...więc może nie znacie... ;o) "Będąc młodą lekarką...", a tak na prawdę młodym chłopcem wyczytałem w jakiejś wyjątkowo lokalnej gazecie taką historyjkę, w rubryce "z wokandy sądowej". "Cytuję" z pamięci więc mogę coś ubarwić... ;o)
Był ciepły słoneczny poranek. Pewna bezrobotna mieszkanka (lat 30 pare) naszego miasta, kąpiąc się usłyszała dzwonek do drzwi. Owinęła się więc tylko ręcznikiem i poszła zobaczyć kto to. Okazało się iż był to Pan listonosz z listem poleconym. Pani wyszła więc na korytarz pokwitować odbiór w/w listu, ponieważ jak każdy szanujący się listonosz, Pan ów nie chciał wejść do środka. Pech chciał, że zrobił się przeciąg i zatrzasnęły się drzwi za panią, przytrzaskując kawałek ręcznika. Kiedy już oddalił się cały w pąsach listonosz, nasza bohaterka postanowiła chyłkiem czmychnąć do swojej koleżanki po drugiej stronie ulicy. Miała kobiecina nadzieję, że ze względu na wczesną porę dnia większość mieszkańców będzie w pracy i nikt nie zobaczy jej nagiej pędzącej do koleżanki. Jak pomyślała, tak uczyniła. Przebiegając przez jezdnię wzbudziła jednak spore zainteresowanie przejeżdżających kierowców. Na tyle spore, że doszło do poważnej kolizji kilku samochodów na raz. Dodatkowo zapatrzony dozorca, który jak co rano "podlewał trawnik z węża", skierował ów wąż tak niefortunnie, że woda dostała się przez wentylator w witrynie fryzjera damsko męskiego, do środka zakładu powodując iskrzenie i spięcie w suszarkach-chełmach. Panie siedzące akurat "pod" suszarkami z piskiem wybiegły na zewnątrz potrącając, bogu ducha winnych, dwóch panów niosących telewizor "Rubin" (ostrzegałem że stare). Ogólnie Apokalipsa na małym sennym osiedlu. Wszystkiemu, z otwartą ze zdziwienia paszczą przyglądał się Pan rolnik prowadzący swoją kozę na targ w celu zbycia. Dysponował chwilą albowiem stał przy zamkniętym przejeździe kolejowym...
No i ten Pan rolnik pozwał do sądu bohaterkę tej opowieści, ponieważ przywiązał kozę do szlabanu i tak się zapatrzył, że pociąg przejechał, a biedna koza się powiesiła...
Cóż... @!#$ happens... ;o)
Był ciepły słoneczny poranek. Pewna bezrobotna mieszkanka (lat 30 pare) naszego miasta, kąpiąc się usłyszała dzwonek do drzwi. Owinęła się więc tylko ręcznikiem i poszła zobaczyć kto to. Okazało się iż był to Pan listonosz z listem poleconym. Pani wyszła więc na korytarz pokwitować odbiór w/w listu, ponieważ jak każdy szanujący się listonosz, Pan ów nie chciał wejść do środka. Pech chciał, że zrobił się przeciąg i zatrzasnęły się drzwi za panią, przytrzaskując kawałek ręcznika. Kiedy już oddalił się cały w pąsach listonosz, nasza bohaterka postanowiła chyłkiem czmychnąć do swojej koleżanki po drugiej stronie ulicy. Miała kobiecina nadzieję, że ze względu na wczesną porę dnia większość mieszkańców będzie w pracy i nikt nie zobaczy jej nagiej pędzącej do koleżanki. Jak pomyślała, tak uczyniła. Przebiegając przez jezdnię wzbudziła jednak spore zainteresowanie przejeżdżających kierowców. Na tyle spore, że doszło do poważnej kolizji kilku samochodów na raz. Dodatkowo zapatrzony dozorca, który jak co rano "podlewał trawnik z węża", skierował ów wąż tak niefortunnie, że woda dostała się przez wentylator w witrynie fryzjera damsko męskiego, do środka zakładu powodując iskrzenie i spięcie w suszarkach-chełmach. Panie siedzące akurat "pod" suszarkami z piskiem wybiegły na zewnątrz potrącając, bogu ducha winnych, dwóch panów niosących telewizor "Rubin" (ostrzegałem że stare). Ogólnie Apokalipsa na małym sennym osiedlu. Wszystkiemu, z otwartą ze zdziwienia paszczą przyglądał się Pan rolnik prowadzący swoją kozę na targ w celu zbycia. Dysponował chwilą albowiem stał przy zamkniętym przejeździe kolejowym...
No i ten Pan rolnik pozwał do sądu bohaterkę tej opowieści, ponieważ przywiązał kozę do szlabanu i tak się zapatrzył, że pociąg przejechał, a biedna koza się powiesiła...
Cóż... @!#$ happens... ;o)