Podoba mi się ta seria, dużo bardziej, niż standardowe narzekanie na Kaczorów
Mieszkałem 21 lat w Szwecji, ale ponieważ to kraj zwijający się, więc wróciłem do Polski. Nie lubię nudy. Mogę teraz opowiedzieć kilka historyjek, ale nie o „głupocie”, ale raczej „odmienności myślenia”. A teraz do rzeczy:
Historia mojego syna, Artura, lat 30, mieszka w Sztokholmie:
Artur spotkał swojego szwedzkiego kumpla (Johan), który jest właścicielem firmy sprzedającej automatyczne urządzenia sterowania i pomiarów dla linii produkcyjnych. Zgadza się, zaawansowana elektronika, automatyka, programowalne obrabiarki, lasery zamontowane na taśmie produkcyjnej robią seryjnie części mebli czy maszyn, itd. Johan chciał podpisać kontrakt z fabryką w Polsce, chodziło chyba o Barlinek (robią deskę podłogową z opatentowaną metodą montowania „na klik”, www.barlinek.com.pl/). W tym celu Johan wykupił bilet do Berlina 8-), tam wynajął samochód i przyjechał do Polski, do Barlinka. - A po co tak, nie można było przylecieć samolotem do Poznania albo choćby Warszawy i później dojechać do Barlinka?, zapytał Artur. Na to Johan: -Bałem się i nie wiedziałem, że tam latają samoloty. (Ja jednak uważam, że mu się Barlinek pomylił z Berlinem, ale może nie mam racji.) Od momentu przyjazdu do hotelu Johan przeżywał same wstrząsy: W hotelu rozmawiał po angielsku, było tam czysto, pięknie urządzony, świetne jedzenie 2 x tańsze jak w Szwecji, miła obsługa, komfort i dużo taniej jak w porównywalnym hotelu w Szwecji. Słowo „porównywalny” nawet mu przez myśl, a tym bardziej przez gardło nie przeszło wcześniej, bo jechał do Polski z lękiem. A tu jedzenie europejskie, smaczne i tanie, a obsługa mówi po angielsku w czystym, eleganckim hotelu. Dla Johana – szok! Tylko drogi wyrywają zawieszenie samochodu.
Drugi szok przeżył w fabryce. Był na hali produkcyjnej i twierdzi, że nigdzie do tej pory nie widział w fabryce obrabiającej drewno takiego porządku. A jeździ po całej Europie ze swoją laserową automatyką. Na hali – czyściutko, żadnych wiórów, trocin, robotnicy ubrani w czyste kombinezony, majster i sekretarki – mówią po angielsku, sprawnie zorganizowana praca, ład i systematyczny porządek. Opowiadał Arturowi: „W Austrii sprzedawaliśmy te same urządzenia. Tam hala produkcyjna brudna, pełno kurzu osadzonego wszędzie, robotnicy niechlujni, brudne kombinezony. Musiał dwa razy jeździć wezwany do napraw gwarancyjnych, a na miejscu okazywało się, że ktoś brudnymi, tłustymi łapami dotykał soczewek optyki pomiarowej i dlatego przestało im działać.” Johan wrócił z Polski zachwycony. Dlaczego? Bo Polskę znał z typowych (?) stereotypów: białe niedźwiedzie, złodzieje, zacofanie, wódka, brud.
Historia moja #1
Spotkałem u mojej córki, Moniki (33 lata, mieszka w Sztokholmie) jej szwedzkich kumpli. Właśnie wrócili z Płocka ze ślubu swego kolegi. Kumpel żenił się z Polką mieszkającą w Szwecji, a pochodzącą z Płocka. Ich wrażenia - Polacy wspaniali ludzie: kontaktywni, serdeczni, gościnni, dowcipni, rozmowni. Poza tym wspaniałe krajobrazy, doskonałe jedzenie, czyste jeziora, piękne tereny, ciekawa architektura. Wady: fatalne drogi i angielski ojca panny młodej był bardzo ograniczony
Przed powrotem , a jechali samochodem na prom do Gdańska, kupili 2 kg kiełbasy, bo im bardzo smakowała. Chcieli dać do spróbowania znajomym w Sztokholmie. Niestety, nie dowieźli, z łakomstwa zjedli wszystko po kawałku zanim dojechali do promu. Powiedziałem im, że taką samą kiełbasę mogą kupić na Torsgatan w Sztokholmie, w polskim sklepie. W Polsce im się bardzo podobało, już robią plany na następne, tym razem samodzielne przyjazdy.
Historia moja #2
W początkowym okresie mojego pobytu w Szwecji, moja nauczycielka języka szwedzkiego z całym przekonaniem twierdziła, że wieloryb to ryba. Ja nie protestowałem, bo w tym czasie jeszcze nie wiedziałem, jak po szwedzku jest „ssak”
Inni też nie protestowali z tego samego powodu.
Historia #3
Pracowałem w Ericssonie w Sztokholmie. Duża firma, znałem kupę ludzi przez kontakty zawodowe. Spotykając ich na korytarzu zawsze wymieniałem standardowy uśmiech i pozdrowienie „hej”. Rutyna. Ale czasami ja mówiłem „hej” do grupki rozmawiających osób na korytarzu i żadnego oddźwięku. Powtarzało się to wiele razy: Pojedynczy człowiek – reagował, był w grupie – nie znał mnie. W mojej głowie rodziły się myśli: „
upki, chamy, rasiści, mobbing, wstydzą się mnie, bo jestem Polakiem, gorsza rasa...” Zwierzyłem się ze swojego problemu polskiemu kumplowi, a on mi na to: „Ty ile czasu jesteś w Szwecji?”... „Tyle czasu tu siedzisz i jeszcze się nie nauczyłeś, że oni mają zupełnie niepodzielną uwagę? Jak dwóch Szwedów rozmawia, to oni cię zwyczajnie nie widzą i możesz mówić im 100 razy 'hej' albo cokolwiek innego, a nawet zrobić piruet, stanąć na głowie, ściągnąć spodnie, to oni tego nie zauważają, nie mówiąc już o reakcji, bo to wymagało włączenie dodatkowego, trzeciego programu obsługi twojego 'hej' (program rozmowy, program rozpoznania 'hej' i program odpowiedzi na 'hej'). Oni działają jednoprogramowo i nie licz na to, że to się zmieni, bo ty mówisz 'hej' albo masz 'szybką, krótką sprawę' w czasie ich rozmowy.” Przekonałem się, że ta teoria sprawdza się idealnie: na ulicy, w pracy, sklepie, pociągu. Zawsze i wszędzie. Czy Szwedzi są głupi? Nie, oni mają niepodzielną uwagę. Punkt – kropka - slut, jak mawiają Polacy w Sztokholmie.
Historia moja #3
Lekcje szwedzkiego, już zaawansowane, indywidualna nauczycielka, Kerstin, tym razem już na poziomie, nie z tych, co utrzymują, że wieloryb to ryba. Dyskusja ogólna. Ja wygłaszam zdanie: „Nam, Polakom łatwiej się porozumieć i zaasymilować w Szwecji, bo Szwedzi i Polacy wywodzimy się z tego samego kręgu kulturowego i etyki zbudowanej wokół zasad chrześcijańskich.” Pani długo procesowała to zdanie w swojej głowie i nic nie powiedziała. Dla niej nie było to oczywiste, choć była w stanie to przyjąć po wewnętrznej walce z funkcjonującymi w jej głowie schematami o Polakach i Polsce. A to przecież truizm.
Historia mojego kumpla, Janka
Janek pracował w Ericssonie, ale jego polskie nazwisko z literką „ę” zostało zmienione tak, że zastąpiła ją literka „e”. Przed pokojem Jasia staje jakiś Szwed, gapi się na wizytówkę na drzwiach i mówi po polsku 8-): „...e... Tu powinno być ...ę...”. Janek wychodzi i jest w szoku. Szwed nazywa się Sven i jest, jak się okazuje, polonofilem, nie ma polskich korzeni, żony ani kochanki z Polski. Jest więc nieznanym polonofilem, bo znanym jest Kjel Abrahamsson, dziennikarz, pisarz, publicysta, który napisał książkę „Bilet w jedną stronę do Polski”, "Enkel biljet till Polen": o tym, jak przyjechał do Polski jako dziennikarz i już nie mógł wrócić do Szwecji, bo się zakochał w Polsce i nie wie, gdzie przynależy. Jest Szwedem, bo w Szwecji wkurwia go wiele szwedzkich zachowań i Polakiem, bo w Polsce wkurwia go wiele polskich zachowań, chce je poprawić, by mu się lepiej żyło
Sven lubił siadać z Jankiem w pokoju do odpoczynku w gmachu Ericssona i rozmawiać po polsku. Sven mówił do Janka: „Patrz się, Janek, na tych głupich Szwedów. Kręcą się tu koło nas i mają nam za złe, że rozmawiamy po polsku. Oni nic nie rozumieją, a więc podejrzewają nas, że coś spiskujemy przeciwko nim. Tacy są Szwedzi, Janek, zawistni i nieufni. Oni nas teraz nienawidzą, bo nie mogą nas kontrolować, nie wiedzą co mówimy! Nawet, jak na przyjęciu uroczystym idziesz do sracza, to musisz wszystkim powiedzieć 'jag gar pa toaleten' = 'idę do sracza', żeby nikt nie przypuszczał, że będziesz robił coś niedozwolonego, jak cię nie widać. To totalitarny kraj!”