Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Kawały Mięsne > Autentycznie traumatyczne cz. 3
Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Choroba się skończyła i niestety nastąpiło zderzenie z szarą rzeczywistością (dosłownie i w przenośni, ale o rozbitym samochodzie innym razem ;). Postanowiłem dopisać kilka przygód rowerowych. Oto dwie z nich (trzecia ma bardzo dużo wątków, gdy ją dokończę, zamieszczę osobno):

Dawno, dawno temu, gdy rozpoczął się rok szkolny w l.o., ja znowu na rowerze pod szkołą szalałem. Niedaleko była fajna 4 pasmowa, 2 jezdniowa droga o długości 500m prowadząca z nikąd do nikąd. Ale samochody po niej jeździły. Ja też, ale dla zabawy pod prąd, bo ruch był niewielki. Gdy zapalało się zielone światło, ruszałem i zygzakiem między autami śmigałem. Do czasu. Podczas jednego takiego rajdu okazało się, że wszystkie pasy są zajęte jadącymi w moim kierunku autami. Rad, nierad – musiałem szybko uciekać z drogi. A że krawężnik był wysoki a ja jechałem szybko i podczas podrywania przedniego koła omsknęła mi się noga z pedału, rower z niebywałym impetem uderzył o krawężnik tylnym kołem, a następnie odbił do góry. Wielkość siły przyłożonej do moich szacownych 4 liter spowodowała pomroczość jasną. Zemdlony niemal padłem na trawę, nie mogąc złapać oddechu, jednocześnie pełen obaw, że moje klejnoty rodzinne mogły wybrać się do krainy "wiecznych łowów" ;) Po jakimś czasie wreszcie doszedłem do siebie. I zauważyłem, że stoi koło mnie mój kolega i coś do mnie mówi. Ale nawet nie wiedziałem co… Tego wieczoru postanowiłem już wrócić do domu. Jakie wielkie zdziwienie nas z kolegą ogarnęło, gdy spojrzeliśmy na rower! Sztyca złamana. Wygięta o 90 stopni, prawie jak dodatkowy hamulec… Na szczęście klejnoty przeżyły. Efekt – wiem, że na pewno żadna praca siedząca mnie nie zabije ;)

Jeszcze większy ja, ale jeszcze ten sam rower górski. Postanowiliśmy z kolegą wybrać się na górę Ślężę. Malownicze miejsce, w sam raz, żeby pojeździć góralem. Jazda pod górę nie była zbyt fascynująca. Mnóstwo pedałowania. Kolega na dodatek dysponował rowerem turystycznym. Największym wysiłkiem był wjazd na Wieżycę, gdyż przed samym szczytem ścieżka biegnie prawie pionowo tak, że nawet piesi miewają tam problem z wejściem. Kolega jedzie pierwszy. Pedałuje, pedałuje… Nagle chyba błotniki, bagażniki i inne niepotrzebne elementy przykręcone do jego roweru przeważyły go do tyłu. Oderwało się przednie koło i kolega zaczął podróż w przeciwnym kierunku, placami do mnie. Na szczęście udało się jemu wyjść z opresji przewracając się na bok. Zziajani na szczycie Ślęży obejrzeliśmy widoczki, czas wracać. Teraz jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Downhill. Tylko, że wtedy nie wiedziałem, że to się tak nazywa i że powinienem mieć do tego rower z amortyzatorami i kask jakiś. Pędziłem w dół w kierunku Wieżycy. Ci którzy tam jeżdżą, wiedzą że jest to ścieżka usłana kamerdolcami rozmaitymi, małymi i ogromnymi. Tamtędy szybko zjeżdżają tylko wariaci. Czyli ja też ;) Szło mi naprawdę dobrze. Niestety osiołkowi w żłoby dano… Dróżka się rozwidla, a ja musze wybrać w którą stronę pojadę. Nie byłem pewien do ostatniej chwili. Gdy zdecydowałem się, było za późno – skręciłem w prawo, ale rower ześlizgnął mi się z wilgotnego kamienia i uderzył w niego tylną przerzutką. Ta wygięła się i zablokowała tylne koło. W tym samym momencie, jak wystrzelony z katapulty, rozpocząłem swój dziewiczy lot między drzewami oraz lądowanie między kamieniami. Wiele fikołków wykonałem. Niewiarygodne szczęście miałem jednak, ponieważ nic nie złamałem. Nawet gdy dogonił mnie rower i na mnie zaparkował, też nic mi się nie stało. Musiałem sobie tylko chwilę poleżeć i przemyśleć swoje położenie Jako, że trzeba było wracać do domu, zaduma ta nie mogła trwać zbyt długo. Wstałem i zacząłem zbierać kawałki przerzutki wśród kamieni i ściółki. Możecie nazywać mnie MacGyver, ale z tak złożoną przerzutką jeździłem jeszcze kilka miesięcy. Gdy zjeżdżaliśmy dalej, nieprzyjemną przygodę miał następnie mój kompan. Jechaliśmy już dalej polną drogą, którą poruszać się mogły tylko pojazdy napędzane paliwem naturalnym (zdaje się rezerwat). Jeden tych pojazdów pozostawił na środku drogi spore zanieczyszczenie, zwane nawozem naturalnym. Kolega nie chciał w nie wjechać, i wykonał gwałtowny manewr wymijający. Rower skręcił, kolega za nim nie nadążył… Nie byłem w stanie wytrzymać. Myślałem, że ze śmiechu pęknę, posikam się, umrę. Wielka brązowa plama na plecach kolegi zdawała się rzucać wyzywanie „żaden Vizir mnie nie usunie, ani Lenor nie zabije zapachu” Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W drodze powrotnej do domu, w pociągu mieliśmy cały wagon dla siebie

Postraffiam fszystkich rofeszystów ;)

--
I've lived a life that's full. I traveled each and ev'ry highway And more, much more than this, I did it my way. [hopefully]

Maciupie
Maciupie - Superbojowniczka · przed dinozaurami
świetny styl narracji
ogólnie historie tez cool

--
"EXERIENCE IS NOT WHAT HAPPENS TO A MAN. IT IS WHAT A MAN DOES WITH WHAT HAPPENS TO HIM" A.Huxley

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
znane klimaty........... mój syn skakał na rowerze. 3 lata rekonwalescencji...........wyrwane z życia. nie do śmiechu!!!!

--
prawdopodobieństwo, że kwiaty myślą- nie jest zbyt duże

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
:maciupie

Dziekuje - mnie sie zawsze wydawalo, ze mam slowotok ;) A niektorzy mnie w takim przeswiadczeniu nawet utrzymywali. Dlatego ciesze sie, ze komus sie podoba Tym bardziej, że trochę czasy pomieszałem (teraźniejszy z przeszłym ;)

:lilianaa60

Wiem, ze to nie jest madre. Z wiekiem nabralem troche respektu. Jednak jedno musze przyznac - majac wiecej szczescia niz rozumu - mam co wspominac, a wypadki te powoduja na twarzy wielki usmiech Natomiast przykro mi z powodu syna. Wiem, ze taka rekonwlescencja jest uciazliwa (mialem watpliwa 6 miesieczna przyjemnosc). Przykro mi, ze nie mial tyle szczescia co ja.

--
I've lived a life that's full. I traveled each and ev'ry highway And more, much more than this, I did it my way. [hopefully]
Forum > Kawały Mięsne > Autentycznie traumatyczne cz. 3
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj