Już niedługo jedno z największych świąt amerykańskich, Święto Dziękczynienia (27.XI). Dla niezorientowanych, to takie nasze Dożynki, tyle że polscy Indianie nie przyznają się do jakiegokolwiek udziału, a amerykańscy usiłują zapomnieć w alkoholu o podziękowaniu jakie otrzymali od białych kolonistów. Indyki padają w przeddzień na zawał.
Jak co roku u mnie we wsi działa „gorąca linia” dla gospodyń domowych, które w tym dniu usiłują udowodnić, że nie tylko potrafią nakarmić rodzinę bez telefonicznego zamawiania pizzy czy hamburgerów, ale także nie mieszkać przez następne miesiące w motelu, zanim firma nie odbuduje domu. Warto chyba przypomnieć zeszłoroczne dialogi, nota bene zamieszczone w lokalnym brukowcu „Plain Dealer”.
- Halo, ja mam pytanie, bo mój indyk siedzi już w piekarniku 4 godziny, a cały czas jest jakiś taki biały?
- A jaką pani ustawiła temperaturę pieczenia?
- Zaraz zobaczę... 150 stopni? (Fahrenheita, to około 66 Celsjusza)
- Mój piec najpierw dymił, a teraz indyk jest pokryty czymś dziwnym...
- A wyjęła pani indyka z folii przed upieczeniem?
- No nie, bo na opakowaniu pisało: nadziewany i gotowy do pieczenia!
- Wyjęłam indyka z pieca po 3 i pół godzinach, z wierzchu jest czarny a w środku zupełnie surowy?
- A czy rozmroziła go pani przed włożeniem do pieca?
- Nic takiego nie pisało w przepisie!
- Miałam mało czasu, więc włączyłam maksymalną temperaturę... może pan chwilkę poczekać, bo właśnie przyjechała Straż Pożarna?
- Ja wyczytałam w jednej książce, że indyka można wsadzić do dobrze nagrzanego pieca wieczorem, pójść spać, a rano jest upieczony. No i trochę chyba zaspałam, bo stępiłam dwa noże, a on nadal nie da się pokroić...
- Gdzie ja mogę teraz szybko kupić upieczonego indyka? Moi Teściowie przyjeżdżają za pół godziny, a ja w zdenerwowaniu zapomniałam włożyć indyka... to znaczy, włożyłam samą brytfannę i piekłam 5 godzin, a indyk został w zamrażalniku...
- Moja koleżanka poradziła mi kupić wiejskiego indyka od Amishów, ale żeby było taniej to nie oskubanego. Upiec, a potem pióra ściągnąć ze skórą... no i upiekłam, ale on jakoś dziwnie pachnie i wygląda... jak upieczony jeżozwierz...
Ech, gdzie te kobiety które wyznawały zasadę: Do serca mężczyzny przez żołądek...
Jak co roku u mnie we wsi działa „gorąca linia” dla gospodyń domowych, które w tym dniu usiłują udowodnić, że nie tylko potrafią nakarmić rodzinę bez telefonicznego zamawiania pizzy czy hamburgerów, ale także nie mieszkać przez następne miesiące w motelu, zanim firma nie odbuduje domu. Warto chyba przypomnieć zeszłoroczne dialogi, nota bene zamieszczone w lokalnym brukowcu „Plain Dealer”.
- Halo, ja mam pytanie, bo mój indyk siedzi już w piekarniku 4 godziny, a cały czas jest jakiś taki biały?
- A jaką pani ustawiła temperaturę pieczenia?
- Zaraz zobaczę... 150 stopni? (Fahrenheita, to około 66 Celsjusza)
- Mój piec najpierw dymił, a teraz indyk jest pokryty czymś dziwnym...
- A wyjęła pani indyka z folii przed upieczeniem?
- No nie, bo na opakowaniu pisało: nadziewany i gotowy do pieczenia!
- Wyjęłam indyka z pieca po 3 i pół godzinach, z wierzchu jest czarny a w środku zupełnie surowy?
- A czy rozmroziła go pani przed włożeniem do pieca?
- Nic takiego nie pisało w przepisie!
- Miałam mało czasu, więc włączyłam maksymalną temperaturę... może pan chwilkę poczekać, bo właśnie przyjechała Straż Pożarna?
- Ja wyczytałam w jednej książce, że indyka można wsadzić do dobrze nagrzanego pieca wieczorem, pójść spać, a rano jest upieczony. No i trochę chyba zaspałam, bo stępiłam dwa noże, a on nadal nie da się pokroić...
- Gdzie ja mogę teraz szybko kupić upieczonego indyka? Moi Teściowie przyjeżdżają za pół godziny, a ja w zdenerwowaniu zapomniałam włożyć indyka... to znaczy, włożyłam samą brytfannę i piekłam 5 godzin, a indyk został w zamrażalniku...
- Moja koleżanka poradziła mi kupić wiejskiego indyka od Amishów, ale żeby było taniej to nie oskubanego. Upiec, a potem pióra ściągnąć ze skórą... no i upiekłam, ale on jakoś dziwnie pachnie i wygląda... jak upieczony jeżozwierz...
Ech, gdzie te kobiety które wyznawały zasadę: Do serca mężczyzny przez żołądek...