Tak sobie siedzę przy kolacji i myślę, czym by tu ugościć mojego Misia, gdy wróci wreszcie z Bardzo Ważnego Spotkania z szefem. Tym co pęka.
I przypominają mi się nasze początki. A dokładnie jeden, kiedy bardzo ostrożnie i nieśmiało zaczęliśmy lodzikowanie. Zupełnie zielona zdałam się na swoją kobiecą, bądź co bądź, intuicję. A Miś, jako dżentelmen, dawał mi pełną swobodę. W przerwach na nabranie i ogólne wyrównanie oddechu bacznie obserwowałam twarz mojego Misia, czy wszystko w porządku. Póxniej doszłam do wprawy i znienacka zadawałam pytania w stylu:
- Tak dobrze, Kochanie?
Odpowiedzią było:
- Yhmmmyyymmmhhuuuyyym...
Za każdym razem brałam to za dobrą monetę, bo Miś, jako dżentelmen, prócz swobody dawał mi też wysokie poczucie swojej wartości. I rozkręcałam się coraz bardziej, aż w którymś momencie Miś zdołał wyszeptać, cicho i z pewnym lękiem:
- Kochanie, tylko nie urwij...
I przypominają mi się nasze początki. A dokładnie jeden, kiedy bardzo ostrożnie i nieśmiało zaczęliśmy lodzikowanie. Zupełnie zielona zdałam się na swoją kobiecą, bądź co bądź, intuicję. A Miś, jako dżentelmen, dawał mi pełną swobodę. W przerwach na nabranie i ogólne wyrównanie oddechu bacznie obserwowałam twarz mojego Misia, czy wszystko w porządku. Póxniej doszłam do wprawy i znienacka zadawałam pytania w stylu:
- Tak dobrze, Kochanie?
Odpowiedzią było:
- Yhmmmyyymmmhhuuuyyym...
Za każdym razem brałam to za dobrą monetę, bo Miś, jako dżentelmen, prócz swobody dawał mi też wysokie poczucie swojej wartości. I rozkręcałam się coraz bardziej, aż w którymś momencie Miś zdołał wyszeptać, cicho i z pewnym lękiem:
- Kochanie, tylko nie urwij...
--
lek na całe zło :))