
I wonder what this button does...