Gwoli wyjaśnienia: pracuję w gazecie. Lokalnej. Tygodnik taki. A że renomę mamy, to i różne rzeczy nam się zdarzają ciekawe. Na przykład praktykantki...
Ostatnio też- znajoma przyszła na praktyki. Polonistykę studiuje, niestety. Nie, żebym jej nie lubił, ale jkoś sympatią nie pałam... Na praktyki do gazety przyszła, wcześniej pół roku była kelnerką.
Pierwszy dzień praktyk. Pytanie zasadnicze: "A jak coś się gdzieś dzieje, to jedziecie tam wcześniej, czy dopiero jak ktoś zadzwoni, że się dzieje?". Nie wiedziała biedaczka, że mamy namiotowe dyżury i w krzaczorach czyhamy, aż coś się wydarzy...
Telefony mamy bezprzewodowe w redakcji, bo tak najwygodniej. Praktykantka ma zadanie bojowe- zadzwonić do Urzędu Gminy i dowiedzieć się od Kogoś Czegoś. Urzędy Gmin to urzędy stacjonarne, żeby nie było. Prakti bierze słuchawkę w garść, stuka, czeka...
- Ojej, a tu sygnału w ogóle nie ma, co się dzieje?
Pytam, czy wystukała numer z kartki, na której mamy najważniejsze telefony. Mówi, że tak. Koleżanka z biurka na przeciwko pyta, czy dodała kierunkowy przed numerem.
- Jak kierunkowy? To ten numer nie jest komórkowy??
W naszej okolicy nie mamy numerów stacjonarnych nawet podobnych do komórkowych...
Drugie zadanie- spotkanie RedNacza z Bardzo Ważną Osobą. Prakti ma zrobić kawę i zanieść na piętro redakcji. Po tradycyjnym "ale ja nie umiem" (pół roku bycia kelnerką!!) idzie robić tę kawę. Za chwilę wpada do pokoiku z tacą w rękach (jedyna taca w redakcji, metalowa, okrągła, wygląda jak... taca) i pyta: "Czy to jest taca??"
Kilka wypowiedzi naszej Prakti:
- Ja dzisiaj miałam robić, bo mi szef kazał, ale ja muszę wyjść i mnie nie będzie- to jakoś muszę go powiadomić... Jak myślicie, może zadzwonić? Można do niego dzwonić??
-Jak robiliście ankiety, to sami wymyślacie pytania?
O facecie-imitatorze, który wydawał z siebie dźwięki właściwe zwierzętom pociągowym Świętego Mikołaja: "uzurpował sobie głos renifera".
Wczoraj przyłapałem ją na tym, że w słowniku sprawdza znaczenie słowa "refundacja"- polonistyka, kurdele...
Przy trzeciej próbie sięgnięcia po telefon: "Ciężka jest praca dziennikarza"
Po wyjeździe z koleżanką na otwarcie placu zabaw: "Bez sensu! Pojechałyśmy, zrobiłyśmy kilka zdjęć i to wszystko!"
I na koniec coup de grace:
- Ta praca jest okropna... Siedzę tu już pięć godzin i myślę... W poprzedniej mi się to nie zdarzało!
Ostatnio też- znajoma przyszła na praktyki. Polonistykę studiuje, niestety. Nie, żebym jej nie lubił, ale jkoś sympatią nie pałam... Na praktyki do gazety przyszła, wcześniej pół roku była kelnerką.
Pierwszy dzień praktyk. Pytanie zasadnicze: "A jak coś się gdzieś dzieje, to jedziecie tam wcześniej, czy dopiero jak ktoś zadzwoni, że się dzieje?". Nie wiedziała biedaczka, że mamy namiotowe dyżury i w krzaczorach czyhamy, aż coś się wydarzy...
Telefony mamy bezprzewodowe w redakcji, bo tak najwygodniej. Praktykantka ma zadanie bojowe- zadzwonić do Urzędu Gminy i dowiedzieć się od Kogoś Czegoś. Urzędy Gmin to urzędy stacjonarne, żeby nie było. Prakti bierze słuchawkę w garść, stuka, czeka...
- Ojej, a tu sygnału w ogóle nie ma, co się dzieje?
Pytam, czy wystukała numer z kartki, na której mamy najważniejsze telefony. Mówi, że tak. Koleżanka z biurka na przeciwko pyta, czy dodała kierunkowy przed numerem.
- Jak kierunkowy? To ten numer nie jest komórkowy??
W naszej okolicy nie mamy numerów stacjonarnych nawet podobnych do komórkowych...
Drugie zadanie- spotkanie RedNacza z Bardzo Ważną Osobą. Prakti ma zrobić kawę i zanieść na piętro redakcji. Po tradycyjnym "ale ja nie umiem" (pół roku bycia kelnerką!!) idzie robić tę kawę. Za chwilę wpada do pokoiku z tacą w rękach (jedyna taca w redakcji, metalowa, okrągła, wygląda jak... taca) i pyta: "Czy to jest taca??"
Kilka wypowiedzi naszej Prakti:
- Ja dzisiaj miałam robić, bo mi szef kazał, ale ja muszę wyjść i mnie nie będzie- to jakoś muszę go powiadomić... Jak myślicie, może zadzwonić? Można do niego dzwonić??
-Jak robiliście ankiety, to sami wymyślacie pytania?
O facecie-imitatorze, który wydawał z siebie dźwięki właściwe zwierzętom pociągowym Świętego Mikołaja: "uzurpował sobie głos renifera".
Wczoraj przyłapałem ją na tym, że w słowniku sprawdza znaczenie słowa "refundacja"- polonistyka, kurdele...
Przy trzeciej próbie sięgnięcia po telefon: "Ciężka jest praca dziennikarza"
Po wyjeździe z koleżanką na otwarcie placu zabaw: "Bez sensu! Pojechałyśmy, zrobiłyśmy kilka zdjęć i to wszystko!"
I na koniec coup de grace:
- Ta praca jest okropna... Siedzę tu już pięć godzin i myślę... W poprzedniej mi się to nie zdarzało!
--
Zippo, w każdej ilości, przyjmę