Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Kawały Mięsne > Twierdza szyfrów III
Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Telewizja Polska wytrwale, Wołoszański sp z. o.o. z dbałością o Realia, a
ja nudząc, smęcąc, męcząc, marudząc...

prezent...ują

"Tajemnica twierdzy szyfrów" – odcinek trzeci

Serial nadal nie ma Prywiosli, ale twórcy starają się wprowadzić nas w
realia i w losy bohaterów retrospekcjami. Przepraszam – w losy Bohatera.
Bohater jest Jeden. By wszystkie Realia w ciemności związać śnurem. W
zamku Tzschocha, gdzie zalęgły się Fryce. Ale nie uprzedzajmy wypadków...

Początek odcinka trzeciego wrzuca nas w konwencję znaną z "Alternatywy
4". Pamiętacie scenę, w której pan dźwigowy jedzie do telewizji po bramę
i trafia na plan koprodukcyjnego serialu o Sherloku Holmesie? Wita go tam
mazowiecki cieć nizinny przebrany za angielskiego detektywa... No to
mniej więcej takie klimaty mamy w trzecim odcinku Twierdzy Siedmiu Braci
Grających Śpiąco. Z tym, że tutaj cieciów jest paru, ale poza tym sama
sensacja i zaparcie bynajmniej nie oddechu w piersiach. Alternatywy też
oczywiście są: Nie oglądać. Albo nie czytać.

W retrospekcji, w kompletnie pustym pseudolondyńskim zaułku pojawia się
postać. Rozgląda się podejrzliwie, ewidentnie coś knuje i zajmuje
strategiczną pozycję w budce telefonicznej. Mamy też kobietę pod
latarnią, która wygląda jak kobieta spod latarni, ale może to nie wina
kobieta, tylko latarni. I mamy samochód, który nadjeżdża, przyjeżdża,
podjeżdża i parkuje o dwa metry od postaci w budce. Jest lato 1939 roku i
to jest istotne, więc proszę sobie zapisać na karteczce. Postać w budce
to prawdziwy niemiecki Jörg York z Tölökö, kobita pod latarnią to jego
łącznik, a samochodzie siedzą Małaszyński i As Wywiadu, śledzący tę
dwójkę. Bez najmniejszego trudu, bo w okolicy nikogo poza nimi nie ma.

Myślicie może, że będę wyśmiewał zgromadzenie w pustym zaułku czterech
szpiegowskich osób, które bardzo mocno udają, że się nie widzą i wcale
się nie śledzą? Że obśmieję zachowanie prawdziwego Yorka, który
jarzeniowo demonstruje: "Jestem Szpiekiem, mam informacje i rozglądam się
na boki, a dokładnie na jeden. W prawą stronę sprytnie nie popatrzę, gdyż
tam stoi mój łącznik, a auta z konkurencją nie zauważę wymownie"? Że będę
się pastwił nad Asami Wywiadu, którzy tajnego Szpieka obserwują z
odległości czterech metrów, w ramach dyskrecji pokazując go sobie
palcami? Nic z tych rzeczy. Z tego mógłby się śmiać ktoś, kto nie widział
poprzednich odcinków. A ja widziałem, więc wiem, że to małe miki i że
będzie lepiej.

Będę się natomiast śmiał z pomysłu scenarzysty, który produkuje opowieść
o podmianie niemieckiego Szpieka na polskiego Szpieka. Nie tylko dlatego,
że już to widziałem w "Stawce większej niż życie". Także z
uwiarygodnienia takiej podmianki: oba Szpieki pochodzą z Wrocławia,
studiowały matematykę i znają angielski. Tyle starczy i nawet
podobieństwo nie jest potrzebne. Ja się nie znam, więc jest mi wesoło.
Jaskiernia i Moon studiowali prawo w Krakowie i znają język polski, ale
to chyba jeszcze nie znaczy, że są łatwo-wzajemnie-wymienni, prawda?
Znaczy, chyba nie znaczy...
Wracając jednak do naszych nomen omen baranów... W podmianie Der Szpieka
na Polskiego Szpieka nikt się nie nigdy zorientuje, albowiem w Niemczech
na tajemniczą zarazę wymrą nie tylko krewni i znajomi prawdziwego Szpieka
Jörga, nie tylko jego szpiekowscy przełożeni, ale literalnie wszyscy,
którzy mogli z nim mieć jakiś kontakt. Koledzy z Uniwersytetu Na
Cambridge, którzy mogliby Der Szpieka jakoś zidentyfikować, także zginą,
zarażeni 28 dni później tajemniczym wirusem, a wszystkie fotografie,
listy i inne didaskalia identyfikacyjne zostaną zjedzone przez tajne mole
i emajfajfy. Wszystko jest luźno wykonalne i to w 3 miesiące. A tak, tak
- zapisywaliśmy przecież: plan nieoczekiwanej zamiany Szpieków
prezentowany jest nam latem 1939 roku. A już dwa-trzy-pięć miesięcy
później podmieniony, nierozpoznany i obciachany w detalach z życia Hansa
Klossa, Szpiek Małaszyński bierze udział w najtajniejszej akcji Abwehry
na osobisty rozkaz Canarisa. To się nazwa kariera, sensacja i Dbałość.

Dobra, film jest film, smoki nie istnieją, krasnoludki to metafora, a my
z retrospekcji przenosimy się do Szkocji, gdzie jest równie wesoło. Cisi
panowie z ciemnym makijażem ćwiczą Obronę Przed Workiem Uzbrojonym W
Banana, pan sierżant dozoruje z plecaczkiem, a sanitarne zaplecze tajnej
jednostki ma postać siostry Anieli Kulanki, sztuk jedna. Wyraz twarzy
siostry Kulanki świadczy wyraźnie, że oglądała poprzednie odcinki serialu
i na pocieszenie wypiła zapasy pana Henia. Siostra wyraża mimicznie
Basedowa i 5 faz konfrontacji - zaprzeczenie, gniew, negocjacje,
depresja, akceptacja - równocześnie. Ze zdecydowaną przewagą depresji.

W to wszystko wjeżdża Stenka w dżipie i w kostiumie Ordonki. Kapelusz,
etolka, makijaż, spódnica pokazująca i czółenka na obcasie. Normalny
widok w obozie komandosów, więc nikt nie zwraca uwagi. Z wyjątkiem
Panczernego, który zagapia się i obrywa bananem w gwiazdkę. Okazuje się,
iż to Stenka (tym razem występująca pod nazwiskiem Pojutrze) jest
tajemniczym paryskim Aweniu i że ma pretensje. Bo pięć lat temu Panczerny
nie przyszedł, a ona czekała z kolacją, a jak już przyszedł to za późno i
kto to widział, żeby z plecaczkiem z Polesia do Paryża aż pół roku się
tarabanić. Panczerny tłumaczy, że kolegów z wojska musiał odprowadzić
(detale pominę, bo gdybym chciał każdego scenariuszowego knota rozbierać
na czynniki rozsądne...). Poza tym Panczerny jest szarmancki i szpanuje
polowaniem na lochy (karmiące małe - patrz: ilustracja) przy pomocy
ładunków wybuchowych. Wiecie, to tak jak z dynamitem na ryby. Tylko bez
wody i bez ryb.

Aweniu twierdzi, że jest upełnomocniona, cytuje piosnkę Woltera: "Nie mów
nic – zabawa trwa. Świat się kręci a my z nim" i każe Panczernemu jechać
kilkaset kilometrów w dół mapy. "Jedź. Nie dowie się nikt. Wieczorową
porą spotkasz bruneta we w zielonych dresach i to będzie Kąpień. Nie
chcesz, ale się spotkasz. Nie dowie się nikt". Panczerny gapi się na nogi
Aweniu i myśli, że gdyby pięć lat temu dotarł, gdzie miał dotrzeć... to
teges... no, czabyło. "Jadę" – myśli – "kij z rozkazami, wojną, służbą i
przepustkami - se siądę i se pojadę te pińcet kilometry, bo przecież
skoro chroni mnie scenarzysta, to nikt się nie zorientuje, że mnie na
służbie nie ma i nikt mnie pod drodze nie zatrzyma. A nawet gdyby, to
'we're on a mission from Aweniu'".

Dygresja. Stenka jest na ekranie dwie minuty i primo – wysyła w niebyt
połowę aktorów tego serialu (mimo nieprzeciętnie durnych tekstów, które
każe jej mówić scenarzysta), secundo – nie tylko wygląda, ale w butkach
na obcasie chodzi po śliskiej trawie i nierównościach równo, zgrabnie i
ani się gibnie. Drobiazg, nie? No właśnie nie, zwłaszcza, kiedy się
patrzy na inne aktorki w tym filmie. Koniec dygresji.

Panczerny pojechał, dojechał, motocykla ani kurteczki nie ubrudził (sami
sobie sprawdźcie na mapie, ile jest z Inverness do Duxford). W Duxford
odbywa się narada, na której w roli legendarnego Stewarta Menzisa zgrzyta
nieudolnie niejaki Kmieciak, pułkownik Barbasiewicz straszy niemieckim
Mikrobim, a ja się chichram, bo na ścianie wyświetlane są zdjęcia, które
Szpiek zrobił w pierwszym odcinku. Oj, wesoły to pokaz i Realny nader...
Wiecie, moi drodzy, co to jest "mora"? To takie cosik, co w nadmiarze
występuje na papierze przy słabym druku. Te takie kropki, widoczne na
każdym gazetowym zdjęciu, a im gorszy druk – tym kropki wyraźniejsze. Tu
mora tańczyła od krawędzi do krawędzi, machała do mamy i z hukiem waliła
Realia z bańki. Kto się założy, że zamiast zdjęć, pokazano nam po prostu
ordynarny skan z którejś książki Wołoszańskiego, z lekka tylko popaćkany
sepią?

Panczerny zawiera znajomość z posążkiem Komandora Kąpienia bez Es i robią
sobie wzajemnie bingo, a ponieważ fajnie było, umawiają się na powtórkę
w pubie. Panczerny zachwyca się zapalniczką Kąpienia i z jakiegoś powodu
reżyser podkreślił bardzo tę scenę, więc pewnie zapalniczka powróci
jeszcze. Może wystrzeli, może wznieci ogień namiętności, a może tylko
posłuży do identyfikacji trupa. A może chodziło tylko o ukrycie, iż
Kąpień nie zna angielskiego i masakruje fonetycznie pułkownika
Barbasiewicza? No, ale skoro Frycz mógł ostatnio mówić o "HajNdrichu", to
darujmy Kąpieniowi "Hajesa". Najważniejsze, że męska przyjaźń została
zawiązana i że szykuje się wycieczka na Śląsk w celu zdobycia Maszyny
Która Potrafi Mówić Sieeedeeem.

Tymczasem w zamku Tzschocha Szpiek Małaszyński wychodzi na spacer.
Opsikał się dezodoro tak obficie, że wartowników aż otrząsa, gdy ich
mija, a potem daje monodram "Złe wychowanie czyli chamska mordo ty moja".
Nie kłania się księżniczce Annie, pucuje buty rękawiczkami... Słucham?
Wcale nie "strzepuje pyłek". Od tego zaczyna, owszem, ale potem
regularnie trze i szoruje cholewy skórzanymi, oficerskimi rękawiczkami.
Dobrze, że nie czapką... Na zakończenie udaje, że ma bogate życie
wewnętrzne i nieudolnie nie widzi Peszka z pięciu metrów. Zawołany po
nazwisku wiruje w ochjakżejestemzaskoczonym piruecie i skarży się, że go
Fryc Frycz nie lubi. I tu ponownie okazuje się, że to mógłby być nawet
całkiem przyzwoity serial. Już Stenka dała zajawkę, ale tu to mamy w
formie gęstszej. Wystarczyłoby tylko żeby scenarzysta nie pisał
scenariusza, a reżyser nie reżyserował. Wchodzi bowiem na scenę prawdziwy
aktor i bez wysiłku tworzy postać, która nie jest kreacją na Oscara, ale
która w przeciwieństwie do reszty postaci w tym filmie - _jest_. Peszek
nie gra niemal nic, a jednak jest najlepszy w tym tzschochowatym klopsie,
jego Klapaucjusz jest przemyślany, spójny i nie zarysowuje mi monitora
zamaszystymi grymasami. Ba! nawet Fryc Frycz stara się przy Peszku – że
podsunę drobiażdżek z telefonem po skończonej rozmowie. No, kurde, można
jednak... Ciekawe, jak długo?

Klapaucjusz wygląda na safandułę, ale kiedy trzeba potrafi być groźny –
okłada Fryca Frycza po głowie Göringiem i zdobywa dla Szpieka papiery
uprawniające do wstępu w tajniki Strefy X, jak zaskakująco i odkrywczo
scenarzysta nazwał Jaskinię Maszyny. Strefa X. Miażdży. Jest w tym jakaś
wsiowa magia, chłodny powiew taniej wtórności...

Fryc Szyc zostaje wysłany do Leśnej, żeby "sprawdzić" nową w strefie
przyfrontowej Gruszkę, zatrudnioną w "Cafe Rene". W końcu bezpieczeństwo
jest bezpieczeństwo, ordnung ist ordnung i kto wie – może to Frycowi
Szycowi pomoże na problemy z chodzeniem. Fryc Szyc jedzie i dostajemy
kolejną żenującą scenę, w której Gruszka gra jakby była solidnie ujarana:
chichocze jak głupia, podskakuje, trzęsie biodrami i czym tam może,
wzdycha, gnie się i kładzie na stole. Nie wiem, kto wymyślił, że tak
wygląda kokietowanie – mam nadzieję, że Wołoszański z Drabińskim, bo
jeśli Gruszka, to serdeczne wyrazy staropanieństwa i nawet golizna w
"Kochankach z Marony" nie pomoże. Ale ponieważ w filmie wszystko jest
możliwe, a w filmie wg Wołoszańskiego to już zupełnie – Fryc Szyc zaczyna
na Gruszkę lecieć w stylu Eugeniusza Bodo z filmu "Skłamałam" i
delikatnie molestuje ją w przedramię. Gruszka topi smutki i palce w piwie
(bo kelnerka z niej taka, jak ze mnie Aweniu), a my przenosimy się w
klimaty ulicy Gnojnej - w obronie molestowanego przedramienia Gruszki
tańczy ferajna kliku nawalonych żołnierzy w wieku zużytym, uzbrojonych w
fachowo wykonanego "tulipana" (duże brawa dla dziadka-statysty – widać
doświadczenie). W ramach ćwiczeń z Realiów usiłowałem sobie wyobrazić,
jak bardzo nachlany musiałby być niemiecki szeregowy trzy dni przed
emeryturą, żeby skakać z butelką do oficera SS i to z tak chudego powodu.
Wyszło mi że, gdyby był nachlany odpowiednio do zamiaru – nie byłby w
stanie nawet ruszyć brwią.

Szpiek York Małaszyński kontempluje widoki zamku i podgląda jak niemieccy
żołdacy mordują drewniane tabliczki. Pasły się biedactwa na zboczu
zamkowym, trupie czaszki wystawiały do słońca i achtungminen opalały, a
tu teutońskie zbiry wyskoczyły z krzaków i ciach je siekierką w słupek...
Szpiek wygląda jak zwykle, więc nadjeżdżająca księżniczka Anna, gdy tylko
go zobaczyła, natychmiast ustawiła konia tyłem – nie ma co ryzykować, że
chabeta znowu padnie drwiąco i rżąco na widok Małaszynskiego w mundurze.
Rozmowa Szpieka z księżniczką jest jedną z najdurniejszych scen odcinka,
wygląda na to, że była potrzebna tylko po to, by Frycz Fryc powtórzył
nagrodzoną w zeszłym tygodniu kwestię "hehehe... eehehe... ahahaha...
o-o". Księżniczka i Szpiek robią sobie w końcu pół ąsząta (2,5 do 2 dla
Szpieka), potem rzucają sobie "Yo", a Fryc Frycz w nastroju erotycznym
snuje z okna rozważania, że jeśli miłość i pała - to rozmiękcza. Wie pan,
panie obersztumbanfirer... jest jakby odwrotnie, if you know what I mean.

Podróż ze Szpiekiem do Archiwum X trwa długo, trwa w dół i nakręcono ją w
zamku Wolfenstein – winda ta sama, nuda ta sama, tak samo pokracznie
wyglądający strażnicy, tylko nikt do nikogo nie strzela. Dawkę przemocy
zapewnia nam Szpiek, atakując telefon z łokcia. Dopiero w otchłaniach i
czeluściach robi się ciekawie, bo jest Peszek i tłumaczy zasadę działania
Maszyny Która Potrafi Mówić Sieeedeem i Liczyć Do Czterech. Zasada jest
prosta – Ruscy są głupi jak but i stosują te same szyfry po trzydzieści
tysięcy razy. Niemcy też nie najmądrzejsi, choć skala nieporównanie
nniejsza. Napisy "zakaz palenia" wiszą wszędzie, tylko nie tam, gdzie
stoi delikatna Maszyna. Więc oczywiście tylko tam się pali, a delikatna
maszyna dostaje kokluszu, zacina się i odmawia pracy.
Okazuje się także, że drewniane tabliczki z czaszką rosną nie tylko w
lesie, ale także na ścianach piwnicznych; pewnie to jakieś tutejsze
samrdzowate paskudztwo i zaraz będzie zjadać brzunioszpieków.

Klapaucjusz urządza kryptologom klasówkę, w czasie której Szpiek wychodzi
na tępego muła, Pavetta na kujona, a Peszek znowu na jedynego dobrego
aktora w tym gronie, ponieważ zaś szyfrowy tjaktoj wciąż jest zepsuty –
klasa dostaje wolne. Pavetta zaprasza Szpieka na kolację, ale Szpiek robi
kolejnego fopa, zmieniając intymne zaproszenie Pavetty w publiczną
popijawę z kolegami, w dodatku na jej koszt. Potem jeszcze strzela
chamizdatem, przekręcając dresiarsko nazwisko Pavetty i zachowuje się jak
trener wuefu. Brakuje tylko pokrzykiwania "Ruchy! Ruchy!". Dotarliśmy do
reżyserskiej i aktorskiej ściany. Filmowy ciul-de-sac.

Ponieważ kryptolodzy idą chlać między lud plugawy i grupy
rekonstrukcyjne, Fryc Frycz i Fryc Szyc posyłają za nimi Frycla Szpicla w
kapeluszu, a sami zastanawiają się, jak znaleźć Partizan FM – wrażą
stację radiową, działającą w okolicy bez koncesji. A w 'Cafe Rene'
scenarzysta w stylu Profcosinusa z maczugą pogłębia psychologicznie
postać Pavetty. Chcąc poinformować widza, iż Pavetta ma szmergla
matematycznego i jedyny seks jaki zna, to ten, między fünf a sieben,
scenarzysta wymyśla wzór na strój kapusia. I w czasie kolacji każe
Pavetcie wyprowadzać ten wzór ołówkiem. Prawda, że mądre? Że nie
bardzo?... No, ale Scenarzysta i tak jest z siebie dumny – oto pokazał,
co chciał pokazać i to tak, że nawet kaloryfer by zrozumiał. Dobrze, że
przesłania psychologicznego nie wytatuował Pavetcie na brzuchu i nie
kazał jej tańczyć hula. Też nikt by nie przegapił, a efektowne i aluzja
do Maty Hari by była...

Szpiek spotyka się z Gruszką, której przekazuje tajne informacje. Tym
razem kontakt jest bezpośredni, bo zanim Szpiek spisałby wszystko na
bibułce, to by mu usta od ruszania spierzchły. Relacjonuje więc na
zapleczu, a Gruszka marnuje papierosa, bo palić nie umie. Swoją drogą, po
cholerę było kazać jej palić? Dla Realiów? Dla rozciągnięcia sceny? Dla
pokazania, że cierpi? Przecież i tak źle wystarczająco gra w tym filmie,
nie trzeba jeszcze ćmików marnować, żeby to podkreślać i męczyć
dziewczynę nikotyną. Gdyby nie okropna gra Gruszki scena byłaby nawet
śmieszna – zwłaszcza, kiedy Szpiek ostrzega swoją łączniczkę o
niebezpieczeństwie nadawania bez ochrony, a łączniczka z poczuciem
wyższości powtarza "Zmieniam miejsca nadawania". Tłumaczyć, co w tym
zabawnego, czy sami wiecie jak wyglądała gabarytowo radiostacja AD 1945 i
jak fajnie musi wyglądać zmiana miejsca nadawania w wykonaniu wątłego
dziewczęcia, wożącego takie pudło na rowerze i po górkach? Zwłaszcza w
bezpośredniej bliskości spraw tajnych, służb tajnych i w miasteczku
wielkości niewielkości. Mamy też fajny żart techniczny - wg Szpieka
depesz prostej Gruszki Niemcy nie przeczytają, gdyż "używa innego
szyfru". W Tzschosche odkodowują od kopa szyfry jednorazowe, superhiper i
co dzień inne. No ale przecież wielorazowy szyfr prostej telegruszki to
musi być jakieś wypasione Navajo, bo przecież inaczej Szpieka zaraz by
złapali, więc logika może się iść pałować, a widz - Prince Polo zjadać.

Aha, Szpiek zgłasza też Gruszce zapotrzebowanie na śnur circa 15 metrów,
z tym że może być sztukowany. Cóż, jaki Bond – takie gadżety. Jakie
gadżety – taka Q. Ale śnur mnie zaciekawił – może Szpiek użyje go w
pałających kontaktach z księżniczką, glurp? A może wytnie numer
scenarzyście i powiesi się w stajni? "Daj mi dwa dni" – odpowiada Gruszka
tonem dramatycznym i bezlitośnie włóczy spojrzeniem, a zza węgła wychyla
się Stanisław Anioł, i mruczy "A jaka ona tam artystka, jak ona u mnie w
Pułtusku występowała i jeszcze jej przelewem płaciłem?".

Mamy też Ruskich jak mrówków - wszystkich, oczywiście, chodzących. Nawet
pan Jędrula chodzi! Ale jemu jednemu wybaczam, bo choć gra nędznie jak
większość, to bardzo się stara przy salutowaniu. Reszta chaotycznie bije
się rękami po uszach, wali w czoło, próbuje wydłubać oczy sobie lub
przełożonemu, albo po prostu olewa sprawę, salutując byle jak, bo w
ramach Dbałości sprawdzane są mundury i na musztrę już nie starczyło
kasy. Ruscy organizują wielką akcję "Każdy atom na wagę złota", bo
towarzysz Stalin przykazał, a termit w mundurze marszałka przekazał:
"Tego szukajcie. Szukajcie Tego". Nikt nie wie, co to jest Tego, ale
wszyscy zaczynają gorączkowo szukać. Akcją dobrowolnej zbiórki towarów
naukowych zostaje objęty każdy sowiecki cziełowiek - musi dostarczyć
odpowiednią ilość wynalazków, globusów, podręczników, wiaderek myśli
technicznej i innych preparatów ze szczególnym uwzględnieniem atomów.
Więc to nie tak, że oni te zegarki dla siebie... Oni dla ojczyzny w
ramach czynu społecznego, a skąd biedny Tadżyk z Salskich Stepów ma
wiedzieć, jak wygląda np. zapalnik czasowy do bomby atomowej? Zgarnia
więc wszystko jak leci. "Nam się czisło, czyli liczba, musi zgadzać".

Rozmowa pana Jędruli z termitem rozczuliła mnie – fachowość, swoboda w
posługiwaniu się pierwiastkami... Nawet amerykański Barbasiewicz poruszał
się po okręgu ogólności i rzucał metaforami, a tu – proszę. Zapalniki
czasowe, uran, tysięczne części, użyć pluton i Calgon, Friedmann ma
weksel Szapira z żyrem Glassa, windykator jest Bansztajn... On daje 20%
franko loco, towar jest u Luttmana, tylko ten towar jest zajęty przez
Honigmanna z powodu weksel Reuberga. Za ten weksel Reuberga można dostać
gwarancję od jego teścia Rozencwajga, tylko on jest przepisany na
Rozencwajgową, a Rozencwajgowa jest chora...
- A co jej jeeest?
- Jej jest serial.

Całość bardzo nieudanego odcinka wieńczy równie nieudana scena, w której
Fryc Frycz udaje, że czyta. Ponieważ reżyser nie jest wielbicielem
akwarel i aluzji, kwestię czytania załatwia łopatą – Frycz trzyma
książkę, robi minę srającego kota i rusza ustami. O, i teraz to nawet pan
Waldek zrozumiał, że Fryc Frycz czyta. Aktywny (po kuracji Finasterydem)
Fryc Szyc robi przełożonemu prezent z nowiuśkiego wozu pelengacyjnego i
odgraża się, że odnajdzie Partizan FM. "To dobrze..." – mówi Fryc Frycz –
"bo..." – i tu zawiesza głos, a widz spodziewa jakiegoś patetycznego
tekstu o ojczyźnie, zdradzie, Sprawie i Zwycięstwie... "bo..." – no to
może chociaż jakieś taktyczno-strategiczno-wojskowe uzasadnienie?
– "...bo... bo mi na tym zależy. Bardzo." - kończy Fryc Frycz, a widz
gubi szczękę z podziwu dla Polskich Dialogów Sensacyjnych.

Nagrody za tekst odcinka nie będzie, bo ileż można nagradzać Frycza? Tym
razem Nagrodę Specjalną otrzymują Nieznani Statyści, zrzeszeni w grupach
rekonstrukcyjnych. Nic nie mówią, pocą się w mundurach (niektórzy w
trzech różnych na odcinek), salutują zamaszyście i robią za odżywiony
Volksturm. Jako jedyni naprawdę dobrze się bawią.
W roli zimorodka wystąpiła zamordowana z zimną krwią drzewianna
tabliczka z czaszką.

W następnym odcinku: Spiderman-Parówka, ognista akcja z rurką, Gorące
Wargi Fryców, sześćset lat służby czyli Szpiek Wieczny Tułacz.
Oraz onuce.

--
AJK


Dalsze odcinki można znaleźć na:https://groups.google.com/group/pl.pregierz

Forum > Kawały Mięsne > Twierdza szyfrów III
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj